Baśń o Królowej Śniegu
fot. alexander schimmeck / UNSPLASH.COM

Baśń o Królowej Śniegu

Oferta specjalna -25%

Drugi List do Koryntian

0 votes
Wyczyść

Trzeba je bardzo uważnie wysłuchać. Opanować swoje zdenerwowanie, a nawet przerażenie. Zapewnić dziecko, że mu wierzymy. Pochwalić za odwagę. Jednego nie można obiecać: że nikomu o tym nie powiemy.

Nie będę zbawiona.

Ola mówi to mocnym głosem, patrzy na mnie i raz jeszcze ciszej powtarza:

– Nie będę zbawiona.

A potem zapada się w sobie. Dosłownie – kuli ramiona, wbija się w fotel, odpływa myślami, całą sobą z tego miejsca i tej sytuacji do tych najbardziej bolących wspomnień. Do wewnętrznych ran, które ciągle w niej są.

Wiem, że w takim momencie potrzebuje czasu, bycia obok niej. Dopóki nie da sygnału, że już „wróciła”, że już możemy rozmawiać, każde słowo będzie zbędne. Siedzę więc blisko niej i czekam.

Mur

Na prośbę dyrektora domu dziecka jadę spotkać się z trzynastoletnią Olą. Wiem niewiele. Jej rodzice mają ograniczoną władzę rodzicielską, dziewczynka kilkakrotnie uciekała z domu, w czasie jednej z ucieczek została przyłapana na kradzieży w supermarkecie. O sprawie powiadomiono sąd rodzinny, kuratorowi, który na polecenie sędziego trafił do rodziny, rodzice opowiedzieli o krnąbrności córki, o nieposłuszeństwie, braku wdzięczności i szacunku, o problemach wychowawczych „od zawsze”. Ola trafia do domu dziecka, bardzo źle adaptuje się w grupie, z niechęcią reaguje na wizyty rodziców, nie zabiega – jak inni – o przepustki, odmawia wyjazdu do domu na święta. Jednej z wychowawczyń udaje się przebić przez mur, jaki Ola buduje wokół siebie. Dowiaduje się wówczas, że dziewczynka marzy, by zamieszkać w innej miejscowości, jak najdalej od rodziny. Padają wtedy słowa: „może tam poczuję się bezpiecznie”. Po kilku miesiącach nieśmiało wypowiedzianą prośbę udaje się spełnić i Ola trafia do innej placówki. Nadal jest nieufna, nadal niewiele o sobie mówi. Zdecydowanie odmawia wyjazdów do domu, niechętnie przyjmuje korespondencję i telefony od rodziców, w końcu i na to nie wyraża zgody. Kiedy kolejny raz nie chce podejść do telefonu, dyrektorka pyta, czy chciałaby o tej sytuacji porozmawiać. Zadawała to pytanie już wiele razy, odpowiedzią było zawsze tylko odmowne kiwnięcie głową. Tym razem Ola staje w progu gabinetu i mówi: – Tak, teraz już tak. Ale nie z kimś z domu dziecka. I nie z kimś, kto już mnie zna. Dyrektorka dzwoni do mnie.

Jasne rajstopy

Pięć dni później usiadłam naprzeciwko Oli. Miałam poczucie, że na ten moment czekała od bardzo, bardzo dawna. Że nosi w sobie jakiś ogromny ból i nie jest w stanie dłużej nieść go sama. Że jeśli się nie odważy i nie opowie o nim teraz, to może nie zrobi tego już nigdy.

Siedziałyśmy razem ponad dwie godziny. Ola opowiadała o swoim smutnym, samotnym dzieciństwie. O karaniu jej za byle głupstwo, o biciu trzepaczką, kopyścią, skórzanym pasem, o szturchaniu i szczypaniu przez podpitą matkę, o jej wiecznym narzekaniu zaczynającym się od słów: „Zniszczyłaś mi życie, gdybyś się nie pchała na ten świat, to ja dziś nie byłabym do ciebie przykuta”. O nieświeżym jedzeniu, które dostawała, niezmienianej miesiącami pościeli, rzeczach zwykle z lumpeksu. O tym, że rodzice nigdy się z nią nie bawili („były wieczne rozkazy lub bicie, jakby szczerze mnie nienawidzili”), a ona obwiniała się, że to przez nią mają nieudane życie. O tym, jak bardzo rodzice dbali o wizerunek na zewnątrz. Jak obowiązkowo w każdą niedzielę szli do kościoła i wtedy matka kazała jej ubierać popielatą sukienkę i jasne rajstopy; jak w czasie mszy świętej koncentrowała się, by tych rajstop na kolanach nie pobrudzić, bo zostanie za to zbita.

Odruchowo spojrzałam na dżinsy, które miała na sobie. Złapała moje spojrzenie. – Przysięgłam sobie, że już nigdy nie włożę jasnych rajstop. Kiedy widzę w kościele dziewczynkę ubraną podobnie do mnie, chcę jej podać chusteczkę, by na niej klękała.

Mówiła spokojnie i cicho. Czasami przerywała, powtarzała kolejny raz, jakby się bała, czy wszystko na pewno dobrze zrozumiałam. W pewnym momencie z całej siły zacisnęła pięści, aż zbielały jej kostki. Zamilkła. Zaczęła płakać. Z trudem wsłuchiwałam się w każde wypowiadane teraz szeptem słowo. Jakby sama nie wierzyła, że je wypowiada, jakby bolało ją samo wypowiadanie ich.

– Z mamą najgorsze było bicie, a z tatą co innego. Często, kiedy mamy nie było w domu, tata kazał mi przyjść do łazienki, „żeby mnie porządnie umyć”. Wkładał mi rękę między nogi, dotykał piersi, choć jeszcze prawie ich nie miałam. Chciał też, bym dotykała jego członka, mówił, że tak jest mu przyjemnie. Czasem kazał mi siadać okrakiem na niego i wkładał mi tam, na dole palec. To się zaczęło, gdy poszłam do pierwszej klasy. Na początku nie tak często, potem coraz częściej. Aż w końcu kiedyś mama poszła na kilka dni do szpitala, bo miała zapalenie wyrostka i zostaliśmy sami. W nocy on przyszedł do mnie, zaczął mnie lizać i całować i głaskać po całym ciele. Był goły i siłą ściągnął mi koszulę. Mówił, że jestem „na to” już dość duża i że już od dawna mnie do tego dnia przygotowywał, że chce, bym na własnej skórze zobaczyła, jak to jest być z mężczyzną. Trzymał mnie mocno, ja nic nie mówiłam, tylko płakałam. Czułam się zamurowana, tak, jak w baśni o królowej śniegu. Następnego dnia dostałam od niego srebrny łańcuszek.

A potem to było już stale i stale. Czasem, gdy wiedziałam, że będziemy sami, to uciekałam. A gdy wracałam, to dostawałam lanie od mamy za uciekanie. I w końcu mnie złapali w supermarkecie i była pani kurator i oni wszystko zwalili na mnie. Że nie słucham, że kradnę, że oni tyle dla mnie robią. Że jestem niewdzięczna, że oni już nie wiedzą, co robić. A potem, gdy mnie zawozili do domu dziecka, to tata powiedział, żebym nikomu nie mówiła o naszych tajemnicach, o łazience, o naszych nocach.

Na początku rodzice odwiedzali mnie, ale ja tych odwiedzin nie lubiłam i nie chciałam. Byłam zadowolona z pobytu w domu dziecka, choć trochę się bałam, bo oni mogli przyjść w każdej chwili. Chciałabym, żeby sąd odebrał im prawa do mnie. Czasem marzę, że przy urodzeniu w klinice ktoś mnie podmienił i że kiedyś odnajdę moich prawdziwych rodziców. Bo prawdziwi rodzice chyba są inni dla swoich dzieci.

Zbawienie

To opowieść sprzed ponad dwóch lat, ale brzmi w moich uszach, jakbym ją słyszała wczoraj. Spotykałyśmy się z Olą regularnie. Wobec obojga rodziców zaczęło się toczyć postępowanie karne. I teraz, po tych dwóch latach Ola siedzi w tym samym fotelu, w którym siadała już tyle razy, i kolejny raz powtarza, że nie będzie zbawiona.

– Nie będę zbawiona! – teraz już krzyczy. Bo ksiądz na rekolekcjach powiedział, że jeśli nie potrafimy wybaczyć komuś tego, co nam złego zrobił, to nie można nawet myśleć o zbawieniu. I dopóki z całego serca komuś nie wybaczymy, to nie można iść do spowiedzi. Bo żeby Pan Jezus wybaczył nam nasze grzechy, my też musimy wybaczyć innym. A ja nie umiem im wybaczyć. Ja nie chcę im wybaczyć! A i tak jestem winna, bo jeśli matka lub ojciec pójdą do więzienia, to będzie przeze mnie! Więc ja w ogóle do tej spowiedzi nie pójdę, bo po co. Ja nie mogę iść do tej spowiedzi!

Z ust Oli płynie potok słów. Jest w nich ból, żal, złość. Wraca poczucie winy, nad którym od tak dawna pracujemy, strach, bezsilność.

– Olu – tłumaczę – jestem pewna, że możesz iść do spowiedzi. Jestem pewna, że to nie ty jesteś winna. Jeśli ojciec pójdzie do więzienia, to poniesie konsekwencje tego, że zawinił wobec ciebie. Jeśli chcesz, to skontaktuję się ze spowiednikiem rekolekcyjnym i porozmawiam z nim. Przygotuję go do twojej spowiedzi.
– Obiecuje pani?
– Obiecuję.

Obietnicy dotrzymałam. Spotkałam mądrego, zacnego kapłana, który wiedział, co w konfesjonale powiedzieć kilkunastoletniej dziewczynie, by odzyskała spokój. By mogła dalej uczestniczyć w terapii, by zdrowiała, by wzmocnić w niej nadzieję na normalne życie.

Ale ta historia i ta rozmowa z księdzem kolejny raz uzmysłowiła mi, jak ważne jest, by spowiednik, szczególnie ten, który spowiada dzieci i młodzież, był przygotowany na wyznania niepasujące do dziecięcego świata. I wykraczające poza niemówienie pacierza, niegrzeczne odzywanie się do babci, nieposłuszeństwo wobec rodziców, podłożenie nogi koledze i spóźnienie na niedzielną mszę świętą.

Choć świadomość społeczna dotycząca krzywdzenia dzieci bardzo wzrosła, nadal kwestia stosowania wobec nich przemocy jest tematem tabu. W wielu domach dziecko nadal jest własnością rodziców. Własnością, a więc mogą wobec niego postępować zgodnie ze swymi przekonaniami i wyobrażeniami na temat wychowania. Często ten przedmiotowy stosunek do dziecka przekazywany jest z pokolenia na pokolenie. W takich warunkach i w takim środowisku szanse na ujawnienie doznanej krzywdy są niewielkie. Tym bardziej że rodzic, sprawca przemocy, niejednokrotnie świetnie funkcjonuje na zewnątrz rodziny – jest szanowanym sąsiadem, kompetentnym urzędnikiem, sprawnym dyrektorem, ulubioną panią od gry na fortepianie. Panią? Tak. Wykorzystania seksualnego dopuszczają się zarówno mężczyźni, jak i kobiety, choć te zdecydowanie rzadziej.

Ujawnienie tak traumatycznego doświadczenia, czasem noszonego w sobie bardzo długo, zawsze jest trudne. Najłatwiej wyrzucić je z siebie, gdy ich sprawcą jest osoba obca. Trudniej, gdy dziecko zostało wykorzystane przez osobę znaną rodzinie – wychowawcę, trenera, znajomego. Najtrudniej, gdy sprawcą był ktoś bardzo bliski czy nawet najbliższy – dziadek, ojciec, dorosły starszy brat, kuzyn. Prościej opowiedzieć rodzicom o panu, który rozbierał się w parku czy w windzie zdjął spodnie, niż o ulubionym przez rodzinę wujku. Który tak chętnie nas odwiedza, który często nam pomaga, z którego zdaniem tak wiele osób się liczy. To jeden z największych dramatów wykorzystania – od wczesnego dzieciństwa uczymy dzieci: „Nie ufaj obcym, nigdy nie odchodź z osobą, której nie znasz”, a tymczasem 30–40 proc. ofiar jest wykorzystywanych przez kogoś z rodziny, a kolejne 50 proc. przez człowieka spoza rodziny, którego znają i któremu ufają. Statystyki wskazują, że w każdej klasie mamy kilkoro dzieci, które w jakimś stopniu doświadczyły molestowania – przed ukończeniem 18. roku życia wykorzystywana była jedna na cztery dziewczynki i jeden na sześciu chłopców… Jedna trzecia z nich nie ujawniała swych doświadczeń nigdy i nikomu.

Jestem winna

Kiedy zajrzymy do fachowej literatury, przeczytamy, że wykorzystywanie seksualne dziecka to: „Uczestnictwo dziecka w czynności seksualnej, której ono nie rozumie w pełni, na którą nie jest w stanie wydać świadomej zgody, do której nie jest przygotowane pod względem rozwojowym, która łamie prawa lub społeczne tabu” (WHO, Zmiany społeczne a zdrowie psychiczne, 1999). Sprawca nie musi wcale dziecka dotykać, by je skrzywdzić, może potrzebować „tylko” jego obecności do osiągnięcia satysfakcji seksualnej – oglądając w jego obecności filmy pornograficzne, obnażając się, dopuszczając się aktu seksualnego z inną osobą. Wykorzystanie seksualne obejmuje zachowania z kontaktem fizycznym i bez kontaktu fizycznego: dotykanie narządów płciowych dziecka, wkładanie mu do pochwy i odbytu przedmiotów lub części ciała, zmuszanie go do zabaw o charakterze seksualnym, obnażanie się i masturbowanie w jego obecności, robienie zdjęć pornograficznych, zachęcanie dziecka do aktywności seksualnej poprzez internet.

Wykorzystanie seksualne jest doświadczeniem niosącym ogromną traumę. Dziecko czuje się brudne, nic niewarte, zdradzone, oszukane, samotne. Czuje złość i wstyd, często przeżywa lęki i koszmary nocne. Boli go głowa, brzuch, ma problemy ze spaniem i jedzeniem. Niejednokrotnie ukrywa doznane urazy fizyczne – podrażnienia, otarcia, skaleczenia zewnętrznych narządów płciowych. Czując się bezsilne i wołając o pomoc, czasem sięga po alkohol i narkotyki, przestaje się uczyć, wagaruje, zachowuje się agresywnie. Jest rozbudzone seksualnie, więc zachowuje się prowokacyjnie. I przede wszystkim czuje się WINNE.

Dramat pierwszy wykorzystania seksualnego: bardzo często rozgrywa się ono w czterech ścianach rodzinnego domu.

Dramat drugi: przeciętny wiek ofiar: 6–10 lat…

Tu m.in. kryje się odpowiedź na pytanie, niestety często kierowane do dziecka, które zdecydowało się ujawnić swe przeżycia: Dlaczego nikomu nie powiedziałaś? Dlaczego nikomu nie powiedziałeś?

Nie powiedziałam, nie powiedziałem, bo nie byłem w stanie. Bo jestem mały, a on duży. Bo mnie straszył – że zabije mojego psa, że jakby się mama dowiedziała, to się zdenerwuje i zachoruje. Albo że pójdę do domu dziecka, a poza tym to i tak mi nikt nie uwierzy. Że jeśli on pójdzie do więzienia, to z czego będziemy żyli. A w ogóle, jakby on miał iść do więzienia, to i tak wcześniej mnie zabije.

Dramat trzeci molestowania seksualnego: rzadko jest to wydarzenie incydentalne, zwykle jest to długotrwały, rozwijający się w czasie proces.

Moment i okoliczności ujawnienia bywają różne. Jeśli nie jest to ujawnienie przypadkowe, zazwyczaj dziecko się do tego wewnętrznie przygotowuje i wybiera osobę, której ufa. Niezwykle rzadko jest to psycholog, terapeuta specjalizujący się akurat w tej tematyce. Najczęściej – pedagog szkolny, wychowawca, katecheta, trener. Często mama, ukochana babcia lub ciocia. Czasem po prostu mama przyjaciółki z klasy albo zaprzyjaźniona sąsiadka z drugiego piętra.

Ta pierwsza rozmowa jest niezwykle ważna dla dalszego postępowania i często kluczowa dla przyszłej terapii. Dlatego tak istotne jest, by osoba, która przynajmniej z racji swej profesji może takie dziecko spotkać, rozumiała istotę problemu i wiedziała, jak zareagować.

Przede wszystkim trzeba je bardzo uważnie wysłuchać. Opanować swoje zdenerwowanie, a nawet przerażenie. Zapewnić dziecko, że mu wierzymy, ale nie mówić, nie sugerować niczego, o czym samo nie powiedziało. Pozwolić mu wyrazić swe uczucia – ono często sprawcę i kocha, i nienawidzi. Powstrzymać się od potępienia sprawcy i zapewnić dziecko, że nie jest winne temu, co się stało, i że całą odpowiedzialność ponosi osoba dorosła. Pochwalić za odwagę i zapewnić, że pomożemy mu w skontaktowaniu się z instytucjami, które specjalizują się w pomocy dzieciom.

Jednego nie można i nie wolno dziecku obiecać: że nikt o tej rozmowie się nie dowie. Przemoc seksualna wobec dzieci jest bowiem przestępstwem i zgodnie z paragrafem 1 artykułu 303 Kodeksu postępowania karnego: „Każdy dowiedziawszy się o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu ma społeczny obowiązek zawiadomić o tym prokuratora lub policję”.

Kapłan nie może ujawnić tajemnicy spowiedzi, ale może zachęcić dziecko, by opowiedziało o swoich przeżyciach osobie, którą lubi i do której ma zaufanie. Wspólnie mogą się zastanowić, kto mógłby być taką osobą. Może też umówić się z dzieckiem na rozmowę poza konfesjonałem, by dowiedzieć się, na jakie kroki już się zdobyło, a które wymagają wsparcia i pomocy. Jeśli spowiednik ma poczucie, że dziecko nie jest bezpieczne, powinien zaproponować plan pomocy na najbliższe dni. Nie wolno zapomnieć, że dziecko ujawnia wykorzystanie wyłącznie osobie, której ufa. To zobowiązuje.

Takie Ole żyją wśród nas. Zamrożone w swoich przeżyciach i uczuciach, samotne, przepełnione bólem i strachem, budujące mur, by nie pozwolić nikomu dotknąć bolących ran.

Jutro ta Ola może podejść do ciebie… •

Imię bohaterki tekstu, jak i okoliczności umożliwiające jej identyfikację, zostały zmienione.

Baśń o Królowej Śniegu
Beata Kolska-Lach

– psycholog, współzałożycielka i przez ponad 25 lat przewodnicząca Terenowego Komitetu Ochrony Praw Dziecka w Poznaniu, trener warsztatów i treningów psychologicznych, biegły sądowy w sprawach rodzinnych...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze