Kościelne afery
Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Łukasza

0 opinie
Wyczyść

Na medialnego lidera afer wszelakich wyrasta Kościół katolicki. Każdego dnia coś się dzieje. Można by powiedzieć, że dzień bez kościelnej afery jest dniem straconym. Nic się tak dobrze nie sprzedaje, jak afera z koloratką w tle. Reakcje na tego rodzaju doniesienia są różne. Jedni uważają, że wszystko to kłamstwa i wymysły wrogich sił. Inni – z drugiego krańca – są przekonani, że Kościół nie ma żadnych wrogów, a dziennikarze piszący o aferach w Kościele nie mają żadnego innego celu niż szlachetna walka ze złem i szerzenie dobra. Pośrodku miotają się ci, którzy chcą dokonywać jakichś rozróżnień, sprawdzać i konfrontować informacje, docierać do faktów. Niestety, wobec złożoności materii i własnych ograniczeń stoją raczej na przegranych pozycjach, a ponadto często wychodzą na frajerów, którzy nie potrafią podpiąć się do żadnego z głównych obozów „słusznej” interpretacji rzeczywistości.

Problem polega na tym, że nie mamy dostępu do faktów z pierwszej ręki. A zdolni „wielcy interpretatorzy” wciskają nam to, co chcą. Zdarzyło się jednak nieraz, że mówiono o sprawie, którą znałem bezpośrednio, u samych źródeł. Dawno temu pisałem o staraniach jezuitów o uzyskanie odszkodowania – poprzez Komisję Majątkową – za zabrany bezprawnie zakonowi budynek uczelni „Bobolanum” w Lublinie. Kiedy prowadzona z wielką pieczołowitością procedura dobiegała końca, ktoś dał sygnał do medialnego ataku. Własnym oczom nie wierzyłem, że można pisać tak bezczelne kłamstwa. Co ciekawe, nikt z piszących na ten temat nie zgłosił się do mnie z jakimkolwiek pytaniem, a to ja – jako ówczesny prowincjał – miałem w tej kwestii wiedzę źródłową. Miałem też bolesną świadomość, że przeciętny czytelnik jest bezbronny wobec tego rodzaju manipulacji i „łyka” oszczercze sugestie, że jezuici coś tam jednak zachachmęcili. Dlaczego jezuici nie poszli do sądu? Nie chcieliśmy kopać się z koniem, czyli z koncernem, który ma dużo pieniędzy i bardzo sprawnych prawników na swe usługi.

W czerwcu pisano o oskarżeniach o korupcję pod adresem kard. Crescenzio Sepe. „Nowymi kłopotami Watykanu” zajął się z wielką wyobraźnią niejaki Tomasz Bielecki, związany z „Gazetą Wyborczą”. Bielecki rozwija swą spiskową teorię, powołując się na „jednego z rzymskich księży”, który miał stwierdzić, że „ta sitwa potrafi być równie niezniszczalna jak mafia”. No cóż! powołując się na „jednego z rzymskich księży”, można by cuda-niewidy opowiadać np. o biznesach ludzi „GW”. Bielecki stara się też swe rewelacje podeprzeć jakimś nazwiskiem i odwołuje się do włoskiego publicysty Giana Lucconiego. Byłbym wdzięczny Bieleckiemu za przybliżenie tej zapewne wybitnej postaci, bo włoski Internet o kimś takim milczy. Może Lucconi jest publicystą głęboko zakonspirowanym. Jeśliby dać wiarę Bieleckiemu i włoskim mediom, to trzeba by przyjąć – jak to zauważył polski dziennikarz w Rzymie Piotr Kowalczuk – że korupcyjny biznes kardynała polegał na tym, że zrobił on pewnemu ministrowi prezent w postaci 4–8 mln euro, by w zamian otrzymać 3,5 mln euro. Nielogiczne? Nie szkodzi! Kto jest w stanie sprawdzić od strony faktów tekst Bieleckiego? Prawie nikt! – nawet sam Bielecki, bo po prostu brak mu rzetelnej wiedzy. Ale przecież nie o rzetelną wiedzę w tym wszystkim chodzi…

Ciekawym przypadkiem afery kościelnej jest never-ending story pt. „Arcybiskup Paetz”. Ponad miesiąc temu rozgrzani arcybiskupem dziennikarze donosili z entuzjazmem, że jest wielki c.d. afery sprzed ośmiu lat: Paetz ma być całkowicie zrehabilitowany, abp Gądecki podaje się do dymisji, kolejna kompromitacja Benedykta XVI, który w tej sytuacji całkowicie traci wiarygodność, Kościół upada! A wygląda na to, że chodziło jedynie o rozważenie możliwości (przyznaję, że kontrowersyjnej), by abp Paetz mógł czasem przewodniczyć jakiejś mszy, np. odpustowej, gdy go jakiś proboszcz zaprosi. Taka decyzja ostatecznie nie zapadła, o żadnej rehabilitacji (na czym by to miało polegać?) Paetza w ogóle nie było mowy, a abp Gądecki szczęśliwie przewodzi Kościołowi poznańskiemu. Nieszczęsny bohater całego zamieszania zapewne dożyje swoich dni w niesławie jako biskup senior, a czasem pokaże się na jakiejś większej uroczystości, budząc zgrozę „czystych”. Jeden ze zgorszonych napisał tekst Jawność, proszę!. Kto, co, z kim i o której godzinie! Niech wszelkie grzechy zostaną ujawnione! Ha! Ten postulat zostanie w pełni zrealizowany na sądzie ostatecznym. Ale jak go wypełnić w tym życiu? By zrobić jakiś krok do przodu, składam samokrytykę. Otóż kiedyś pewien ksiądz (nie Polak) swoim kciukiem niespodziewanie dotknął mojego pieprzyka na policzku, pogłaskał i powiedział: E’ bello questo (Ładne to). Lekko zesztywniałem, bo homoseksualne gesty mnie brzydzą, ale – wyznaję – nie uznałem tego za molestowanie (gdybym uznał, to walnąłbym w gębę) i nie doniosłem na policję o tym występku. Jawności nie stało się zadość. Poprawię się! Następnym razem z podobną sprawą zgłoszę się do samej „GW”.

A tak na poważnie, to chciałoby się, żeby wstępne rozmowy o różnych sprawach między hierarchami Kościoła odbywały się z należytą dyskrecją (dość kościelnego plotkarstwa i przecieków!), a wypracowane decyzje były w sposób kompetentny i jasny komunikowane mediom, które są, jakie są, a na pewno nie będą lepsze.

Kościelne afery
Dariusz Kowalczyk SJ

urodzony w 1963 r. – jezuita, profesor teologii, wykładowca teologii dogmatycznej, profesor Wydziału Teologii Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. W latach 2003-2009 prowincjał Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze