Nicnierobienie ma głęboki sens i daje nam o wiele więcej niż codzienna gonitwa. Tylko jak tu zwolnić we współczesnym świecie?
Dawno temu Jan Brzechwa napisał wiersz pt. „Leń”. Zaczyna się tak:
Na tapczanie siedzi leń
Nic nie robi cały dzień.
Zamiar poety, widoczny w dalszej części utworu, był oczywisty: lenistwo należy potępić, a dzieciom uświadomić, że lenić się jest naprawdę nieładnie.
Całkiem niedawno Ulrich Schnabel, niemiecki fizyk i dziennikarz, na co dzień redaktor naukowy tygodnika „Die Zeit”, napisał książkę Sztuka leniuchowania. O szczęściu nicnierobienia. To fenomenalna lektura, w sam raz dla tych, których wychowano na wierszyku Brzechwy.
Człowiek w sieci
To nie jest kolejny poradnik. Nie dowiemy się z niego, jak na co dzień pracować i zgarniać pochwały od szefa, a tak naprawdę bumelować, ile tylko się da. Schnabel napisał książkę, w której prezentuje wyniki wielu badań, m.in. na temat tego, jakie są efekty naszego wiecznego bycia w pracy, czy o tym, jak pracuje nasz mózg; nie ucieka też od jakże dziś powszechnego syndromu wypalenia zawodowego.
Autor pokazuje, że w niemieckim społeczeństwie (a zapewne i wielu innych społeczeństwach tzw. państw wysokorozwiniętych) gwałtownie rośnie odsetek osób, które przechodzą dziś na wcześniejszą emeryturę z powodu chorób psychicznych. Grupa ta jest już liczniejsza niż ci, którzy cierpią fizycznie (np. na bóle kostno-stawowe). Można by oczywiście powiedzieć, że jeszcze niedawno – np. w połowie XX wieku – więcej było pracy fizycznej, a dziś więcej mamy zajęć absorbujących nasz umysł. I na pewno jest w tym trochę racji. Szkopuł w tym, że wzrost, o którym pisze Schnabel, ma miejsce od połowy lat 90. I choć autor nie narz
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń