Liturgia krok po kroku
Opowiadał mi frater Adalbertus:
„Pewnego razu podróżowałem po kraju, w którym mieszkają innowiercy. Otóż zdarzyło się wówczas, że w moim starym habicie zrobiła mi się dziura. Trzeba było go szybko naprawić, poszedłem więc do tamtejszego krawca. Jego warsztat był od strony ulicy na oścież otwarty, dochodził stamtąd głośno prowadzony spór:
— Tysiąc razy ci powtarzałem!
Wszedłem do warsztatu. Mistrz krawieckiego rzemiosła, posiadacz długiej siwej brody, strofował właśnie młodszego od siebie mężczyznę, zapewne czeladnika. Zobaczywszy mój stary habit, krawiec przyniósł stojący w kącie wór starych szmat.
— Trzeba znaleźć jakąś łatę ze starego sukna — powiedział. Kiedy tak szperał w worze, szukając odpowiedniej łaty, z daleka dał się słyszeć śpiewny głos: „Ałłahu akbar…”.
Krawiec bez słowa oderwał się od swojego zajęcia, rozłożył na podłodze swojego warsztatu dywanik i przez chwilę składał ręce, kłaniał się, klękał i bił czołem o ziemię, mówiąc coś cichutko do siebie. Po chwili zwinął dywanik i bez słowa wyjaśnienia wrócił do poprzedniej czynności. Muszę powiedzieć, że mi zaimponował. Chciałbym w moim własnym kraju widzieć ludzi uważających przykazanie codziennej modlitwy za ważniejsze od aktualnie wykonywanej czynności, a szczególnie zarabiania pieniędzy. Kiedy więc po chwili, omówiwszy sprawę, wyszedłem od owego krawca, stałem przez chwilę na ulicy, zastanawiając się, jak to jest z nakazem prowadzenia misji. Czy rzeczywiście chciałbym tego krawca nawrócić na letnią przecież zazwyczaj wiarę mego własnego ludu? Jak mam reagować na przykład na żydów, którzy będąc pierwotnie ateistami, stają się nagle wyznawcami pieczołowicie wypełniającymi nakazy religii swych dziadków? Obok mnie stał czeladnik krawca, który razem ze mną wyszedł na ulicę. Nagle ni z tego, ni z owego odezwał się:
— Tysiąc razy powiedziane.
Ocknąłem się z zamyślenia i spojrzałem nań ze zdumieniem.
— Co tysiąc razy powiedziane?
— Jeśli się słyszy coś powiedziane tysiąc razy, to tak jakby się to widziało. Skąd wiem, kto jest moją matką i moim ojcem? Nie pamiętam przecież swoich narodzin ani tym bardziej owego wcześniejszego aktu prokreacji. Wiem, bo mi tysiąc razy powiedziano. Albo że wszyscy ludzie umierają, wiem tylko dlatego, że mi to tysiąc razy powiedziano. Ten krawiec wie, że Mahomet jest posłańcem Najwyższego, bo mu to tysiąc razy powiedziano. I spróbuj mu teraz powiedzieć, że jest inaczej. Potraktuje ciebie tak, jakbyś mu powiedział, że nie wszyscy ludzie umierają.
Zdumiała mnie zbieżność tego, co mówił, z tym, co właśnie sobie myślałem. Odezwałem się:
— Właśnie, i jak tu być misjonarzem?
Mój towarzysz odrzekł:
— Hm. To chyba zależy od tego, co misjonarz uważa za swoje zadanie. W każdym kraju są ludzie, którym brak prawdziwej wiary i ufności wobec Najwyższego. Nawet jeśli powtarzają „Panie, Panie” tak, jak im to tysiąc razy nakazano w dzieciństwie. Jeśli misjonarza zadaniem jest budzenie prawdziwej wiary i ufności wobec Najwyższego, to wszędzie jest potrzebny. Natomiast jeśli chce powtarzać tysiąc razy to, co jemu w dzieciństwie tysiąc razy powtarzano, to w niektórych sytuacjach może narobić więcej szkody niż pożytku. Spójrz na mistrza krawieckiego rzemiosła, który starannie dobiera łatę, łata bowiem ze złego sukna narobiłaby więcej szkody niż pożytku.
W tym momencie spojrzałem na ziemię i dostrzegłem w butach mego rozmówcy znajome skądinąd zielone sznurowadła.
— Kim jesteś, filozoficznie nastawiony czeladniku krawiecki? — wyrwało mi się. — Co robisz w tym mizernym warsztacie?
— Ja jestem Szuszwol ze Swarzyndza — odparł nieznajomy — a w warsztacie uczę się od krawca. Również bowiem od krawca można się wiele nauczyć.
Z wnętrza tymczasem dał się słyszeć niecierpliwy okrzyk.
— Chyba muszę już iść — powiedział mój rozmówca i zniknął we wnętrzu warsztatu”.
Oceń