List do Rzymian
W seminariach seksualność kandydata do święceń stanowi tabu. Może to prowadzić do sytuacji, w której kandydat ukrywa swoje problemy związane z seksualnością, wiedząc, że inaczej zostanie wykluczony.
Na początku lutego na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie odbyło się sympozjum poświęcone grzechowi pedofilii w Kościele rzymskokatolickim. Spotkanie było adresowane do biskupów i przełożonych wyższych zgromadzeń zakonnych, ale dzięki internetowi mógł w nim uczestniczyć każdy zainteresowany. Teksty wystąpień były publikowane na bieżąco, na oficjalnej stronie uniwersyteckiej, i to w kilku wersjach językowych. Codziennie też zamieszczano krótkie filmy z wystąpieniami poszczególnych prelegentów.
Niespełna rok wcześniej w Waszyngtonie opublikowano przygotowany przez John Jay College raport na temat pedofilii w Kościele rzymskokatolickim. To renomowane Kolegium Kryminalistyki Uniwersytetu Miejskiego w Nowym Jorku spróbowało ustalić, jakie są przyczyny i rzeczywisty zakres zjawiska pedofilii w Kościele amerykańskim. Raport został przygotowany na życzenie tamtejszego episkopatu i kosztował dwa miliony dolarów.
W ciągu roku mieliśmy do czynienia z dwiema inicjatywami Kościoła (jedną lokalną, a drugą powszechną), które miały na celu zmierzenie się z upokarzającym skandalem pedofilii. Przy okazji nowojorskiego raportu podkreślano, że Kościół w Stanach Zjednoczonych jest pierwszą instytucją, która poświęciła temu zjawisku tak wiele wnikliwej uwagi.
Spróbujmy uściślić terminy, bo w tym dramacie ma to niemałe znaczenie. Kiedy mówimy o pedofilii, najczęściej mamy na myśli seksualne przestępstwa wobec nieletnich. Należy jednak zaznaczyć, że takie określenie obejmuje dwie skłonności. Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders (w świecie psychiatrii uważany za Biblię) Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego definiuje pedofilię jako popęd seksualny – aktywność bądź fantazję – skierowany do dziecka, które nie ukończyło jeszcze 13 lat. Innym zjawiskiem natomiast jest efebofilia, czyli pociąg seksualny do osoby, która wchodzi w okres dojrzewania. Wspomniany podręcznik nie wymienia jednak efebofilii jako zboczenia, gdyż w większości państw kontakty seksualne z osobami, które ukończyły piętnasty rok życia, nie są ścigane przez prawo. Są zatem dozwolone. Jedynie Watykan zmodyfikował przepisy swojego prawa w taki sposób, że każdy duchowny, który współżyje z osobą poniżej 18 roku życia, jest uznawany za przestępcę. Od 2001 do 2010 roku do Watykanu wpłynęło około 3000 skarg dotyczących przestępstw seksualnych popełnianych przez duchownych wobec nieletnich, około 300 z nich dotyczy pedofilii. W świetle definicji prawa cywilnego większość oskarżeń pod adresem duchownych Kościoła rzymskokatolickiego dotyczy zatem efebofilii. Liczbę tych 300 kapłanów pedofilów trzeba zestawić z liczbą 400 tys. księży, którzy pracują na całym świecie. Trudno uwierzyć w te zestawienia, bo w mediach o pedofilii mówi się prawie wyłącznie w kontekście Kościoła rzymskokatolickiego. A przecież księża pedofile stanowią zaledwie kilka promili, czyli mniej niż jeden procent wszystkich duchownych Kościoła katolickiego!
Mity
Rzymskie spotkanie niewątpliwie rozprawiło się z kilkoma mitami, które narodziły się w związku z tym wielkim wstydem i ogromnym skandalem. Tak o pedofilii wśród duchownych mówił kardynał Marc Quellet, prefekt Kongregacji ds. Biskupów, w czasie liturgii pokutnej odprawionej w kościele świętego Ignacego. Ta celebracja była częścią sympozjum.
Przede wszystkim Kościół uświadomił sobie, że pedofilia jest nie tylko problemem amerykańskim (w co wierzono jeszcze kilkanaście lat temu), ale dotyczy całego Kościoła, na wszystkich kontynentach. Trudno też tłumaczyć wszystko chciwością adwokatów, którzy reprezentując ofiary księży pedofilów, chcą wyciągnąć z kasy kościelnej jak najwięcej pieniędzy. Innym błędem Kościoła było mniemanie, że jest to efekt nagonki ze strony nieprzyjaznych mediów i instytucji antykościelnych. Historia pokazała, że mieliśmy do czynienia z prawdziwymi nadużyciami seksualnymi, które pozostawiły po sobie prawdziwe ofiary. Jedna z nich, Irlandka Marie Collins (l. 65), zabrała głos podczas rzymskiego sympozjum. Miała 13 lat, kiedy została wykorzystana przez kapelana szpitala, w którym się leczyła. Jej historia pokazuje również pewną dwuznaczność postawy przedstawicieli Kościoła w traktowaniu pedofilii. Ksiądz, któremu po raz pierwszy wyznała swój dramat – a miała wtedy już 46 lat – stwierdził, że nie widzi powodu, by zgłaszać to przełożonym, gdyż najprawdopodobniej była to jej wina. Kobieta zamk nęła się w sobie na dziesięć lat. Przełamała się dopiero wtedy, kiedy prasa zaczęła informować o przypadkach pedofilii wśród duchowieństwa katolickiego. Uświadomiła sobie, że to, co ją spotkało, mogło też spotkać inne dzieci. Napisała list do arcybiskupa Dublina, ale i to nie odniosło skutku. Ksiądz, który skrzywdził ją w dzieciństwie, nadal opiekował się dziećmi. Dopiero wiele lat później arcybiskup Dublina publicznie przeprosił za brak współpracy w chronieniu dzieci. Próby ratowania instytucji kosztem ofiar doprowadziły jedynie do jeszcze większych skandali i zniszczenia wiary w sercach wielu ludzi, nie tylko ofiar molestowania.
Jeden z utartych stereotypów, lansowanych przez media, głosi, że pedofilia i efebofilia wśród księży związana jest z obowiązującym w Kościele celibatem. Otóż autorzy raportu John Jay College, w świetle zebranych informacji, wykluczają tego typu związek. Świadczyć o tym mają liczby. Prowadzone w Stanach Zjednoczonych badania pokazały, że kiedy w 2001 roku przeciętnie 134 na 100 000 dzieci było molestowanych, to zaledwie w pięciu na 100 000 przypadków były to ofiary księży, czyli celibatariuszy. Większość to ofiary mężczyzn żonatych (i najczęściej mających dzieci). Nie wolno zapominać, że wszystkie statystyki pokazują, iż miejscem najbardziej niebezpiecznym dla dzieci jest rodzina. Do większości przypadków molestowania seksualnego nieletnich dochodzi właśnie w rodzinie. Według wielu statystyk dotyczy to od 85 do 90 proc. wszystkich molestowanych nieletnich.
Jeden wątek ze wspomnianego raportu John Jay College domaga się pogłębionej refleksji. Otóż w 1988 roku w Stanach Zjednoczonych zgłoszono ponad 2 mln przypadków molestowania seksualnego nieletnich. Analiza tych danych wykazała, że podczas gdy na 100 dziewczynek 33 skarżyły się na to, że były molestowane, w wypadku chłopców było to o ponad połowę mniej, bo 14. Zupełnie inaczej wyglądają te liczby, jeśli chodzi o ofiary molestowania ze strony księży: otóż aż 81 proc. ich ofiar to chłopcy. Tłumaczenie, że ta dysproporcja między danymi dla środowiska świeckiego i kościelnego ma swoje źródło w tym, że ministranci to przede wszystkim chłopcy, wydaje się zbytnim uproszczeniem. Czy można bez zastrzeżeń przyjąć tezę autorów raportu (powtórzoną zresztą w trakcie sympozjum na Gregorianie), że nie istnieje żaden związek między orientacją homoseksualną kapłana a przypadkami molestowania seksualnego nieletnich? Dzisiaj na ten temat wiemy zbyt mało, ale przecież w ocenie wielu ekspertów Kościoła rzymskokatolickiego lata 70. XX wieku charakteryzują się w Stanach Zjednoczonych rozpowszechnianiem kultury gejowskiej w seminariach duchownych i zakonach. Czy nie jest tak, że być może ponosimy dzisiaj koszty rewolucji seksualnej lat 60. i 70. ubiegłego stulecia?
Koszty
W trakcie sympozjum postawiono także pytanie o cenę, jaką zapłacił Kościół za afery pedofilskie. Szacuje się, że całość kosztów związana z koniecznością płacenia odszkodowań sięgnie kwoty 2 mld dolarów. Przekłada się to na cały Kościół. Wiemy już, że tych pieniędzy nie zaangażujemy w działalność charytatywną, edukacyjną czy ewangelizacyjną. To poważny cios. Ale jeszcze poważniejsze są koszty w sferze relacji międzyludzkich.
Niewątpliwie bardzo wielu świeckich zraziło się do duchownych. Jak pisze biskup Blasé Cupich: „świeccy katolicy są zranieni upadkiem moralnym niektórych księży, ale jeszcze bardziej są zranieni i poirytowani tym, że biskupi w swoich działaniach nie udzielili pierwszeństwa dzieciom”. Przeżywamy dotkliwą utratę zaufania do pasterzy Kościoła. W niektórych sytuacjach kończy się ona deklaracją odejścia ze wspólnoty. W latach 2009–2010 znacznie wzrosła liczba wystąpień z Kościoła w Niemczech. Część tych apostazji tłumaczona jest właśnie aferami pedofilskimi. Temu wszystkiemu towarzyszy obniżenie autorytetu wspólnoty. Stawiamy sobie wszyscy pytanie, jak to możliwe, że Kościół – pretendujący do tego, aby być moralnym przewodnikiem całej ludzkości – tak bardzo oddalił się od światła ewangelii? Jak to możliwe, że w tak wielu miejscach, przez tak długi czas i za sprawą tylu księży zdarzały się rzeczy, które nigdy nie powinny się zdarzyć? Kładzie się to również cieniem na tych księży, którzy wiernie i dobrze wypełniają swoją posługę. Również na nich patrzy się podejrzliwie. Kościół wskutek winy niektórych swoich członków przestał być wiarygodny. Osłabia to jego misję ewangelizacyjną (jak głosić moc ewangelii, skoro okazała się ona za słaba w konfrontacji z twardością serc niektórych sług Kościoła?) i społeczną (jak stawać w obronie nienarodzonych dzieci, skoro Kościół nie potrafił ustrzec przed swoimi ludźmi dzieci narodzonych?).
Benedykt XVI kryzys spowodowany aferami pedofilskimi w Kościele przyrównał do czasów pierwszych prześladowań Kościoła. I tak jak tamten czas wystawił na miażdżącą próbę Kościół, tak teraz nasza wspólnota wydaje się poddana próbie. Każdy z takich skandali obnaża słabość Kościoła. Przynajmniej do pewnego momentu. Wiele episkopatów opublikowało dokumenty dotyczące zjawiska molestowania seksualnego przez pojedynczych księży. Prawie wszystkie one mają wspólny mianownik: w przeszłości, w imię fałszywej miłości Kościoła – wspólnoty – instytucji próbowano każdy taki przypadek ukrywać. To jest słabość instytucji. Ale każdy z kapłanów, który dopuścił się tak poważnych przestępstw, staje się zarazem znakiem nieskuteczności formacji, Słowa i sakramentu. To jest słabość życia. To są ciosy, których nie wolno lekceważyć. Nie wolno także uciekać się do łatwych rozwiązań. Przypominam sobie słowa błogosławionego Jana Pawła II i Benedykta XVI, którzy mówiąc o grzechu pedofilii, deklarowali głębokie poczucie wstydu. Wstydzić można się tylko za kogoś z rodziny, za kogoś bliskiego. Takie deklaracje rodzą się ze świadomości wspólnoty. Jakże przykro było słuchać jednego z polskich biskupów, który retorycznie pytał, jaka jest odpowiedzialność polskiego kapłana, który gorliwie pracuje, za grzechy irlandzkiego kapłana, który popełnił przestępstwo pedofilii? Bardzo szybko takie korporacyjne myślenie o Kościele zostało skonfrontowane z oskarżeniem jednego z polskich kapłanów o efebofilię i pedofilię. I nagle okazało się, że ów problem nie dotyczy tylko irlandzkich czy amerykańskich księży, ale jest czymś, co kładzie się cieniem również na polskim Kościele.
Perspektywy
Na kryzys spowodowany pedofilią zwykliśmy patrzeć jak na moment przesilenia, w którego następstwie Kościół został skompromitowany. Czy cały ten kryzys, który Kościół kosztował (i kosztuje) tak wiele, może przynieść jakieś pozytywne rezultaty?
Wydaje się, że można wskazać przynajmniej dwa pozytywne wątki rachunku sumienia, do którego Kościół został przymuszony.
Po pierwsze, głównymi sprawcami molestowania w Kościele byli duchowni. Głównymi, gdyż oskarżenia były także wnoszone przeciw pracownikom świeckim zatrudnionym w instytucjach kościelnych. Duchowni również robili wiele, aby ratować instytucję Kościoła przed oskarżeniami, co czasami prowadziło do tuszowania skandalicznych zachowań. Świeccy mają prawo czuć się oszukani przez swoich pasterzy. To prawdopodobnie doprowadzi w przyszłości do pytania o udział świeckich w zarządzaniu wspólnotą Kościoła. Przy szukaniu odpowiedzi na pewno nie obejdzie się bez napięć i konfliktów, ale być może doprowadzi to do większej aktywności ludzi świeckich w łonie Kościoła.
Po drugie, kwestia przygotowania do kapłaństwa. W grudniu 2010 roku Benedykt XVI spotkał się z Kurią Rzymską. W przemówieniu wezwał swoich współpracowników do tego, aby „przyjąć to upokorzenie jako wezwanie do prawdy i jako powołanie do odnowy. Tylko prawda zbawia. Musimy pytać, co możemy zrobić, aby naprawić wyrządzone zło. Musimy pytać, co było niewłaściwe w naszym orędziu, w naszym sposobie widzenia istoty chrześcijanina, że doszło do takich nadużyć? Musimy odnaleźć nową determinację w wierze i w czynieniu dobra. Musimy być zdolni do pokuty. Musimy również zdobyć się na wysiłek takiego przygotowania do kapłaństwa, aby taka rzecz już nigdy się nie wydarzyła”. W seminariach seksualność kandydata do święceń stanowi tabu. Może to prowadzić do sytuacji, w której kandydat ukrywa swoje problemy związane z seksualnością, wiedząc, że inaczej zostanie wykluczony. W tej sferze musi nastąpić przełom. Przemodelowanie formacji do kapłaństwa może (powinno) zaowocować tym, że z seminarium będą wychodzili dojrzalsi kapłani. W trakcie sympozjum głos zabrał także Luis Antonio G. Tagle, arcybiskup Manili. Odniósł się do kwestii celibatu. Dla wielu jest on normą, którą konserwatywny Kościół utrzymuje ze względu na przywiązanie do Tradycji. Inni znowu w celibacie widzą źródło wszelkich nadużyć seksualnych ze strony duchownych. Jeszcze inni bronią jego wartości, ale czynią to w sposób ściśle prawny, co czyni go w gruncie rzeczy nieefektywnym. Z jednej strony należy uniknąć uproszczenia, polegającego na tym, że zniesienie celibatu położy kres nadużyciom seksualnym. Większość pedofilów to żonaci mężczyźni będący ojcami. Z drugiej strony nie sposób nie zauważyć, że seminarium, jako czas próby, może niektórych kandydatów prowadzić do zachowań obłudnych, które ujawniają się dopiero po przyjęciu święceń. Mówiąc brutalnie: cel osiągnięty – koniec udawania.
U nas
Przed rokiem Kongregacja Nauki Wiary wydała okólnik na temat pedofilii w Kościele i zobowiązała episkopaty na całym świecie, by do końca maja 2012 roku opracowały szczegółowe wytyczne dotyczące sposobów postępowania w wypadku nadużyć seksualnych popełnionych przez duchownych wobec osób niepełnoletnich i przedstawiły je Watykanowi. Polski Episkopat przyjął taki dokument 14 marca tego roku. Nie został on jednak opublikowany, a jedynie przedstawiony na konferencji prasowej z udziałem abp. Józefa Michalika, przewodniczącego episkopatu. Jak zaznaczono – dokument przesłano do Stolicy Apostolskiej i na tym etapie procedowania nie będą ujawniane szczegóły tego, co zawiera. Uwaga dziennikarzy skoncentrowała się przede wszystkim na kwestiach finansowych, to znaczy na odszkodowaniach wypłacanych ofiarom molestowania, i na współpracy Kościoła z wymiarem sprawiedliwości. Dokument polskich biskupów wyklucza możliwość wypłacania odszkodowań przez Kościół. W takiej sytuacji ofiara powinna domagać się zadośćuczynienia ze strony winnego. Natychmiast pojawiły się komentarze polskich prawników sugerujące jednak możliwość skarżenia w procesie cywilnym instytucji kościelnych, parafii i diecezji, gdyby dowiedziono ich zaniedbań. Takim zaniedbaniem mogłoby być niepowiadomienie władz świeckich o przestępstwie pedofilii popełnionym przez duchownego. Obowiązek współpracy z wymiarem sprawiedliwości ciąży na biskupie diecezji. Oczywiście, ta współpraca nie może naruszać tego, co w okólniku Kongregacji nazwano foro interno, a o czym wspomniał także abp Józef Michalik, mówiąc, że duchownych obowiązuje tajemnica spowiedzi.
Zapewnienie polskich biskupów, że przyjęty dokument odpowiada wytycznym Kongregacji Nauki Wiary sprawia, że powinniśmy się spodziewać zmian w Ratio institutionis sacerdotalis, czyli w całym procesie kształcenia i wychowania seminaryjnego, który przygotowuje przyszłych kapłanów. Nie wiemy jednak, na czym te zmiany miałyby polegać.
Inny problem stanowi swoiste napięcie między prawodawstwem cywilnym w Polsce, które współżycia z osobą powyżej 15. roku życia nie traktuje jako przestępstwa, a prawodawstwem kościelnym, które stanowi, że nadużycia seksualne popełnione w stosunku do niepełnoletniego do 18. roku życia znajdują się w kategorii ciężkich przestępstw. To oznacza, że duchowny, który molestował osobę między 15. a 18. rokiem życia, może być ukarany jedynie przez Kościół.
Watykan nakłada również na poszczególne episkopaty obowiązek pomocy poszkodowanym. Nie wiemy, czy dokument polskiego Episkopatu przewiduje stworzenie jakiejś instytucji (chociażby na wzór niemiecki) – centrum – ośrodka, które zajmowałyby się pomocą duchową i psychologiczną dla ofiar nadużyć ze strony ludzi Kościoła (wskazówki Kongregacji Nauki Wiary mówią bowiem o duchownych, osobach życia konsekrowanego i świeckich angażowanych przez Kościół).
Słowo pedofil jest synonimem kogoś odrażającego, ale musimy pamiętać i o tym, że około 30 proc. pedofilów to ofiary molestowania w dzieciństwie. Czy polscy biskupi przewidują jakiś program terapii dla duchownych, którzy molestowali nieletnich? Są to pytania, na które w tej chwili nie znamy odpowiedzi.
Oceń