List do Rzymian
III niedziela adwentu, 5 grudnia 2010 roku
Iz 35,1–6a.10 / Ps 146 / Jk 5,7–10 / Mt 11,2–11
Zatem tak wygląda przyjaźń z Jezusem? Jan Chrzciciel i Jezus byli kuzynami, niemal rówieśnikami, ich matki znały się i przyjaźniły, a losy obu od momentu poczęcia naznaczone były cudownymi wydarzeniami i znakami Bożej obecności. Jan był Głosem przygotowującym drogę Jezusowi. Zapowiadał Jego nadejście jako Mesjasza, udzielał Mu chrztu, był świadkiem objawienia Boga w postaci Gołębicy nad wodami Jordanu i słyszał głos wskazujący na Jezusa jako Syna Bożego. To były wielkie czasy, wielkie wydarzenia, dające poczucie, że uczestniczy się w czymś niezwykłym. Ale potem było już całkiem inaczej…
Uczniowie Jana porzucali swojego mistrza, idąc za Jezusem, co wzbudziło nawet oburzenie jednego z sympatyków Jana, który mówił do niego z wyrzutem: „Ten, którego ochrzciłeś, teraz sam głosi i wszyscy idą do Niego!” (J 3,26). A potem było jeszcze gorzej. Jezus nie tylko zabrał mu najlepszych uczniów, ale i pozostawił go całkiem samego! Jan, uwięziony przez Heroda, w samotności czekał na jakiś znak i ciąg dalszy cudownych wydarzeń, na objawienie Mesjasza, triumf sprawiedliwości i zwycięstwo Jezusa, a tu… nic. Pustka, więzienie i samotność. Mógł się czuć rozczarowany, bo Ten, który był jego przyjacielem, nawet go nie odwiedził, a przecież mówił o czynieniu dobra oraz odwiedzaniu chorych i uwięzionych… więc jak to tak? Nic dziwnego, że prosi uczniów, by poszli do Jezusa i zapytali: „Czy Ty jesteś tym, na którego czekaliśmy?”. A w podtekście zastanawia się pewnie także: „Czy mój los jest Ci obojętny?”. Potem jest już tylko absurdalna śmierć Jana, jak z greckich tragedii, śmierć w wyniku kaprysu, pijanej uczty, uwodzicielskiego tańca. Śmierć niepotrzebna i przypadkowa, bez znaczenia, bez specjalnego sensu.
Trudno zrozumieć tę przyjaźń. Gorycz samotności podpowiada nam czasem smutne interpretacje: „murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść…”. Poczucie, że inni nas wykorzystali do swoich celów, może zatruć każdą starość, każdą przyjaźń. W miłości i przyjaźni można czasem czuć się samotnym i wykorzystanym, ale to jeszcze nie znaczy, że to nie była albo nadal nie jest, prawdziwa miłość. Zanim zamkniesz się w więzieniu goryczy i wątpliwości, wyślij poselstwo do tego, kogo kochasz, i zapytaj go: „Czy to ty jesteś tym, na kogo czekałem?”. Być może usłyszysz w odpowiedzi słowa, które odnowią twoją wiarę i miłość. Życie tego, kogo kochasz, nie musi być także twoim życiem, aby nadal było życiem dla ciebie.
Oceń