Grupa mężczyzn ciągnących linę
fot. Denniz Futalan / Pexels
Oferta specjalna -25%

Triduum Paschalne. Przewodnik

1 votes
Wyczyść

Bóg daje nam możliwość decydowania o kształcie naszego życia nie tylko tu, na ziemi, ale też w wieczności. W przeciwnym wypadku trudno byłoby mówić, że naprawdę cieszymy się wolnością.

Można odnieść wrażenie, że teologiczne pojęcie „zasługa” stało się współcześnie czymś, z czym nie do końca wiadomo, co zrobić. Z jednej strony jest niezwykle silnie zakorzenione w nauczaniu Kościoła, natrafiamy na nie często w języku liturgicznym i kaznodziejskim, sami też mamy nieraz skłonność do myślenia w kategoriach religijnego „zasługiwania”. Z drugiej strony wydaje się ono zupełnie nieprzystające do dzisiejszej mentalności i po prostu przestarzałe niczym szacowny relikt minionych czasów.

Co więcej, pojawiają się w Kościele głosy, że jest ono wręcz niebezpieczne dla chrześcijaństwa, zatruwając autentyczny ewangeliczny przekaz i wypaczając naszą relację z Bogiem. Słyszy się, że przecież u Boga nie można na nic zasłużyć, a mówienie o „zasługiwaniu” powoduje, iż myślenie religijne zostaje skażone transakcyjnym, bezdusznym nastawieniem. Można by uznać, że posługując się pojęciem „zasługa”, czynimy z Boga nawet nie tyle sprawiedliwego Sędziego, ile Wielkiego Księgowego, a z Księgi Życia – rachunkową księgę zysków i strat, w której zapisywane jest to, co „zarobiliśmy”, oraz to, co jesteśmy jeszcze „winni”, a do nieba zostaniemy wpuszczeni tylko pod warunkiem, że nasz osobisty bilans będzie dodatni. Ponadto ta kategoria teologiczna ma budzić w nas rzekomo skłonność do rażącego indywidualizmu i egoizmu, pod których wpływem zabiegamy tylko o własne zbawienie, ignorując innych, mniej gorliwych czy w ogóle niewierzących, zostawianych samym sobie. Nie mówiąc już o tym, że przeszkadza ono w dialogu teologicznym z naszymi braćmi protestantami, a nawet po części z prawosławnymi, u których jako takie w zasadzie się nie pojawia.

Czy zatem pojęcie „zasługa” nie jest bardziej problematyczne niż przydatne z punktu widzenia wiary? Czy nie lepiej byłoby po prostu odejść od jego używania i wyrugować je z naszego myślenia? Cóż, pewien ksiądz zwrócił mi niedawno uwagę, że bardzo łatwo jest eliminować ze słownika religijnego te terminy, które wydają się nie przystawać do współczesnej wrażliwości i kłócą się z naszym postrzeganiem Boga – tyle że przeważnie robi się to bez należytego zrozumienia ich właściwego znaczenia, miejsca, jakie zajmują w katalogu katolickich kategorii, oraz tego, co stracimy, pozbywając się ich. Krótko mówiąc, rezygnując z nich, na ogół wylewamy dziecko z kąpielą, za jednym zamachem eliminując jakiś ważny wymiar chrześcijańskiej wiary. Czy zatem z pojęciem zasługi wiąże się taka cenna rzeczywistość i taka prawda o Bogu, których dobrze byłoby nie utracić?

Dwa rodzaje zasługiwania

Krytycy myślenia w kategoriach zasługiwania mają pełną rację, walcząc z postrzeganiem Boga jako kogoś, komu należy najpierw coś dać („zasłużyć się”), aby coś nam w zamian oddał. Takie podejście rzeczywiście można by uznać za skażone handlowym widzeniem świata i niewiele lepsze od magii czy dawnych ofiar, którymi kupowało się życzliwość bóstw. Jednak pojęcie „zasługi” jest w Kościele rozumiane zupełnie inaczej1. Nie ma mowy, by między Bogiem a człowiekiem możliwe były jakiekolwiek transakcje opierające się na sprawiedliwości wymiennej. Jak w XIV wieku stwierdził Błogosławiony Henryk Suzo, między człowiekiem a Bogiem jest taka przepaść, „że człowiek nie zasłużył na oglądanie (Boga) nawet przez jeden moment, choćby pozostał w rozpalonym piecu aż do Sądnego Dnia”2. Ponadto, wszystko, co mamy i czym jesteśmy, otrzymaliśmy od naszego Stwórcy, a zatem „w sensie ściśle prawnym nie istnieje ze strony człowieka zasługa względem Boga”3.

Dlaczego zatem w ogóle mówimy w Kościele o zasługiwaniu? Otóż należy wziąć pod uwagę zapomniane już dziś rozróżnienie na dwa rodzaje zasługi: jak mówi Święty Tomasz z Akwinu, jeden „opiera się na sprawiedliwości”, drugi „jedynie na miłosierdziu”4. Pierwszy to tak zwana meritum condigni, czyli „zasługa współmierna”, którą się rozważa według tego, co się komu po sprawiedliwości należy – ponieważ wartość naszych czynów nigdy nie będzie odpowiadać nagrodzie, która miałaby się nam od Boga „należeć”, w ten sposób rzeczywiście nie możemy u Niego na nic zasłużyć5. Drugi natomiast rodzaj to meritum congrui, czyli „zasługa stosowna”, która zależy od łaskawości i hojności dawcy, decydującego o tym, że pewne czyny czy postawy, nawet zupełnie niewspółmierne do danej nagrody, zostaną uznane za zasługujące na nią. Jakakolwiek zasługa u Boga jest możliwa wyłącznie na tej właśnie zasadzie, wynikając jedynie z Jego woli i miłości, gdyż „Bóg w sposób dobrowolny postanowił włączyć człowieka w dzieło swojej łaski”6. To trochę tak, jakbyśmy przyszli do salonu samochodowego nawet nie z jakąś drobną kwotą pieniędzy, ale wręcz z garścią zwykłych papierowych ścinków, a właściciel w swej dobroci zdecydowałby się „sprzedać” nam za to najnowsze BMW. W tym ujęciu możliwość zasługiwania na cokolwiek u Boga nie daje nam żadnych podstaw do bycia zarozumiałymi czy roszczeniowymi, lecz stanowi tylko świadectwo Jego dobroci.

Łaska i tak jest pierwsza

W potocznym myśleniu zasługę często przeciwstawia się łasce: albo uznajemy, że możemy coś sobie wysłużyć u Boga, albo przyznajemy, że wszystko, co mamy, otrzymujemy dzięki Bożej łasce (ten pierwszy sposób myślenia nieraz traktuje się – w dużym uproszczeniu – jako „katolicki”, ten drugi zaś jako „protestancki”). Jednak jak mogą sugerować już powyższe akapity, takie przeciwstawienie jest w ujęciu Kościoła bezzasadne, a między łaską i zasługą nie ma żadnej sprzeczności. Samo to, że możemy zasługiwać, jest łaską; co więcej, za każdym naszym dobrym uczynkiem kryje się właśnie łaska Boża. Jak ujmuje to Katechizm Kościoła katolickiego, „ojcowskie działanie Boga jest pierwsze dzięki Jego poruszeniu; wolne działanie człowieka jest wtórne jako jego współpraca, tak że zasługi dobrych uczynków powinny być przypisane najpierw łasce Bożej, a dopiero potem wiernemu”7. Zasługa nie jest przyczyną łaski, ale jej skutkiem. Dobitnie wyraził to Święty Augustyn (określany zresztą mianem Doktora Łaski): „najpierw została dana łaska; teraz zwracamy to, co się należy (…) Twoje zasługi są właśnie darami Bożymi”8.

Kluczowe w tym kontekście jest również to, że w jakikolwiek sposób zasługując, tak naprawdę czerpiemy z tego, co jako pierwszy wysłużył Chrystus swoim wcieleniem i męką. Wracając do przywołanego wcześniej rozróżnienia między dwoma rodzajami zasługiwania, tylko Chrystus, prawdziwy Bóg-człowiek, był w stanie uzyskać „zasługę współmierną”, czyli taką, której wartość rzeczywiście odpowiada nagrodzie – a ponieważ jest On Głową Kościoła, możemy łączyć się z Nim przez miłość i wolę, uczestnicząc w Jego zasłudze. „Zbawienie dosięga człowieka przez udział w zasługach Chrystusa (merita Christi), które jako zasługi Głowy zostają przekazane członkom Mistycznego Ciała (Tomasz z Akwinu posługuje się (…) obrazową metaforą oleju wylanego na głowę, który spływa po całym ciele człowieka)”9. Tak więc koncepcja zasługi ani w niczym nie umniejsza wagi zbawczego dzieła Chrystusa, ani nie przeczy absolutnemu pierwszeństwu Bożej łaski.

Zasługiwać jak dziecko…

W tym miejscu może się zrodzić pytanie o to, dlaczego zasługiwanie miałoby być potrzebne, skoro i tak wszystko opiera się na łasce. Po co w ogóle Bóg stworzył nam możliwość zasługiwania? Przecież nasze zasługi niczego Mu nie dodają. Odpowiedź wbrew pozorom jest prosta: dla naszego własnego dobra. Danie nam przestrzeni do zasługiwania – czyli do współdziałania z Bogiem w Jego dziele łaski – nie tylko pozwala nam dojrzewać do pełni chrześcijaństwa, ale też ściśle wiąże nas z Bogiem oraz z innymi ludźmi.

Niedawno na profilu pewnego psychologa dziecięcego trafiłam na dwa filmiki, pokazujące małe dzieci pomagające rodzicom w pracach domowych. Na jednym z nich dwuletni chłopczyk z zabawkowym młotkiem w ręce rozpromienionym wzrokiem wpatrywał się w remontującego tatę i w ślad za nim co chwilę pukał w przypadkowe miejsce na ścianie. Na drugim nieco starsza, może trzyletnia dziewczynka z wielką powagą i skupieniem próbowała zapanować nad o wiele większą od niej miotłą, zagarniając śmieci na szufelkę, którą trzymała mama – tak naprawdę bardziej rozsypując kruszyny wokół, niż je sprzątając. Uświadomiło mi to, jak wielką cierpliwością i miłością muszą się wykazywać rodzice, pozwalając swoim pociechom uczestniczyć w pracach domowych. Na pewno wszystko poszłoby szybciej, lepiej i efektywniej, gdyby sami to zrobili – a tak muszą pilnować dzieci, by nie wyrządziły sobie krzywdy; usuwać skutki nadmiernej ich gorliwości czy niedokładności; cały czas instruować swoich „pomocników”; do tego zaś po prostu wykonywać dane zajęcie. Tyle że nie o samą szybkość i efektywność chodzi. Dopuszczając dzieci do swoich prac, rodzice umożliwiają im najlepszą naukę – przez naśladowanie ich samych. Ponad wszystko zaś chodzi o bycie razem i wspólne robienie czegoś.

W relacji z Bogiem jest podobnie. Pozwala nam On ze sobą współpracować – poprzez zasługiwanie – nie dlatego, że tego potrzebuje, albo żeby chciał nas wystawiać na próbę. Jak dobry, cierpliwy rodzic daje nam szansę współdziałania ze sobą, abyśmy – jako Jego dzieci – mogli się do Niego upodabniać oraz uczestniczyć w tym, czego dokonuje.

…i jak dorosły

Istnieje też kolejny powód, dla którego możliwość zasługiwania jest dla nas czymś dobrym: dzięki temu możemy w pełni korzystać z własnej wolności. Owszem, Bóg zapewnił nam wszystko, co potrzebne do zbawienia – ale od nas zależy, czy z tego skorzystamy. Jak stwierdził Święty Tomasz z Akwinu, „zbawienie nie spływa od Chrystusa na ludzi przez przekazywanie natury, lecz dzięki wysiłkowi dobrej woli, przez którą człowiek łączy się z Chrystusem”10. Co zresztą charakterystyczne, Tomasz zajmuje się kwestią zasługiwania w tej części Summy teologii, która poświęcona jest działaniom człowieka i jego woli11. Bóg nie traktuje nas bowiem tylko jak dzieci, ale również jak dorosłych, odpowiedzialnych ludzi, którzy mogą dokonywać własnych wyborów i ponosić konsekwencje swoich czynów, bez czego nie ma prawdziwej wolności. Nie wpycha nam zbawienia jak niechcianego przez nas prezentu, ale pozwala, byśmy sami zdecydowali, czy zależy nam na staraniu się o nie. Oczywiście, sam daje nam łaskę do tego starania się, ale – wskazuje Akwinata – „Bóg porusza człowieka (…) w taki sposób, który nie wyklucza, aby człowiek poruszał sam siebie z wolnego wyboru”12. Bóg daje nam więc możliwość decydowania o kształcie naszego życia nie tylko tu, na ziemi, ale też w wieczności. W przeciwnym wypadku trudno byłoby mówić, że naprawdę cieszymy się wolnością.

„Skarbiec zasług”

Jak wspomniałam na początku, współcześnie mamy skłonność do postrzegania koncepcji zasługiwania jako sprzyjającej swoistemu egoizmowi religijnemu: liczę się tylko ja i to, co sobie sam u Boga wypracuję. Tymczasem w rzeczywistości jest wręcz odwrotnie: Bóg, obdarzając łaską każdego człowieka, pozwala, byśmy wraz z Nim działali dla dobra innych. Zapewne większość z nas słyszała o skarbcu zasług, o którym w Kościele mówi się przeważnie w kontekście odpustów, właśnie z tego skarbca czerpiących. Oprócz zasług męki Pańskiej wypełniają go też modlitwy i dobre uczynki świętych oraz – uwaga! – wszystkich członków wspólnoty Kościoła. Inaczej mówiąc, nasze zasługi nie są wyłącznie naszą prywatną sprawą: Bóg pozwala, by dobro, które czynimy, przyczyniało się też do zbawienia innych. „Okazuje się wtedy, że moja dobra postawa jest otwarta na wszystkich moich braci i siostry w Chrystusie, którzy mogą mieć udział w tym dobru, wręcz uczynić je swoim, i równocześnie zostaje to dobro dopełnione w postaci nagrody, którą Bóg w wolny sposób pragnie nam ofiarować”13. Dotyczy to również konkretnych osób, dla których możemy „wysługiwać” rzeczy im potrzebne do uświęcania się i prowadzenia dobrego życia. Również to nie dokonuje się na zasadzie transakcyjnej, lecz w oparciu o naszą relację z Bogiem: „jeśli bowiem człowiek w stanie łaski Bożej wypełnia wolę Boga, jest rzeczą stosowną i zgodną z zasadami przyjaźni, aby Bóg wypełnił wolę tego człowieka, którą jest pragnienie czyjegoś zbawienia”14.

Jak pan Jourdain

Co jednak to wszystko oznacza dla naszego codziennego życia? Jak te zasługi – dla siebie i dla innych – uzyskiwać? Zaryzykowałabym twierdzenie, że z zasługiwaniem w naszym życiu w dużym stopniu jest tak, jak z mówieniem prozą w przypadku Molierowskiego pana Jourdaina, który podczas lekcji literatury wykrzyknął: „Daję słowo, zatem ja już przeszło czterdzieści lat mówię prozą, nie mając o tym żywego pojęcia!”15. Zasługujemy, nawet tego tak nie nazywając, gdy postępujemy dobrze, gdy się modlimy, gdy uczestniczymy w nabożeństwach, gdy w czyjejś intencji podejmujemy jakąś szczególną formę pobożności… Pod tym względem bardzo pouczająca jest lektura Dzienniczka siostry Faustyny Kowalskiej. Znamienne jest bowiem, że ta święta, która przypomniała w XX wieku światu o Bożym miłosierdziu i którą trudno posądzić o transakcyjny czy bezosobowy stosunek do Boga, wiele pisze właśnie o zasługiwaniu, traktując je jako coś zupełnie naturalnego i powszedniego. Podkreśla, że niekoniecznie chodzi o wielkie umartwienia i nadzwyczajne dokonania – jak pisze, „jedna godzina rozważania (…) bolesnej męki większą zasługę ma aniżeli cały rok biczowania się aż do krwi”16. Istotne jest po prostu dobre znoszenie tego, co nas spotyka i z czym się mierzymy, gdyż w relacji z Bogiem nagroda należy się nie tyle „za pomyślny wynik”, ile „za cierpliwość i trud” dla Niego podjęte17. Ogromnie pozytywnym, świadczącym o Bożej dobroci przesłaniem jest to, że „moc łaski (…) czyni zasługującymi moje cierpienia”18. Tak więc sytuacje, które są dla nas bolesne i niezwykle trudne – choroby, problemy z pracą, konflikty w rodzinie – w perspektywie wiary mogą uzyskać nowy sens i zostać przemienione w coś, co przyczynia się do naszego zbawienia oraz do dobra innych ludzi. Dzięki temu każdy dzień może nabrać znaczenia, kierując ku wieczności: „O dni powszednie i pełne szarzyzny, patrzę na was okiem uroczystym i świątecznym. Czas, który nam daje możność zasługi zbierać na wiekuiste niebo, jak jest wielki i uroczysty; rozumiem, jakby go wykorzystali święci”19.

Czy zatem pojęcie „zasługa” faktycznie jest tak niebezpieczne dla naszej wiary, jak się to dziś nieraz twierdzi? Czy warto się go pozbywać z religijnego słownika? Dla mnie – jeśli tylko ujmie się je tak, jak rozumie je Kościół – podkreśla ono dobroć i wspaniałomyślność Boga, przypomina o więzach łączących nas z innymi, a zarazem strzeże naszej wolności i nadaje nowy wymiar naszym uczynkom.

  1. O problemach z właściwym ujmowaniem zasługi oraz sposobami przezwyciężania tego znakomicie pisze ks. Krzysztof Porosło w artykule O współczesnym (nie)rozumieniu pojęcia „zasługa”, „Theologica Wratislaviensia”, nr 16 (2021), s. 85–101.
  2. Henryk Suzo, Księga Mądrości Przedwiecznej, tłum. W. Szymona OP, W drodze, Poznań 1983, s. 87.
  3. Katechizm Kościoła katolickiego, nr 2008.
  4. Tomasz z Akwinu, Wykład listów św. Pawła. List do Hebrajczyków, c. 6, l. 3 (nr 304), tłum. P. Chojnacka, Fundacja Pro Futuro Theologiae – Instytut Tomistyczny – W drodze, Toruń – Warszawa – Poznań 2023, s. 150.
  5. Zob. K. Porosło, O współczesnym (nie)rozumieniu pojęcia „zasługa”, s. 97.
  6. Katechizm Kościoła katolickiego, nr 2008.
  7. Tamże.
  8. Augustyn, Kazania, 298, 4–5.
  9. P. Roszak, Soteriologia zasługi i przyjaźni. Św. Tomasz z Akwinu wobec „Cur Deus homo” św. Anzelma, „Teologia w Polsce”, nr 8, z. 1 (2014), s. 32.
  10. Tomasz z Akwinu, Summa contra gentiles, IV, c. 55, tłum. Z. Włodek, W. Zega, t. 3, W drodze, Poznań 2009, s. 216.
  11. Zob. P. Roszak, Soteriologia zasługi i przyjaźni, s. 33.
  12. Tomasz z Akwinu, Summa teologii, I-II, q. 21, a. 4, ad 2, w: Traktat o ludzkim działaniu, tłum. W. Galewicz, Wydawnictwo Marek Derewiecki, Kęty 2013, s. 237.
  13. K. Porosło, O współczesnym (nie)rozumieniu pojęcia „zasługa”, s. 98.
  14. Tomasz z Akwinu, Summa teologii, I-II, q. 114, a. 6.
  15. Molier, Mieszczanin szlachcicem, tłum. T. Żeleński (Boy), akt II, scena 6.
  16. Faustyna Kowalska, Dzienniczek, nr 369.
  17. Tamże, nr 86.
  18. Tamże, nr 1620.
  19. Tamże, nr 1373.
Brzydkie słowo na „z”?
Eliza Litak

doktor socjologii, redaktor i tłumacz. Pracuje w Instytucie Tomistycznym. Mieszka w Warszawie....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze