Wielki Post trwa w najlepsze, pokutujemy aż furczy. Prócz postnych standardów, takich jak gorzkie żale czy droga krzyżowa, w parafiach – w zależności od kreatywności duszpasterzy i świeckich – pojawiają się też inne, bardziej lub mniej wymyślne nabożeństwa. No i dobrze, bo jeśli ktoś pokutuje, jest wówczas szansa, że będzie to miało jakiś związek z jego wewnętrznym nawróceniem. Im więcej form, im więcej okazji, tym lepiej.
Niemniej może to już wiek, a może post właśnie czyni mnie nieco marudnym. A na cóż mógłby zawodowo marudzić marudny teolog, jeśli nie na jakieś teologiczne wątki? Wybaczcie zatem, ale tym razem dam upust postnej frustracji. Postnej – bo to wśród pokutnych form pobożności leży przyczyna mojego marudzenia. A dokładnie w języku, w jaki nasze pragnienie pokuty bywa przyodziewane. Ale po kolei.
Przede wszystkim: idea pokuty. Otóż w Chrystusie dostępujemy zbawienia darmo. „(…) nic, co poprzedza usprawiedliwienie, wiara lub uczynki, nie zasługuje na łaskę usprawiedliwienia” – nauczał Sobór Trydencki w ósmym rozdziale Dekretu o usprawiedliwieniu(1547 rok). To konieczny punkt wyjścia do zrozumienia, czym jest chrześcijańska pokuta. Otóż nie ma ona na celu – bo nie mo
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 5000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń