Będzie u nas jak w Brazylii

Będzie u nas jak w Brazylii

Oferta specjalna -25%

Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan

0 opinie
Wyczyść

Parafianie wrzucali pieniądze do skarbonki, sadzili drzewa wokół pomnika, modlili się o powodzenie budowy. Aż nagle usłyszeli, że z budową koniec. Bo największy na świecie Jezus jest nielegalny.

Pomnik Chrystusa Króla stanął wśród pól rzepaku 6 listopada 2010 roku dokładnie o godz. 15.57. Ogromny dźwig umieścił głowę Chrystusa na szczycie białej statuy. Rzeźbiarz nadał mu rysy wyraziste, aby były czytelne z daleka. Wydatny nos, oczy osadzone głęboko, wystające kości policzkowe, lekko zmarszczone brwi. Rozkłada ręce w geście błogosławieństwa, jakby chciał przytulić okolicę. Odległość od prawej do lewej dłoni to 24 m. O metr mniej niż basen na miejscowej pływalni. W Świebodzinie czekali na ten pomnik 10 lat. Pan Włodzimierz przyglądał się budowie z pewną niechęcią. Nie lubi tej polskiej gigantomanii, ale gdy w sobotnie popołudnie 6 listopada zobaczył gotowego Jezusa, aż go w gardle ścisnęło z wrażenia. – O Boże! – westchnął. Schował aparat fotograficzny do futerału i długo wpatrywał się w twarz Jezusa.

Budowniczy Jezusa

Kilka dni wcześniej. Pod pomnik, na niebieskim rowerze z białymi oponami podjeżdża niewysoki starszy pan. To Jan Zawadzki, najmłodszy brat księdza Sylwestra Zawadzkiego. Zarządza robotnikami przy budowie i przy porządkowaniu terenu wokół monumentu. – Brat powiedział mi: kupiłem działkę, cztery i pół hektara, będę stawiał pomnik Chrystusa Króla – opowiada, oprowadzając mnie po placu budowy. Pan Jan przed laty skończył zawodówkę budowlaną, pomagał kuzynowi stawiać dom. Gdy więc tylko dowiedział się o największym Chrystusie, natychmiast zaoferował pomoc.

W rodzinnym domu Zawadzkich we wsi pod Radomiem było sześcioro rodzeństwa. Rodzice mieli gospodarstwo. Sylwester – drugi z kolei syn – urodził się w 1932 roku. W liceum ogólnokształcącym spędził dwa lata. We wrześniu do domu przyszedł list: „Przyjeżdżaj”. W tajemnicy przed rodziną Sylwester złożył dokumenty do seminarium i został przyjęty. Pożegnał rodziców i wyjechał uczyć się do Paradyża.

Od początku swego kapłańskiego życia pracował na ziemiach zachodnich. Szczecin, Chojno, Zbąszynek, Bobrowniki. W Radnicy nawet kaplicy nie było, tylko w polu kawałek ściany, pamiątka wojennej bomby. Ksiądz Zawadzki zbudował nowy kościół.

Gdy przyjechał do Świebodzina, ludzie mówili już o nim „Ksiądz Budowniczy”. Marzył, że na osiedlu Widok zbuduje świątynię o siedmiu wieżach. Na początku lat 80. XX wieku realizacja tego planu była jednak niemożliwa. Chciał więc postawić hospicjum. Kuria niepokoiła się, że nie zdąży z budową przed emeryturą.

Parę lat później biskupi powiedzieli mu jednak: buduj kościół, a w połowie lat 90. na osiedlu Słonecznym został wmurowany kamień pod budowę świątyni pw. Miłosierdzia Bożego. U architekta Mariana Fikusa ksiądz Zawadzki zamówił projekt bazyliki. Żeby budowa szła sprawniej, otworzył własny tartak i cegielnię. Świątynię otoczyła biała kolumnada z postaciami dwunastu apostołów.

– Dwa duże kościoły zbudował od podstaw i plebanię. Dwa kościoły poszerzył – Jan Zawadzki jest dumny z brata.
Dwa lata temu biały kościół z ażurowymi wieżami górującymi nad świebodzińskim blokowiskiem zyskał rangę Sanktuarium Miłosierdzia Bożego.

Jezus jak cud świata

– Będzie u nas jak w Brazylii – mówią spotkani pod pomnikiem ludzie.
Jezus ma już na świecie swoje wielkie pomniki. W Polsce dotychczas największa była figura Chrystusa Króla zbudowana w 1937 roku we wsi Mała koło Ropczyc na Podkarpaciu. Tym pomnikiem mieszkańcy chcieli podziękować Bogu za ocalenie pól i domów przed gradobiciem. Cała wieś nosiła na wzgórze kamienie, z których zbudowano fundament. Siedemnastometrowa figura z betonu przetrwała wojnę niemal bez uszczerbku, hitlerowcy odstrzelili jej jedynie palec. Podobno rzeźba ma moc uzdrawiania: pewien człowiek, skarżący się na dotkliwy ból palca, przeszedł niegdyś na kolanach z kościoła w Małej na wzgórze. Ból minął, jak ręką odjął. W 2007 roku mieszkańcy regionu uznali pomnik za jeden z siedmiu cudów Podkarpacia.

Autor podkarpackiego pomnika rzeźbiarz Wojciech Durek wzorował się na tym najsłynniejszym, starszym o sześć lat Chrystusie Zbawicielu z Rio de Janeiro. Brazylijczycy, budując ten pomnik, uczcili stulecie niepodległości. Trzydziestometrowy Jezus z granitowego wzgórza Corcovado rozłożonymi ramionami wita przybywających drogą morską gości. Symbolizuje otwartość. W 2007 roku został obwołany jednym z siedmiu nowych cudów świata.

Dziesięć lat temu biskup Adam Dyczkowski powierzył Świebodzin Chrystusowi Królowi w opiekę. Pomnik ma przypominać o intronizacji Chrystusa. Świebodziński Jezus powstawał początkowo jako ogrodowa rzeźba. Miał być niewiele większy od cudu Podkarpacia. Z czasem zamysł księdza Zawadzkiego się zmienił i lubuski Chrystus Król ma przewyższyć nawet brazylijski cud świata.

Jezus jak komin

Kopiec, na którym stanął, usypywano dwa lata. Setki wywrotek przywoziły kamienie i gruz z okolicznych budów.
Potem robotnicy wykopali w kopcu dół, jakby na sadzawkę. Dziesięć metrów w głąb ziemi wkopali stalową konstrukcję, wzmacniającą pomnik. Postać Jezusa musi być odporna na burzę, śnieg i huragan, nie za ciężka, dobrze wyważona.

Z początku Jezus miał być jak Statua Wolności lub pomniki ku chwale ojczyzny stawiane po drugiej wojnie światowej w Związku Radzieckim. Jezusa z blachy miedzianej proponował rzeźbiarz Mirosław Kazimierz Patecki, autor modelu pomnika. Na zakup kosztownej blachy stać jednak wielkie amerykańskie miasto, Moskwę albo Kijów. Świebodzin to nie Nowy Jork.
Jezus mógł być jak okręt. Użycie siatkobetonu, z którego buduje się jachty, zaproponował inżynier z Konina. W takim materiale trudno jednak modelować kształty. A przecież Jezus nie może być toporny jak statek wojenny.

Ksiądz Zawadzki szukał specjalistów, którzy podpowiedzą, z jakiego materiału wykonać figurę.
– Byłem w niejednej elektrowni, wspinałem się na chłodnie kominowe, te najwyższe, mierzące nawet 130 m. Konsultowałem budowę teatrów, stadionów – wylicza prof. Jakub Marcinowski z Uniwersytetu Zielonogórskiego. – Gdy się dowiedziałem, że ksiądz Zawadzki potrzebuje pomocy, zaangażowałem się bez wahania. Choć przyznam, budowa takiej figury była dla mnie niemałym wyzwaniem.

Zaproponował księdzu metodę torkretu: natryskiwania betonu na stalową siatkę. W hali fabrycznej zaczęły powstawać wysokie na 2,5 m segmenty pomnika: grube na 25 cm i wytrzymałe tak, że nawet stutonowy nacisk im nie zaszkodzi. W tej technologii wykonano 20 m pomnika. – Figura Jezusa, inaczej niż komin, nie zwęża się ku górze. Jezus ma szerokie szaty, rozłożone ramiona – mówi prof. Marcinowski. Wyższe jej partie musiały zostać zrobione z lżejszego materiału, by stabilnie trzymały się na podstawie. Inżynierowie, docenci, przyjeżdżali do Świebodzina i radzili nad rozwiązaniem.

Komuś się przypomniało, że w Nowinach Wielkich działa park dinozaurów: z prehistorycznymi zwierzętami naturalnych rozmiarów. Wykonane są z laminatu, żywicy zbrojonej włóknem szklanym. Docent Mikołaj Kłapoć, który konstrukcję pomnika konsultował od początku, pilnował, by laminat był odporny na promieniowanie, wysokie i niskie temperatury, bo ten, z którego wykonano parkowe figury, na słońcu ulega korozji. Jezus jest więc trochę jak dinozaur, jednak znacznie trwalszy.

Jezus od mieszkańców

Ile kosztuje budowa pomnika? – Nie wiadomo. My tu gospodarczo robimy – odpowiada Jan Zawadzki. Ksiądz prowadził księgi przez rok. Potem na robienie notatek brakowało już czasu, a pieniędzy, by zatrudnić do tego zadania dodatkową osobę nie było.
Zresztą ksiądz rzadko kupował usługi i towary w sklepie. Ktoś podarował mu beton, kto inny przysłał sprzęt, ktoś jeszcze pomógł w transporcie. Stalowy szkielet dający posągowi stabilność powstał z części żurawi budowlanych.
Pomagali lokalni przedsiębiorcy.

– Trzy razy mogłem zginąć, trzy razy Bóg ratował mi życie – opowiada właściciel firmy X. – Ostatnio jakieś trzy lata temu. Jechałem niemiecką autostradą i… zasnąłem. Nagle poczułem mocne szarpnięcie. Pomyślałem: skoro nikt koło mnie nie siedzi, to musiał być Anioł Stróż – opowiada. – Jak Bogu podziękować za to wszystko, co mam: zdrowie, rodzinę, prosperującą firmę? Podstawiłem na budowę dźwig, służy już dwa lata, wysyłałem na budowę swoich pracowników. Każdy włącza się, jak potrafi, jeden wrzuci parę złotych na tacę, inny się pomodli, jeszcze inny podaruje materiały. W ten sposób oddajemy hołd Jezusowi.

Biznesmen z firmy Y przed laty wylicytował na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy największy w Polsce kabriolet, autobus pekaesu bez dachu. Do największego pomnika Jezusa też się dołożył. – Są głosy, które mówią, że ksiądz mógłby postawić budynek użyteczności publicznej, dom dziecka, szpital, hospicjum – przyznaje. – Wolą darczyńców było jednak budować pomnik. A ci, którzy najgłośniej się oburzają, złotówki nie dali: ani na Jezusa, ani na szpital – tłumaczy mi przez telefon.
Przy ulicy, naprzeciw pomnika, zatrzymuje się pan Eugeniusz, emerytowany wuefista. Lubi tędy spacerować, oglądać budowę. – Szpital to jest sprawa ministerstwa zdrowia, ono się powinno tym zająć, bo ludzie na szpital nie dadzą – pan Eugeniusz jest realistą. Co miesiąc oddaje coś z emerytury na konto Jezusa. Przez te lata zebrałoby się już parę tysięcy.

Parafianie wrzucali pieniądze do skarbonki, sadzili drzewa wokół pomnika, modlili się o powodzenie budowy. Aż nagle usłyszeli, że… z budową koniec.

Jezus nielegalny

Pod pomnik przybyli inspektorzy budowlani i zaczęli się doszukiwać u Jezusa braków:
Jezus nie ma piorunochronu.
Jego szkielet nie ma certyfikatu.
Jezus powstaje na gruntach rolnych, a przecież budowa pomnika to nie uprawa.
Jezus to samowola budowlana.
Jezusa trzeba rozebrać.

– Ksiądz Zawadzki przyjechał do mnie zrozpaczony, pyta, czy można coś w ogóle zrobić, by dostać ten certyfikat na stal – wspomina prof. Marcinowski. – Tłumaczę, że oczywiście, lecz potrzebne będą próbki konstrukcji. A on woła stojącego za drzwiami człowieka, ten wchodzi z wielką torbą. I już próbki leżą przede mną. Ksiądz nawet przez moment nie zakładał, że pomnik nie powstanie.

Miejscy radni głosowali wyjątkowo zgodnie: zmienili przeznaczenie gruntów w planie miejscowym.

Jezus stał się legalny, ale kłopoty z budową ksiądz Zawadzki przypłacił zawałem serca. Od tej pory zrobił się ostrożniejszy: z dziennikarzami o największym na świecie

Jezusie rozmawia rzadko albo nie rozmawia wcale. – Gdy wszystko będzie gotowe, to się spotkamy – tłumaczy grzecznie.

Jezus patrzy na Tesco

Jezus spojrzy na Tesco – mówią o pomniku. Figura będzie zwrócona twarzą ku parafii. Dlatego Jezus zobaczy też pływalnię miejską, restaurację Graffit, mnóstwo nowych domów. Wokół Jezusa Świebodzin się rozwija.

W wejściu do restauracji gości wita informacja: „Hotel – otwarcie grudzień 2010”. – Właściciele myślą też o klubie w piwnicy, kulturalnym, dla starszych ludzi, z muzyką z lat 80. – mówi kelnerka Ola. Ma 22 lata, narzeka na Świebodzin. – Gdy wracam wieczorem z pracy, wszystkie okna są ciemne. Nic tu nie ma. Zimne kino Kosmos pachnące kurzem i jeden klub, Retro, koło dworca. W weekendy zmienia się w sardyniarnię – tak jest tam gęsto – wzdycha, podając mi zupę z dyni. Po chwili spogląda przez okno na zasłoniętą drzewami figurę. – Z apartamentu będzie ją widać w całej okazałości – podkreśla.

Wokół pomnika ma powstać rajski ogród ze stoma gatunkami roślin, ma być droga krzyżowa, może jakaś kaskada. Stoją już teraz wokół kopca proste krzyże z brzozowych konarów.

Podczas pierwszej próby założenia głowy Jezusowi przyjechało tyle samochodów, że nawet nie było sensu wychodzić pod pomnik. Zatem choć Ola budowę ma za oknem, wolała oglądać montaż w TVN. Z telewizji dowiedziała się, że głowa z ramionami okazała się dla dźwigu za ciężka. Trzeba było głowę Jezusowi odciąć i zamówić mocniejszy dźwig, który złoży statuę z kawałków.

W telewizji oglądała też Szymon Majewski Show. – Jesteśmy teraz, moi drodzy, lepsi od Brazylii. Pokonaliśmy ich na figury Jezusa – ogłaszał Majewski. – Nasz Jezus jest większy od tego w Rio. Podobno już w te święta nie będzie można śpiewać w Świebodzinie kolędy „Jezus malusieńki”.

Największemu polskiemu Jezusowi nie odpuścił też satyryk Marek Raczkowski. Namalował taki obrazek: dziennikarka pyta stojącego pod pomnikiem mężczyznę:
– Od czasu pojawienia się figury Chrystusa plony na okolicznych polach wzrosły tak bardzo, że mówi się o cudzie. Co na to sceptyk?
– No cóż, to proste: Chrystus wystraszył stąd wszystkie wróble – odpowiada facet. A za nim, w tle, Jezus rozkłada ręce jak wielki strach na wróble.
– Śmieją się z nas. Mówią Rio de Świebodzineiro. Majewski żartował, że będziemy mieli większy niż w Brazylii karnawał – opowiada Ola. – Ale może Jezus rzeczywiście coś zmieni? – znów spogląda za okno. – Zaczną przyjeżdżać ludzie, miasto naprawdę ożyje?

Do rozmowy włącza się szef kuchni. Podaje mi nadgarstek do uściśnięcia, bo na dłoniach ma gumowe rękawiczki. – Pielgrzymom będę podawał wołowinę na toście, bo smaczna i sycąca. I pachnie ziołami – rzuca, znikając za kuchennymi drzwiami.

Jezus jak strach

– Siostra Faustyna rozpłakała się, gdy zobaczyła obraz Jezusa Miłosiernego, namalowany według Jego wskazówek. Nie była zadowolona z efektu – uśmiecha się pan Przemysław, który wybrał się tu na spacer z żoną i dwuletnim synkiem. – A czy dziś ktoś ocenia estetykę obrazu „Jezu, ufam Tobie”? – patrzy na głowę Jezusa. – Ten jest bardzo dostojny, proszę zobaczyć, jakie ma spojrzenie, poważne, spokojne. Ten posąg będzie symbolem naszej przynależności do Boga. Tak, Jezus ma przeciwników. Ale dwa tysiące lat temu też ich przecież miał, prawda?

O cuda modlą się wierni w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego. Kościół otwarty jest dla przyjezdnych 24 godziny na dobę. W grubym zeszycie leżącym przy Kaplicy Wieczystej Adoracji pielgrzymi zapisują intencje. „Abyś przyprowadził do Polski na stałe ciocię Kasię z rodziną”. Proszą o dobry poród dla Kingi i o to, by Misia ułożyła sobie życie. „Żebym nie musiała nosić okularów i żeby taty nie bolała noga”. Oddają Jezusowi w opiekę Marka, córkę, męża. Dziękują za zdrowie, za 70 lat. Takich wpisów jest rocznie 700.

– Bez wątpienia pomnik będzie magnesem, który przyciągnie, daj Boże, więcej pielgrzymów niż turystów – mówi ksiądz Zygmunt Zimnawoda, który latem zastąpił księdza Zawadzkiego w roli proboszcza parafii Miłosierdzia Bożego. – Co do cudów: jakie łaski zostały już wymodlone, za wcześnie mówić – dodaje.
Ale świebodzinianie twierdzą, że na miasto łaski już teraz spływają. – Żyje się tu dobrze, spokojnie, nie ma większych problemów z pracą – wylicza pan Przemysław. – Do fabryk ludzie dojeżdżają nawet z większych miast. A proboszcz parafii Michała Archanioła zauważył kiedyś, że nawet gdy okolicę trapią wichury, Świebodzin unika żywiołów. Coś w tym może jest.

Jezus jak stop

21 listopada w uroczystość Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata pomnik uroczyście odsłonięto. Ksiądz Piotr Markiewicz z parafii w Czaczu był w Świebodzinie dwa razy, pomnik wtedy dopiero powstawał. Przypomniał mu się Licheń z lat 70., gdy w miejscu dzisiejszej świątyni stały baraki i skromny drewniany kościółek. – Upór proboszcza sprawił, że ten opuszczony zakątek stał się miejscem kultu. Trzeba nam Bożych szaleńców, by wierze stawiali znaki. Byśmy pamiętali o miłosierdziu – mówi.
Jak wielki jest znak, który stanął w Świebodzinie? Ksiądz Zawadzki początkowo planował, że statua powinna mieć 33 m, po metrze na każdy rok życia Jezusa. Trzy metry miała stanowić sama korona – bo trzy lata trwała działalność publiczna Jezusa. Potem wymiary się zmieniały, korona – o którą pomnik miał przewyższać ten z Rio – jest trochę mniejsza, bo przy konstrukcji z nasypem mierzącej więcej niż 50 m trzeba by prosić o zgodę na budowę wojsko.

Nad rozmiarami figury zastanawiała się nawet zagraniczna prasa. Będzie wyższy czy nie od tego w Brazylii? Jak mierzyć wzrost Jezusa? Od jego stóp czy od stóp kopca?
– A czy to ważne? – pan Eugeniusz mruży oczy, bo w koronie odbija się zachodzące słońce.

I tak Jezusa będzie widać z daleka. Przy dobrej pogodzie aż od Sulechowa. Podświetloną figurę zauważą kierowcy mknący autostradą do Niemiec.
– Przy drodze stoją różne znaki – mówi ksiądz Markiewicz. – Zakazują, nakazują, mówią stop, rozejrzyj się, zastanów. Ten Jezus będzie jak „stop” na drodze życia.

Będzie u nas jak w Brazylii
Joanna Górska

urodzona w 1978 r. – absolwentka italianistyki, ukończyła podyplomowe studia dziennikarskie w Rzymie, gdzie mieszkała przez kilka lat. Jest mężatką, ma dwóch synów i córkę....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze