Dzieje Apostolskie
Najczęściej mówimy o naszej wierze w Boga, natomiast umyka nam kwestia wiary Boga w nas, czyli to, że Bóg najpierw zawierzył nam i swej opieki nigdy nie wycofał.
Roman Bielecki OP: Kiedy słyszymy o Hiobie, w naszych głowach włącza się czerwona lampka: „uwaga, będzie bolało!” – nieludzki Bóg męczący człowieka. Trudna księga, trudno ją zrozumieć. Dlaczego?
Tomasz Kot SJ: Po pierwsze to kwestia stylu, w jakim została napisana. Składa się z czterdziestu dwóch rozdziałów, a tylko dwa pierwsze, stanowiące prolog, i kilka ostatnich wersów będących epilogiem są pisane prozą. Całą resztę, około czterdziestu rozdziałów, napisano językiem poetyckim. Poezja ma niewielu amatorów, a co dopiero, jeśli porusza trudne tematy.
Ponadto w środkowej części, oprócz różnego rodzaju argumentacji, jest dużo emocji i bólu, a nie jest nam łatwo słuchać ludzi, których coś boli. Stąd większość z nas czyta tylko początek i koniec księgi, mało się przejmując skomplikowanymi dialogami, które są w centrum opowiadania.
Dodajmy, że historia nie jest szczególnie oryginalna. Opowieść o człowieku, który jest sprawiedliwy, spotyka go nieszczęście, jest wytrwały, przetrzymuje je i na końcu zostaje za to wynagrodzony, można znaleźć także w innych kulturach, nie tylko chrześcijańskich. To jest schemat scenariusza mało ambitnego filmu hollywoodzkiego. Natomiast oryginalnie biblijna jest część centralna, która stawia pytania o sens cierpienia.
W pierwszych wersetach mamy informację o tym, że kiedyś Bóg założył się z szatanem. To chyba nie fair?
Gdy mówimy szatan, mamy w głowie całą teologię identyfikującą go z tym wszystkim, co jest personifikacją zła. Natomiast trzeba pamiętać, że to, czego my używamy jako imienia własnego, po hebrajsku oznacza funkcję. Kogoś, kogo można porównać z naszym oskarżycielem czy prokuratorem w sądzie.
W Księdze Hioba szatan jest przedstawiony jako niezwykle krytyczny urzędnik na dworze Pana Boga. Szuka przysłowiowej dziury w całym. Nie jest równorzędnym partnerem Boga. Jest wyraźnie powiedziane, że jest tylko sługą.
Ale to sługa dość potężny, skoro Bóg dokonuje z nim zakładu?
Tyle że bieg wydarzeń zostaje sprowokowany przez Boga, a nie przez szatana. Gdy w początkowej scenie opowiadania przychodzą przed tron Boga Jego ministrowie, to Bóg pyta szatana: skąd przybywa, a gdy słyszy odpowiedź, że właśnie był na ziemi, zadaje mu pytanie o to, czy widział Hioba. Szatan go widział i w żaden sposób nie kwestionuje postępowania Hioba. Nie mówi, że on zrobił coś niedobrego czy że jest niegodziwcem. Szatan, patrząc na Hioba, jest bezsilny.
To niesamowita rzecz, której sens leży między wersami. Z tego krótkiego dialogu wynika, że Bóg jest zachwycony Hiobem i mówi o nim tak, jakby się chciał pochwalić jego postawą. Popatrzcie, oto mój sprawiedliwy sługa, który jest wierny w miłości i Bożej bojaźni.
Dlaczego szatan pyta Boga o to, czy Hiob czci Go za darmo?
Tradycyjna mądrość Izraela opierała się na koncepcji Bożej retrybucji, to znaczy: jeśli dobrze żyjesz, zachowujesz przykazania, jesteś wierny Bogu, unikasz zła, czynisz dobro, to w tym życiu doznasz błogosławieństwa i dobrobytu. A jeśli żyjesz źle, to spotka cię za to kara. To przekonanie wynikało z tego, że religia Izraela długo opierała się na braku wiary w życie po śmierci. Był Szeol, do którego schodziło się po śmierci i tyle. To był koniec.
Tym samym sprawiedliwość musiała dokonywać się w doczesności, skoro nie ma żadnego potem.
Chrześcijaństwo ma już inną perspektywę. Dlatego apostołowie byli w szoku, gdy Jezus powiedział, że bogatym trudno będzie się zbawić. Ale to inna historia. Na razie słyszymy o Hiobie, że ma wszystkie możliwe sztuki bydła, siedmiu synów i córki, co jest dowodem niezwykłego błogosławieństwa od Boga.
Pytanie, które stawia szatan, dotyczy autentyczności postawy. Czy przypadkiem pobożność Hioba nie jest wynikiem chłodnego rachunku zysków i strat? Szatan mówi, że w życiu wszystko jest interesowne, a ludzie zachowują się w określony sposób, bo zawsze kalkulują, czy im się to opłaci. Także względem Boga. I równie dobrze zamiast wiary może chodzić o miłość. Czyli: on jest dla niej dobry, a ona dla niego, kochają się i jest im ze sobą dobrze, ale wystarczy, że coś się stanie i okaże się, że któraś ze stron pokaże inną twarz, niezbyt przyjemną, to co wtedy? To samo mamy w tym pytaniu szatana. Gdy zabierzesz Hiobowi wszystko co ma, to zobaczysz, co się będzie działo. Jeśli nie będzie czuł Twojego błogosławieństwa, to na pewno Cię przeklnie. Taka logika sprawdzania doskonałości to nie jest logika Boga, ale szatana.
Dlaczego Pan Bóg się na to zgadza?
Bo Bóg wierzy w Hioba. To niezwykły obraz Boga, który uparcie wierzy w człowieka. Najczęściej mówimy o naszej wierze w Boga, natomiast umyka nam kwestia wiary Boga w nas. Nasza wiara jest możliwa, bo Bóg najpierw zawierzył nam i swej opieki nigdy nie wycofuje.
Jestem ostrożny wobec zestawienia słów: „próba” i „Bóg”
Ta ostrożność to efekt grzechu pierworodnego: tkwi w nas przekonanie, że Bóg tak naprawdę nie chce naszego dobra, chce nas doświadczyć po to, żeby osiągnąć coś dla siebie.
Próba, to są wszystkie sytuacje, które mogą pokazać moją dobrą stronę, ale także to wszystko, co we mnie jest złe. Żeby próba była próbą, a nie zabawą, musi mieć w sobie to ryzyko pokusy. Próba to realna możliwość pokusy. I Hiob, doświadczający próby, mógł w tej sytuacji łatwo oskarżyć Boga. A on przeżył ją w taki sposób, że ukazał Jego sprawiedliwość i ocalił swoje człowieczeństwo. To zabrzmi trochę heglowsko, że człowiek jest w procesie, ale popatrzmy na to od strony naszego wyboru. Dokonujemy go w świecie, w którym istnieje zło i człowiek rzeczywiście może je przyjąć lub odrzucić, i w jakiś sposób ciągle będzie na nie wystawiony. W tej perspektywie każdy z nas jest Hiobem, w mniejszym czy w większym zakresie. I zawsze znajduje się w sytuacji próby i wyboru.
Takie rzeczy łatwo się mówi, gdy się siedzi w fotelu. Ale jest codzienne zmaganie się z nałogiem, kryzysem w rodzinie, grzechem. Co wtedy?
Na tę wątpliwość odpowiada prolog Księgi Hioba, który składa się z dwu scen. Jedna dzieje się w niebie i o niej nic nie wiadomo na ziemi, a druga dzieje się na ziemi i jest znana w niebie. Świadomość tego jest naszą tragedią i dramatem, bo przedstawia nam pewną perspektywę dla nas niedostępną. Hiob nie wie o tym, co się dzieje w niebie.
Trudno się zgodzić, że istnieje jakaś rzeczywistość, której nie rozumiemy?
Księga Hioba stawia nas w pozycji superobserwatora, który wszystko widzi. I, co ciekawe, na początku opowiadania mamy tego świadomość, ale w miarę rozwoju akcji zaczynamy identyfikować się z tym, co się dzieje na ziemi, ponieważ trudności i cierpienie Hioba bardzo przypominają nam nasze życie.
Ta księga to jednak literacka fikcja. Tyle że, jak w żadnej innej księdze Pisma, łatwo nam pomylić fikcję z rzeczywistością i zapomnieć, że prolog wprowadził nas w miejsce uprzywilejowane, superobserwatora. Dzięki temu mamy pewność co do niewinności Hioba i przekonanie Boga o jego sprawiedliwości.
Prolog Księgi mówi o niewyobrażalnych nieszczęściach, które spadły na Hioba.
To literacki zabieg przerysowania wszystkiego. On jest po to, żeby nie pogubić się w detalach i dojść do sedna. Hiob traci cały majątek, czyli znak błogosławieństwa Boga. Dotyka go choroba, co w biblijnym świecie jest zwiastunem zbliżającej się śmierci. Ta kumulacja nieszczęść ma nas postawić w ostatecznej perspektywie pytań o życie i śmierć.
A dlaczego centralna część Księgi jest tak rozbudowana w stosunku do jej początku i końca? Czy te dialogi z przyjaciółmi nie mogłyby być krótsze?
Trzej mędrcy – rozmówcy Hioba – to literackie figury, które w swoich monologach przedstawiają cały dotychczasowy dorobek mądrości Izraela. Streszczają wszystkie zasady, na których opiera się życie człowieka wierzącego. Tylko, jak się okazuje, to nie wystarcza.
Do tej pory relacje z Bogiem rozumiano jako coś za coś. I nagle pojawia się Hiob, który burzy ten porządek, bo mówi, że jest niewinny. To zdanie podważa dotychczasowy schemat relacji z Bogiem. Nie jest możliwe, żeby ktoś, kto żył dobrze, nie kradł, nie zabijał, starał się być dobrym człowiekiem, został tak po prostu dotknięty cierpieniem. Im się to nie mieści w głowie. Dlatego dokonują obrony Boga, bo z ich punktu widzenia ktoś przecież musi być winny. Logika mądrości tradycyjnej podpowiada: to ty jesteś winny, Hiobie. Poszukaj dobrze, na pewno wygrzebiesz jakiś grzech. Nawróć się i nie bądź zuchwały.
To często nasza księżowska argumentacja.
Powiedziałbym szerzej: to jest myślenie czasów dobrobytu, które nie wytrzymuje sytuacji kryzysu. Tak samo jest w polityce, biznesie czy naszych codziennych relacjach. W tej logice trzeba znaleźć winnego. I taki kozioł ofiarny nas uspokaja, daje poczucie bezpieczeństwa. Przyjaciele Hioba bronią swojego poczucia bezpieczeństwa, swojej konstrukcji rozumienia świata. Jeśli jest nieszczęście, to winny musi być Hiob.
Hiob mówi: Pan dał, Pan zabrał, skoro dobro przyjęliśmy z ręki Boga, czemu zła nie mielibyśmy przyjąć. Powiedziałbym, że to heroiczna wiara.
Tu pojawia się drugi rodzaj argumentacji, który reprezentuje żona Hioba. Nie oceniajmy jej surowo, bo to zachowanie jest nam bliskie. Gdy Hiob wypowiada zacytowane przed chwilą słowa, jego żona mówi: w takim razie przeklinaj Boga i umieraj. Idź na tę śmierć, bo nie ma innej możliwości.
Jesteśmy nauczeni, że Hiob był w swoim cierpieniu niewzruszony. Ale w którymś momencie przeklina życie i dzień swojego poczęcia. Mówi: niech dzień ten zamieni się w ciemność, czyli – porównując do fragmentu z Księgi Rodzaju, w której Bóg rozkazuje, żeby stała się światłość – to jest odwrotne pragnienie, żeby nie było żadnego stworzenia.
Wszystko to ma nam uzmysłowić tragizm tej sytuacji. Jej beznadziejność i krańcowość.
Ale jednocześnie z ust Hioba padają słowa: Wiem, że wybawca mój żyje, to znaczy, że jest w nim jakaś resztka świadomości, tego, że w tym wszystkim, co go spotyka, mimo tych straszliwych rzeczy, które na niego spadły, Bóg jest inny. Nie wie jaki jest, ale na pewno nie jest taki okrutny.
Dlaczego ta odpowiedź przychodzi tak późno?
Chcielibyśmy uzyskać szybką odpowiedź na nasze wątpliwości czy dylematy. Zwłaszcza w sytuacjach niezapowiedzianego cierpienia, wieloletniego zmagania z grzechem. Ale ich nie ma. Dlatego tak często dokonujemy potępienia Boga. A jeśli nie Boga, no to siebie. A co wtedy, kiedy winy nie ma po żadnej ze stron?
Jaka więc jest ta odpowiedź Boga?
Ona jest nieco zakamuflowana. Bóg nie mówi wprost, skąd jest zło i dlaczego spotyka nas cierpienie. Ale to właśnie jest odpowiedź, którą Hiob otrzymuje od Boga.
W trzech ostatnich rozdziałach Księgi Bóg oprowadza Hioba po świecie, pokazuje mu całe stworzenie i jego wspaniałości, egzotyczne obrazy z życia lwów, kozic czy wybuchy supernowej. Wszystko niczym z filmów National Geographic. Jednak z tego doświadczenia Hiob niewiele więcej wie w sensie intelektualnym. Ma jedynie doświadczenie dobra stworzenia i dobra jego Stwórcy. I jakkolwiek brzmiałoby to skrótowo, po całej tej „filmowej projekcji” Hiob mówi o Bogu: dotąd Cię znałem ze słyszenia, obecnie ujrzałem Cię wzrokiem. Mówiąc inaczej, do tej pory opierał się na swojej wiedzy, a teraz doświadczył Boga w złożoności i skomplikowaniu świata. Uzmysłowienie sobie tej złożoności życia w świecie budzi z jednej strony ufność, ale każe mu też zamilknąć. Spodziewalibyśmy się odpowiedzi, a tymczasem jej nie ma. Pozostaje tylko doświadczenie. Ono jest odpowiedzią.
A jeśli nie ma doświadczenia?
Szybka i prosta odpowiedź nie istnieje. Jedyna możliwa jest mało atrakcyjna medialnie, a my niechętnie przyjmujemy do wiadomości, że musimy się nauczyć słuchać i stawiać pytania, a nie dawać szybkie odpowiedzi. Na tym polega trudność Księgi Hioba. Nie da się jej opowiedzieć tak prostu, czyniąc ją łatwą do przełknięcia. To jest właśnie odpowiedź, czyli zbicie z tropu pewnego typu mentalności.
Czy Pan Bóg musiał to wszystko skonstruować, żeby człowiek do tego doszedł?
Jeżeli weźmiemy w nawias prolog Księgi, to oczywiście taka odpowiedź jest naturalna, widzimy pewną nielogiczność życia, bezsens cierpienia, śmierć, którą kończy się każde życie – nie tylko człowieka sprawiedliwego. I pytanie o wszechmoc Boga. Gdzie byłeś? To pragnienie uchwycenia sensu jest w gruncie rzeczy pragnieniem zajęcia miejsca Boga. Oto paradoks życia człowieka, który żyje z doświadczeniem tajemnicy, a gdyby chciał ją wyjaśnić, to musiałby być Bogiem. W tej perspektywie nawrócenie Hioba polega na przyjęciu drogi doświadczenia, zamiast drogi zrozumienia.
Czyli o Bogu wiemy tylko tyle, że jest tajemniczy i zagadkowy? No to jesteśmy dalej w tym samym miejscu, co na początku.
I tak, i nie. Ta Księga jest napisana dla człowieka, który zmaga się z obecnością Boga w życiu. Z jednej strony mówi, że Bóg wierzy w człowieka, ale jednocześnie surowo ocenia wszystkich swoich obrońców, którzy nie wsłuchują się w cierpienie i nie mają odwagi postawić odważnych pytań. Przyjaciele Hioba stawiają pytania, które pozornie są odważne i buntownicze, ale w gruncie rzeczy zawierają odpowiedzi. Z takim ludźmi nie ma rozmowy. Z Księgi Hioba wnika przesłanie, że Bóg mówi do tych, którzy chcą Go usłyszeć.
W takim razie gdyby wrócić do pytania o obecności zła w życiu, to czy zostaje nam tylko tyle, że trzeba poczekać?
Jeśli Bóg bierze Hioba za rękę i przeprowadza przez świat, to nie po to, żeby pokazać mu obraz, w którym nie ma zła. Ono jest. Ale pomimo jego obecności Hiob doświadcza Bożego dobra, które jest mocniejsze niż cierpienie.
Myślę, że to karkołomna teza, ale Księga Hioba to opowieść o tym, że obecność zła w świecie, dodajmy, zła, które nie jest równorzędne wobec Boga, jest w jakiś sposób warunkiem koniecznym tego, żeby człowiek był wolny i mógł prawdziwie wybierać. To jest opowieść o naszym nieszczęsnym darze wolności i pragnieniu Boga, żeby nasze relacje z Nim były autentyczne i wolne od kalkulacji.
Oceń