Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan
Przed laty ktoś podarował mi kieszonkowe wydanie Boskiej komedii Dantego. Noszę je teraz w torbie i czytam ponownie, gdy tylko mam czas.
Pisma Dantego, a szczególnie Boska komedia, towarzyszyły mi od dzieciństwa.
Pierwszy fragment, którego nauczyłam się na pamięć, to początek Trzeciej Pieśni „Piekła”. Miałam wówczas dziewięć lat i chodziłam do szkoły podstawowej położonej w centrum Florencji, tuż obok budynku, który dzisiaj nazywamy domem Dantego. Nie muszę chyba dodawać, że poeta był patronem szkoły.
Początek Trzeciej Pieśni „Piekła” nie jest bynajmniej łatwym i przyjemnym wierszykiem dla dzieci. W pierwszych trzech tercynach czytamy napis, który znajduje się na bramie prowadzącej do Piekła, a kończy się straszliwym wezwaniem: „Lasciate ogne speranza voi ch’intrate” („Wchodząc, porzućcie wszelkie swe nadzieje” – tłum. A. Kuciak).
Nauczyciel z podstawówki nie wytłumaczył nam sensu tych dziwnych słów, mało wiedzieliśmy wtedy o samym Dantem, a jeszcze mniej o jego wizji tamtego świata. Kazano nam słuchać i powtarzać, słuchać i powtarzać. Mój pierwszy kontakt z Dantem był zatem całkowicie zmysłowy, polegał na słuchaniu. Zrozumienie, czy raczej próba zrozumienia, przyszło później.
W następnych latach zauważyłam, że mówiąc po włosku, używam, nieświadomie, wielu powiedzeń czy wyrażeń, które pochodzą z Boskiej komedii. Mój drugi kontakt polegał więc na uzyskaniu pewnej świadomości językowej. Zdałam sobie sprawę, że Dante i jego język są treścią naszej codzienności na wszystkich poziomach społecznych. Roberto Benigni, wielki włoski aktor, który w ostatnich latach krąży po Włoszech, deklamując Boską komedię, wspomina, że jego ojciec, prawie analfabeta, cytował Dantego.
Mogę potwierdzić po wielu latach, że dzieła Dantego i jego język ukształtowały, na samym końcu, moją tożsamość jako florentynki i Włoszki.
Kiedy zaczęłam czytać Dantego studentom na Uniwersytecie Warszawskim, zadałam sobie pytanie, jak powinna być interpretowana Boska komedia przez czytelników w XXI wieku? Przede wszystkim musimy się chyba pozbyć okularów „psychologiczno-postegzystencjalnych”, które pozwalają widzieć Dantego jako „niezrównanego portrecistę Wielkiego Uczucia”, jak mówi Robert Hollander, jeden z największych współczesnych komentatorów Dantego. Ostrzega on przed interpretowaniem, szczególnie „Piekła”, według parametrów literatury romantycznej XIX wieku. Chodzi mi o to, że o ile możemy się wzruszać dramatami poszczególnych dusz spotykanych przez poetę (który też sam się wzrusza niejednokrotnie) podczas jego wędrówki przez tę straszną, podziemną krainę, o tyle nie należy zapominać o jego przesłaniu: Dante chce pokazać dramat grzechu, który czyni człowieka istotą zamkniętą na relacje z Bogiem i z innymi ludźmi. Wielką tragedią każdej przeklętej duszy w Piekle jest jej nieskończona samotność i niemożność współczucia (w sensie łacińskiego cum patior): Farinata degli Uberti za zasłoną swoich dumnych słów skrywa nieczułość na ból swego współtowarzysza w męce Cavalcante de’ Cavalcanti, ujmująca Francesca da Rimini nie potrafi pocieszyć swego kochanka Paolo Malatesty, z którym jest połączona wichrowym tańcem na wieki wieków itd.
Boska komedia jest jednak poematem o miłości. Jest prawdziwą historią odkupienia człowieka, który podróżuje przez świat pozagrobowy, żeby odnaleźć kobietę, miłość swojego życia, a dzięki temu znajduje prawdziwe spełnienie tej miłości, oglądając przez chwilę Boga twarzą w twarz.
Można by rzec, że to podróż do wnętrza własnego ja, która dotyczy każdego z nas. Żeby dosięgnąć najwyższych gałęzi drzewa naszego życia, musimy zacząć od korzeni głęboko osadzonych w ziemi. Żeby dostać się do Raju, musimy przejść przez Piekło naszego lęku i słabości.
Jakiś czas temu rozgorzała we Włoszech polemika na temat Boskiej komedii. Stowarzyszenie na rzecz praw człowieka Gherush92 domagało się skreślenia utworu Dantego z listy lektur szkolnych za jego „rasistowskie, islamofobiczne i antysemickie” treści.
Nie zamierzam angażować się w polemikę, która, moim zdaniem, wyrosła z ignorancji i nieumiejętności czytania tego tekstu we właściwej perspektywie historycznej. A jak słusznie zauważył Jarosław Mikołajewski (a on to naprawdę zna się na Boskiej komedii!), dzieło Dantego „nie było wytworem nadprzyrodzonej interwencji, ale zostało napisane przez genialne dziecko swojego czasu”. Słusznie.
Czytając Dantego, a w sposób szczególny jego Komedię, wyruszamy w ekscytującą podróż historii jednego człowieka, który może być każdym z nas, w historię jednego życia, które może być każdym życiem. Jest to jeden z kluczy pozwalających zrozumieć cywilizację Zachodu. A w każdym życiu i w każdej kulturze są cienie i blaski.
Chciałabym zakończyć tę krótką refleksję słowami innego wielkiego komentatora Dantego, Vittoria Sermontiego:
„Dawny poeta z Florencji przed chwilą skończył nam właśnie opowiadać, jak we własnej osobie, z krwi i kości, wdrapał się do wysokiego nieba, jak spotkał tam, twarzą w twarz, Chrystusa-Boga, oglądając Go swoimi, twoimi, moimi oczami. Jak siebie samego zobaczył przez chwilę wieczności w oczach Chrystusa-Boga, że siebie poznał tak, jak od zawsze był poznany. (…) Niesamowite”.
Oceń