Pierwszy List do Koryntian
Żyd, ateista wyrzeźbił pomnik polskiego papieża – tak powinna pani zacząć – śmieje się 90-letni Samuel Willenberg, przystojny, postawny i skory do żartów. Wszystko w tym wstępie jest prawdą. Ale z czasem dociera do mnie, że to tylko błyskotliwy paradoks, przesłaniający głębszą prawdę.
Kiedy pierwszy raz słyszę od Mateusza Środonia, malarza ikon – katolika, że w Warszawie ma stanąć kolejny pomnik papieża Polaka, próbuję się uśmiechnąć. Ale chyba jestem mało przekonująca. – Nie, to nie jest kolejny… – Środoń waha się chwilę i znika w pokoju. Po chwili wraca z olbrzymią fotografią – powiększonym projektem nowego pomnika i ustawia ją na podłodze w kuchni warszawskiego mieszkania, w której rozmawiamy. Pełen entuzjazmu zaczyna opowiadać. Rejestruję połowę – projekt jest przejmujący i wyłączam się na chwilę. A potem myślę, że postawienie tego pomnika byłoby czymś ważnym. Choć generalnie, jeśli chodzi o pomniki, jestem ostrożna. Niewielka rzeźba przedstawiająca papieża Jana Pawła II pochylającego się nad Torą miałaby stanąć, jak mówi Środoń, przed kościołem św. Augustyna na Nowolipkach.
Nadzieja
Kilka miesięcy później – w czasie których sprawa pomnika nie posunęła się ani o krok naprzód – jadę na spotkanie z Samuelem Willenbergiem, autorem projektu. Wiem, że jest mieszkającym w Izraelu polskim Żydem, ostatnim żyjącym uczestnikiem buntu w Treblince. Swój rzeźbiarski talent odkrył, będąc już na emeryturze.
Willenberg często bywa w Polsce. Umawiamy się w domu wypoczynkowym „Śródborowianka” w Śródborowie, należącym do Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce. Ostatnim żydowskim pensjonacie przy otwockiej linii kolei, wzdłuż której ulokowane były przed wojną liczne, często luksusowe żydowskie letniska. „Śródborowianka” nie ma w sobie nic z przedwojennego szyku.
Rozmawiamy o wszystkim: o tym, że Matka Boska była Żydówką, że matka Samuela przyjęła Adę – wbrew jej obawom – jak córkę, o historii Żydów w Polsce i córce Orit, która jest architektem i projektowała m.in. ambasadę Izraela w Berlinie.
Samuel mówi bogatą, piękną polszczyzną. Jedynie melodia języka – niezwykle śpiewna, bliższa jest hebrajskiemu.
Prawda
– Mój ojciec Perec Willenberg był malarzem – opowiada. – Robił dekoracje ścienne w synagogach, w nowym stylu, opartym na stylizacji hebrajskich liter. Był też nauczycielem plastyki w gimnazjum żydowskim w Częstochowie, gdzie mieszkaliśmy przed wojną. Może dlatego mama nie zgodziła się, żebym i ja został artystą!
W czasie wojny Perec ukrywał się w Warszawie jako Karol Baltazar Pękosławski. – Udawał niemowę, bał się, że akcent zdradzi go przed szmalcownikami. Utrzymywał się z malowania świętych obrazków – opowiada Samuel. – Ciekawe, co by powiedzieli ci, którzy modlili się o ocalenie do Jezusa namalowanego przez Żyda. A ilu z nich wydało Żyda i potem dziękowało przed tym obrazem za dobry dzień…?
W archiwum Samuela zachował się list kobiety zamawiającej obraz, która wyraźnie życzyła sobie, by Jezus był na pewno… blondynem.
Podczas Powstania Warszawskiego Perec mieszkał w domu przy ul. Marszałkowskiej 60. Pod schodami prowadzącymi do piwnicy, w której mieszkańcy ukrywali się podczas nalotów, narysował głowę Jezusa, z napisem „Jezu ufam Tobie”. – Wszyscy uważali, że wizerunek ochronił budynek, który do końca wojny nie został, jak wiele sąsiednich, doszczętnie zburzony. Nie wiedzieli, rzecz jasna, że ojciec był Żydem – wspomina Samuel, który po ucieczce z Treblinki odnalazł ojca w Warszawie. Kopia rysunku Pereca trafiła w 2013 roku do Muzeum Powstania Warszawskiego. Miejsce, w którym znajduje się oryginał, trudno odnaleźć – po przeprowadzeniu konserwacji został zasłonięty deskami. Nowi mieszkańcy nawet o nim nie wiedzą.
Matka Samuela, Maniefa, była prawosławną Rosjanką, która wychodząc za mąż, zmieniła religię. W czasie II wojny światowej Perec wymazał z jej dokumentów informację o przejściu na judaizm, dzięki czemu mogła sobie wyrobić legalne dokumenty i przeżyła wojnę. W Treblince straciła dwie córki – Itę i Tamarę, które ukrywały się w Częstochowie i zostały wydane przez sąsiadów. O śmierci swoich sióstr Samuel dowiedział się w obozie, gdy rozpoznał płaszczyk Tamary na stosie ubrań pozostałych po zagazowanym właśnie transporcie Żydów.
Ból
Chcę wiedzieć, jak to się stało, że Samuel na emeryturze zaczął rzeźbić. – Zawsze chciałem być artystą! – odpowiada. – W 1950 roku wyjechałem z żoną i matką do Izraela. Zostałem geodetą, żeby mieć w ręku dobry fach.
Robiąc pomiary, zjeździł Izrael wzdłuż i wszerz. Kiedy przeszedł na emeryturę, zapisał się na zajęcia plastyczne w instytucji przypominającej nasz Uniwersytet Trzeciego Wieku. Najpierw malował, potem zaczął rzeźbić. Ale proponowane przez nauczycielkę tematy w ogóle go nie zajmowały. – Martwe natury? Akty? Wiedziałem, co chcę zrobić – sceny z Treblinki – opowiada. Powstał cykl 15 niedużych rzeźb, ilustrujących sceny z codziennego życia. Na przykład „Schuhen runter” – ojciec pomagający synowi zdjąć buty i związać je w parę. Przed wejściem do komory gazowej. Albo rzeźba siedzącej Rut Dorfman: Willenberg strzygł ją przed śmiercią w komorze; miała 19 lat; opowiadała, że właśnie zdała maturę, i zapytała, czy będzie się długo męczyć.
Rzeźby były wystawiane w Polsce, Niemczech i Izraelu.
Wierność
Rzeźba Jana Pawła II była ostatnią, którą Willenberg wykonał po zakończeniu cyklu z Treblinki. – Kiedy dowiedziałem się o śmierci papieża, zszedłem do piwnicy, do swojej pracowni, i zrobiłem tę rzeźbę. Z potrzeby duszy. Z szacunku dla papieża – wspomina. Przedstawił Jana Pawła II takiego, jaki był w czasie historycznej wizyty w Izraelu w 2000 roku – starego i zgarbionego.
Rzeźba stała w pracowni, aż zobaczył ją jeden z licznych gości z Polski. Zrobił zdjęcie, opowiedział o niej kilku osobom. I tak powstał pomysł, by rzeźbę postawić w Warszawie. W jego realizację zaangażowali się dziennikarz Marek Górski i artysta Mateusz Środoń.
– Gdy pierwszy raz zobaczyliśmy rzeźbę, przygotowując spotkanie z Samuelem w Muzeum Powstania Warszawskiego – czarno-białe zdjęcie gipsowego odlewu wklejone na ostatniej stronie katalogu jego rzeźb z Treblinki – od razu poczuliśmy, że to jest coś istotnego, coś, co niesie ważki przekaz – mówi Środoń. – Willenberg ma 90 lat i wciąż jest twórczy, zmaga się z przeszłością, zmienia się. Jest żywą ilustracją biblijnych słów „zapytaj (…) twoich starców, niech ci powiedzą”. Słuchać go, pomagać mu – to dla mnie zaszczyt i wielki dar – dodaje Górski.
W kwietniu 2013 roku Willenberg podarował projekt rzeźby papieża metropolicie warszawskiemu kardynałowi Kazimierzowi Nyczowi. W styczniu 2014 roku Komisja Architektoniczno-Artystyczna Kurii Metropolitalnej Warszawskiej zaakceptowała projekt pomnika i pomysł postawienia go przy kościele św. Augustyna. – W tym przypadku osoba autora jest ważniejsza niż dzieło – mówi architekt Konrad Kucza-Kuczyński, członek komisji. – Niezwykle ciekawy jest motyw papieża wskazującego ręką Torę. Pokazuje ideę, której wierny był papież – zbliżenia ze starszymi braćmi w wierze, jak sam mawiał.
Marek Górski:– Ten pomnik to dowód na to, że przesłanie papieża trafiło do Żyda i on na nie odpowiedział, w artystycznej formie. Mimo tragedii, którą przeżył.
Pamięć
Pomnik miałby stanąć przed kościołem św. Augustyna na Nowolipkach, na terenie byłego getta. – Symboliczne miejsce – mówi Kucza-Kuczyński. Wikariusz parafii ksiądz Leon Więckowicz zginął w obozie za pomoc udzielaną Żydom. Gdy po powstaniu w kwietniu 1943 roku z getta pozostało morze ruin, wśród nich ostał się właśnie kościół św. Augustyna, w którym Niemcy urządzili magazyn zrabowanych w getcie mebli. Na znanym zdjęciu, wśród rumowiska ze sterczącymi gdzieniegdzie szkieletami budynków widać nienaruszoną wieżę świątyni i jej bryłę. – Postawienie pomnika przed kościołem w getcie byłoby symboliczne i poruszyłoby społeczeństwo. Tak myślę – mówi Willenberg. Powtarzając to zdanie, z wahaniem, stawia na końcu znak zapytania.
Dziś po getcie pozostało niewiele śladów – zaznaczony na chodniku przebieg murów zamykających dzielnicę, kilka informacyjnych tablic, kilka pomników, Muzeum Historii Żydów Polskich i znaczony kamieniami Trakt Pamięci i Męczeństwa Żydów. Wszystko tu jest powojenne, nowe, zbyt nowe, by miało cokolwiek przypominać. Przewodnik po nieistniejącym mieście – tak zatytułowali swoją książkę o warszawskim getcie Barbara Engelking i Jacek Leociak.
Ale przeszłość, choć fizycznie niemal nieobecna, odzywa się w sprawie pomnika przeniesionymi z poprzednich pokoleń strachami i lękami. Przebijają one przez wątpliwości i pytania części spośród tych, którzy zetknęli się z projektem: Po co Tora? Dlaczego papież nie jest młody? Po co taki pomnik?
– Gdyby ten pomnik przedstawiał młodego papieża i nie było w nim Tory, byłby tylko jednym z kilkuset papieskich pomników. Niczego nowego by nie wnosił – komentuje Górski.
Wiara
– Utraciłem wiarę 70 lat temu i po wojnie już nie myślałem o Bogu – mówi Willenberg w czasie rozmowy w Śródborowie. Kilka razy powtarza „jestem ateistą”.
W filmie dokumentalnym Tzipi Beider Just two of us, w którym na prośbę reżyserki Kalman Taigman i Samuel Willenberg, ostatni żyjący wówczas uczestnicy buntu w Treblince opowiadają o obozie – chodząc po miejscu, w którym się znajdował, Samuel wygłasza po hebrajsku przejmujący lament: „Szukałem Boga w Treblince. Nie było Go tam! Tam było błękitne polskie niebo (…) On musiał być na wakacjach. Nie rozumiałem Go, wiesz? I zacząłem Go nienawidzić. Gdzie On był? Jeżeli tam był, jak mógł patrzeć na to, co się tam działo? Co oni robili nam, Żydom. Za co? Dzieciom, niemowlakom, młodym, wszystkim, dorosłym… Jego nie było tam”.
Film powstał w 2011 roku. Rok później zmarł Taigman. Willenberg w 2013 roku skończył 90 lat. Pod koniec wizyty w Śródborowie, żegnając się, uścisnął mi rękę i zapytał cicho: – Chciałbym odzyskać wiarę. Brakuje mi radości, którą dawała – zdążę?
Kilka tygodni później dostaję od Michaela Schudricha, naczelnego rabina Polski, krótki komentarz na temat projektu, w pewnym sensie odpowiedź na pytanie Samuela:
– Pomnik ten ma dla mnie podwójne znaczenie. Po pierwsze, upamiętni poświęcenie i oddanie papieża Jana Pawła II poprawie stosunków chrześcijańsko-żydowskich. Po drugie, ten pomnik będzie świadectwem świętości duszy ludzkiej. Człowiek, który jak Samuel Willenberg przeżył i doświadczył największego zła, jakie jeden człowiek może wyrządzić drugiemu, wciąż jest w stanie tworzyć sztukę, która inspiruje i uwzniośla. Jest to niezbity dowód na to, że dusza ludzka jest silniejsza i świętsza od każdego zła.
Marek Górski, który zna Willenberga od kilku lat, mówi o nim: – Może dlatego Pan Bóg zatrzymał go tak długo na świecie po tym wszystkim, co przeszedł, bo Samuel ma przekaz? Ma jeszcze swoją misję!
Godność
– Jestem Polakiem z bólem – mówi Willenberg o sobie. Jako Polak walczył w kampanii wrześniowej, później w Powstaniu Warszawskim i w Puszczy Kampinoskiej. Jako Żyd widział przedwojenny i morderczy, wojenny antysemityzm. W czasie Powstania Warszawskiego spotkał się w otwartą wrogością ze strony kolegów z AK, włącznie z próbami zastrzelenia go, kiedy powiedział głośno, że jest Żydem. W partyzantce już się nie przyznawał do żydostwa, „zmądrzał”. Ratował go wygląd – nikt nie uwierzyłby, że jednak jest Żydem.
– A teraz?
– Na ulicy wprawdzie nie słyszy się krzyków czy zaczepek, ale co wezmę gazetę do ręki, to czytam o antysemityzmie.
– Gdzie jest pańska ojczyzna?
– Izrael to moja ojczyzna – człowiek może się tam czuć stuprocentowym obywatelem. Byłem wdzięczny, kiedy papież Polak przyjechał do Izraela i publicznie okazał Żydom i ich religii szacunek.
Post scriptum
Postawienie pomnika wymaga jeszcze uzyskania urzędniczych pozwoleń, nieurzędniczej przychylności i pieniędzy. Willenberg ma już 91 lat.
Mateusz Środoń: – Przesłanie tej rzeźby – odpowiedź polskiego Żyda z Tel Awiwu na działalność Jana Pawła II – jest ważne dla Polaków i dla Żydów, dla chrześcijan i dla żydów. To głos osoby, w której życiorysie przewija się wiele aspektów łączących (dzielących? – DK) Polaków i Żydów… To, co my próbujemy robić, jest gestem przyjęcia odpowiedzi Samuela. Próbą jej usłyszenia.
Oceń