Osoba Ireny Sendlerowej jest szansą na zbudowanie pewnego sposobu myślenia o relacjach międzyludzkich, również polsko-żydowskich. Bez względu na to, kto i co będzie o niej mówił i pisał, nikt jej nie odbierze tego, co zrobiła – obojętnie, czy uratowała dwa tysiące żydowskich dzieci, czy dwieście.
Rozmawiają Przemysław Kieliszewski z Teatru Muzycznego w Poznaniu i Katarzyna Kolska.
Kiedy pierwszy raz usłyszał pan o Irenie Sendlerowej?
Nie pamiętam. W szkole na pewno nikt nam o niej nie wspominał, żaden nauczyciel na lekcji historii nie mówił ściszonym głosem o młodej kobiecie, która w czasie II wojny światowej ratowała żydowskie dzieci. Choć dobrze pamiętam nauczycieli, którzy w czasach, gdy to było zakazane, wspominali nam o Katyniu. Irena Sendlerowa w mojej świadomości młodego, dojrzewającego człowieka nie istniała. Temat polsko-żydowski przez wiele lat w komunistycznej Polsce był bardzo niewygodny. Dlatego o Sendlerowej nikt nie wiedział, a ona sama żyła skromnie i nie zabiegała o sławę. Gazety zaczęły się o niej rozpisywać wiele lat później. Choć przecież cały czas mieszkała w Polsce. Swoje pięć minut dostała dopiero pod koniec życia [zmarła w 2008 roku – przyp. red.]. I całe szczęście. Bo dla mnie jest taką świecką świętą.
Ale niektórzy jej wypominają, że po wojnie należała do PZPR, że była niewierząca. A córka miała do niej żal i publicznie mówiła, że właściwie nie miała mamy. Kiepska kandydatka na świętą…
Córkę Ireny Sendlerowej, Janinę Zgrzembską poznałem osobiście, mieszka w Warszawie. Dziś jest już mniej krytyczna. Kiedy podczas rozmowy wspomniałem o bohaterstwie jej mamy, powiedziała: „Moja mama nigdy nie myślała o sobie jak o bohaterce”. Jak wiele ludzkich losów, tak i los Ireny Sendlerowej jest bardzo skomplikowany. Chcielibyśmy, żeby wszyscy byli idealni – mieli poukładane życie rodzinne i jednocześnie angażowali się społecznie, co w przypadku Sendlerowej było wychylone aż do granic możliwości.
Życie rodzinne nie do końca jej się udało, ale na pewno całym sercem oddała się w tym trudnym wojennym czasie ratowaniu innych ludzi, i to tych, którzy znajdowali się w najgorszym położeniu, którym odbierano człowieczeństwo. Ratowała dzieci z getta, choć doskonale wiedziała, że Polakom za pomaganie Żydom grozi kara śmierci.
Co więcej, ona znała nazwiska ratowanych dzieci, chciała ocalić ich tożsamość, to też było piękne i wielkie. Robiła to wszystko bezinteresownie. I za to należy się jej wielka chwała. Gdyby była praktykującą katoliczką, być może inicjowalibyśmy proces beatyfikacyjny, odcedzając te dobre rzeczy od złych. A może trzeba taki proces zainicjować? Bo święci nie byli przecież idealnymi ludźmi.
Irena Sendlerowa pojawi się na scenie poznańskieg
Zostało Ci jeszcze 85% artykułu
Dalszy dostęp do artykułu zablokowany
Wykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania
żadnych plików!
Masz dostęp do archiwum?
Zaloguj się
Wykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń