Spowiedź
Co jakiś czas wpadam do McDonalda na hamburgera. Jem go z nadzieją, że tym razem będzie smakował inaczej. Oczywiście zawsze smakuje tak samo, cała, za przeproszeniem, kultura McDonalda polega na tym, że wszystko ma zawsze smakować tak samo, bo jakże mogłoby smakować inaczej, skoro jesteśmy w McDonaldzie. Ludzie płacą, żeby było tak samo, lubią, żeby było tak samo, gdyby nie lubili, to by nie płacili. Mimo to sprawdzam co jakiś czas, właściwie nie wiem dlaczego. Nie smakuje mi to, brzuch potem boli, zawsze jest tak samo źle, a mimo to idę, płacę i jem. A potem dochodzę do nikomu niepotrzebnego wniosku, że w McDonaldzie wszystko zawsze jest tak samo. Jest tak samo, tylko że bardziej.
Podobnie mam z programami informacyjnymi w telewizji. Co jakiś czas oglądam „Fakty” TVN, „Wydarzenia” Polsatu i „Wiadomości” TVP. Wszystkie te programy są o tym samym, tak samo skonstruowane i tak samo opowiedziane. Nie ma znaczenia, co się dzieje na świecie, to nie o to chodzi, chodzi o to, żeby było głośno, choć czasem z dramatyczną modulacją głosu, obrzydliwie, ale tak, żeby ta obrzydliwość łatwo oburzała, lekkostrawnie, choć z zachowaniem pozorów serwowania pełnego posiłku. To wszystko naraz oczywiście.
Jeśli TVN wyjątkowo wymyśli coś nowego, to następnego dnia to samo robią Polsat i TVP, i na odwrót. W efekcie wszędzie jest dokładnie to samo, a jeśli nie jest, to następnego dnia na kolegium redakcyjnym dziennikarz, który nie zrobił tak samo jak konkurencja, ma kłopot.
Na przykład mniej więcej w dziesiątej minucie każdego dziennika, kiedy już omówiony zostanie główny temat polityczny za pomocą zestawienia piętnastosekundowych warknięć polityków – następuje temat społeczny. Zwykle jest to opowieść o ojcu, który zgwałcił córkę, matce, która wyrzuciła na śmietnik noworodka, albo bogatej rodzinie, która od dwudziestu lat przechowuje babcię w wychodku, a sąsiedzi w ogóle o tym nie wiedzą. Na koniec tematu społecznego reporterka (tematy rodzinno-społeczne to u nas ciągle domena kobiet) łamiącym się głosem wypowiada morał w formie wstrząsającego pytania: „Dokąd zmierzamy jako społeczeństwo?”.
Na zakończenie każdego dziennika nadawany jest materiał śmieszno-kuglarski, w którym dowcipny reporter, umieszczony w jeszcze śmieszniejszej scenografii, np. po szyję w wodzie, na drzewie albo w kanale wentylacyjnym, opowiada o absurdach naszej rzeczywistości: a to, że drogi nierówne, a to, że politycy mają pryszcze, albo że angielscy gwardziści noszą na głowie takie śmieszne czapki z futra niedźwiedziego. Tu też na koniec następuje morał, który pozwala widzowi poczuć się lepiej: „Widzisz, Hela, jacy oni wszyscy głupi! Ha ha ha”. W ogóle morał jest istotą dziennikarstwa informacyjnego w Polsce.
Idealnie, jeśli w danym dniu Polak coś wygra albo zostanie obrażony – najlepiej przez Ruska albo Niemca. Wtedy możemy odwiedzić babcię mistrza świata (która – co za szczęście! – nie była przetrzymywana przez rodzinę latami w wychodku) i dowiedzieć się, jakich bajek mistrz słuchał w dzieciństwie, albo posnuć refleksję geopolityczną na ważki temat: kiedy wreszcie nastanie sprawiedliwość i Rosja stanie się częścią Polski.
Tego nie da się zmienić. Nie da się zmienić, bo żeby coś zmienić, trzeba najpierw chcieć, a potem potrafić. Być może nawet znaleźliby się w polskich telewizjach ludzie, którzy potrafią informować o tym, co się dzieje, ale nikt tego nie chce. To znaczy dziennikarze i ich szefowie mówią, że widzowie tego nie chcą, bo jakby chcieli, to nie oglądaliby codziennych bredni, które wciska im się jak jedzenie gęsiom hodowanym na foie gras. A skoro nadstawiają otwarte gardła, to znaczy, że tego chcą. Dziennikarze też nie chcą nic zmieniać, bo po co robić coś, czego przecież nie chcą ani ich szefowie, ani widzowie? Widz ma zawsze rację – wiadomo. Podobnie jak nikt nie zmusza ludzi do jedzenia hamburgerów w McDonaldzie, tak nikt nie każe włączać widzom telewizora około 19. Większość robi jedno i drugie, telewizor zresztą ciągle w domu gra, to niech gra dalej.
Frank Zappa sformułował kiedyś definicję rockowego dziennikarstwa: „Ludzie, którzy nie potrafią pisać, przeprowadzający wywiady z ludźmi, którzy nie potrafią mówić, dla ludzi, którzy nie potrafią czytać”. Dziś całe dziennikarstwo jest rockowe: infantylni ludzie mówiący w infantylny sposób o wydarzeniach, które choćby nie wiem jak były poważne, zostaną przerobione na infantylne. I zostanie to przez nich samych uznane za zawodowy sukces.
Już słyszę zniecierpliwione głosy: Nie podoba ci się, to wyłącz! Przyznaję – to jest sposób. Często z niego korzystam, ale – tak jak z hamburgerami w McDonaldzie – co jakiś czas włączam, żeby sprawdzić, czy coś się zmienia. Zmienia się – na gorsze. Nie ma granic zidiocenia, na których zatrzymają się telewizje – zarówno komercyjne, jak i publiczna – w swoich programach informacyjnych. I za każdym razem, kiedy wydaje się nam, że mistrzowie ogłupiania dochodzą do kresu wytrzymałości naszej i własnej, że dalej już się nie da, okazuje się, że można. Zawsze można robić to samo, tylko że bardziej.
Oceń