Co kilka lat wykrywane są do tej pory nieznane drobnoustroje, względnie mutanty tych znanych, często bardzo groźnych. To jest normalny proces dziejowy. Ale świat sobie z tym radzi. W końcu jakoś nasz gatunek przetrwał.
Katarzyna Kolska: Panie profesorze, czy boi się pan eboli?
prof. Jacek Juszczyk: Ale jako kto?
Jako zwykły obywatel Jacek Juszczyk.
Jako człowiek i bliźni boję się jak każdy. Mój strach jest o tyle mniejszy, że wiem, jak funkcjonują drogi zakażenia i jak ono przebiega. Gdybym bał się chorób zakaźnych, nie mógłbym być specjalistą w tym zakresie, bo ten, kto się boi, umiera pierwszy.
Ale wygląda na to, że świat się boi. Wystarczy włączyć telewizor. Codziennie słyszymy, ilu ludzi jest zakażonych wirusem eboli i ilu już umarło. Liczby robią wrażenie.
Świat się boi czegoś od setek lat. Był czas, gdy ludzie bali się wejść do pokoju, w którym leżał człowiek zarażony wirusem HIV, przeżyliśmy strach przed SARS. Ebola, która przyjęła swoją nazwę od rzeki w Zairze, znana jest od wielu lat. Oczywiście możemy się bać tego śmiertelnego wirusa, tyle że strach to marny doradca. Sztuką jest wyciąganie wniosków z poprzednich zagrożeń. Jeśli ktoś był w Sierra Leone, wsiada do samolotu, który leci na Heathrow, i za dwa dni ma gorączkę, wymioty, biegunkę, to system powinien go rozpoznać jako groźnego dla innych – rozpoznać, czyli nie napiętnować, tylko chronić go przed innymi, a właściwie innych przed tym chorym.
System, czyli kto?
System to zestaw procedur, które mówią, co należy robić w danej sytuacji. Jeśli pasażer na lotnisku źle się poczuje, to trzeba sprawdzić, skąd przyleciał, dowiedzieć się, czy był w Sierra Leone, Gabonie czy Zairze, czyli obecnej Demokratycznej Republice Konga. To jest punkt pierwszy. Po drugie, ludzie, którzy stamtąd przylecieli, muszą pamiętać, co tam robili – czy w miejscach, w których przebywali, ktoś na coś chorował, ktoś miał z taką osobą bliski kontakt osobisty etc. Wobec podobnych zagrożeń nie można być człowiekiem niedoinformowanym. Ludzie powinni wiedzieć, co się wokół nich dzieje, i sami zgłosić służbom kontrolnym: Byłem w Sierra Leone czy Gabonie i w tej miejscowości, w której byłem, odbył się pogrzeb, a ja poszedłem z ciekawości to obejrzeć. Widziałem, jak ludzie dotykali zmarłego, a potem żegnałem się z nimi, współczułem im. Człowiek nie może zachowywać się, jak nieświadome niemowlę. Czytamy przecież gazety, oglądamy telewizję. A o eboli nie pisze się tylko w uczonych czasopismach, ale także w zwykłej prasie.
I w tej prasie czytamy, że jeszcze kilka tygodni temu ebola była tylko w Afryce Zachodniej, a teraz jest już w Stanach Zjednoczonych i w Madrycie, czyli coraz bliżej nas.
Proszę starannie odróżnić pojęcia dotyczące typowych zjawisk epidemiologicznych. Nie możemy powiedzieć, że ebola jest w Hiszpanii. Chora na ebolę znalazła się w Hiszpanii, a to zupełnie co innego. Ebola jest w Afryce Zachodniej, rozpoznano ją u około dziesięciu tysięcy ludzi (do połowy października 2014 roku), około połowa z nich zmarła, a prawdziwe liczby nie są znane. Podstawowe pytanie powinno brzmieć tak: Czy jest sens sprowadzania zakażonych ludzi do miejsca ich zamieszkania? Czy nie lepiej byłoby leczyć ich na miejscu? Dramat polega na tym, że
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 5000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń