Drugi List do Koryntian
W wielu badaniach socjologicznych pojawia się zdanie, że młodzież nie ma dzisiaj żadnych autorytetów. Do ich odrzucenia namawia nas zresztą duża część współczesnej kultury, która mówi: bądź niezależny, nie słuchaj innych, bądź wolny. Czy jest to jednak możliwe? Czy możemy obejść się bez autorytetów? Otóż żaden człowiek nie jest na tyle doskonały i samowystarczalny, by mógł funkcjonować w życiu bez żadnych drogowskazów, punktów odniesienia. Żaden człowiek nie jest dla siebie autorytetem we wszystkich dziedzinach. Jest to po prostu niemożliwe. Jeśli więc człowiek mówi, że nie ma żadnych autorytetów, to można być niemal pewnym, że ulega wpływowi tzw. anonimowych autorytetów. Mechanizm ich funkcjonowania opisał już w 1941 roku wybitny psycholog społeczny Erich Fromm w głośnej książce Ucieczka od wolności.
Fromm twierdził, że czasy współczesne uwolniły człowieka od tradycyjnych punktów odniesienia, takich jak Kościół czy rodzina, a w zamian dały mu złudzenie pełnej autonomii i niezależności. Fromm podkreśla jednak, że jest to iluzja, gdyż miejsce oficjalnych autorytetów zajęły autorytety anonimowe, które dając człowiekowi złudzenie, że dokonuje swoich wyborów samodzielnie – w rzeczywistości mu te wybory podsuwają, a niekiedy nawet narzucają. Do najbardziej rozpowszechnionych dziś anonimowych autorytetów naukowiec zaliczył m.in. środki masowego przekazu, opinię publiczną, szeroko rozumianą naukę, zwłaszcza psychoanalizę, oraz reklamę.
Kwintesencją sposobu działania anonimowych autorytetów może być oklepane hasło reklamowe: „Bądź sobą, wybierz nasz napój”. Można zapytać logicznie: a jeżeli nie wybiorę tego napoju, to co? Czy przestanę być sobą? Jest to oczywiście absurd, ale reklama nie odwołuje się do rozumu, tylko do podświadomości. W czasach szumu informacyjnego, w jakich żyjemy, ludzie coraz częściej ulegają bodźcom podświadomym. Przyczyną tego jest m.in. brak ugruntowanych autorytetów. Człowiek bowiem kogoś słuchać musi. Jeżeli o tym wie, to sam wybiera sobie autorytet i jest świadomy, że go słucha. Natomiast człowiek, któremu wmówiono, że nie powinien słuchać nikogo, nie zdaje sobie sprawy z tego, czyim zdaniem się kieruje – i górą jest wówczas ten, kto najlepiej wykorzystuje mechanizmy wywierania wpływu. Jednym z nich jest umiejętność posługiwania się anonimowymi autorytetami.
Podam przykład. Nikt nie lubi być w mniejszości. Wykorzystując ten mechanizm, człowiekowi można wmówić nawet to, że czarne jest białe – i nie jest to publicystyczna przesada. W latach czterdziestych zeszłego stulecia amerykański psycholog Salomon Asch przeprowadził eksperyment, w którym ośmiu wtajemniczonych uczestników poproszono, by w obecności dziewiątego, niewtajemniczonego, twierdzili, że długi kij jest krótki, a krótki kij jest długi. Kiedy owych ośmiu opuściło już pomieszczenie i pytano dziewiątego, który kij jest długi, a który krótki – to aż w 35% przypadków uczestnicy eksperymentu (a byli to bez wyjątku studenci, czyli przyszłe elity) twierdzili z pełnym przekonaniem – chociaż wzrok mówił im coś innego – że krótki kij jest długi, a długi jest krótki. W podsumowaniu swych badań Asch napisał, że „pole społeczne wymusiło fizjologiczną zmianę percepcji badanych”, choć prościej byłoby napisać o potędze konformizmu, którą ukazał już Jan Christian Andersen w baśni Nowe szaty cesarza.
Tak działa mechanizm autorytetu opinii publicznej, dziś na masową skalę i z premedytacją wykorzystywany w licznych sondażach i badaniach opinii publicznej. W końcu opinia większości to tyran, jakich mało.
Otuchą napawa jednak fakt, że osoby, które w najmniejszym stopniu ulegają tego typu manipulacji, czyli niejawnej perswazji, to te, które świadomie wybierają swoje autorytety i mają silnie ugruntowane poglądy. Stosując terminologię Davida Riesmana, można je nazwać osobami „wewnątrzsterownymi” (czyli kierującymi się własnymi zasadami), w odróżnieniu od „zewnątrzsterownych” – „ludzi ostatniej rozmowy”, skłonnych zawsze przyznać rację temu, z kim rozmawiali ostatnio.
Oceń