Przez wiele lat tuż obok mnie mieszkał brat Ludwik Wierzbicki. Pochodził z Czortkowa na wschodzie. Był to człowiek dobry i usłużny, kochał zakon i ludzi.
Celę miał podwójną. W jednej klitce stało łóżko i szafa, a w drugiej był warsztat szewski zawalony kopytami i maszynami do szycia skóry. Całymi dniami siedział przy warsztacie w dymie z fajki i chętnie witał tych, którzy do niego przychodzili z potrzebą. Kiedyś robił buty od początku w całości, a później już tylko naprawiał. Co roku dla nowicjatu przygotowywał pasy do habitów. Obok brata krawca był jednym z ważniejszych filarów naszego klasztoru.
Do zakonu wstąpił przed Soborem. Wtedy bracia nosili do białego habitu czarne szkaplerze i czarne kaptury. Od czasu Soboru, kiedy habit braci i ojców stał się taki sam, czyli całkowicie biały, brat Ludwik nie posiadał się z radości. To było wielkie wywyższenie. A jeszcze większym powodem do radości było zaproszenie braci do wspólnego brewiarza, który zaczęto odmawiać po polsku. Wcześniej bracia nie uczestniczyli we wspólnej modlitwie i odmawiali małe ofi
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 5000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Skomentuj