Łatwo jest być wdzięcznym za noc z wygodnym łóżkiem, prysznicem i śniadaniem, ale kiedy się marznie przez kilkanaście godzin, stojąc obok dystrybutorów z benzyną, o wdzięczność bardzo trudno.
Spoglądam na zbierające się szare chmury. Jeśli teraz nie uciekniemy przed deszczem, utkniemy w tym miejscu na dłużej. Przed nami do przejechania jeszcze kilka tysięcy kilometrów.
– Czego wam mogę życzyć? – pyta Jacek, dominikański współbrat, który wywozi nas za Kraków.
– Jedźcie bezpiecznie i nie dajcie się dzisiaj zmoczyć.
Zatrzymuje się pierwszy samochód. W środku trzy młode kobiety zaskoczone widokiem zakonników stojących na poboczu drogi.
– Dokąd bracia jedziecie?
– Do Cieszyna… Dziewczyna przy kierownicy z uwagą nam się przygląda. Zapada kłopotliwe milczenie.
– Nie będzie wam łatwo dojechać okazją tak daleko.
Maciej nie wytrzymuje i wybucha śmiechem.
– Tak naprawdę planujemy dojechać do Włoch – mówię, nie dodając już, że to zaledwie pierwszy etap wyprawy.
Pasażerki kręcą głową z niedowierzaniem.
– Jeśli nie robicie sobie z nas żartów, pomodlimy się za was. Musicie być bardzo odważni albo zupełnie nierozsądni.
Czy wy jesteście z tego Kościoła?
W swoim zakonnym życiu przejechałem autostopem prawie 30 tysięcy kilometrów, odwiedzając w ten sposób siedemnaście krajów. Nie uważam się jednak za odważnego, wielokrotnie ogarniał mnie strach. Choćby wówczas, gdy w Kosowie, najbardziej niebezpiecznym państwie Bałkanów, wylądowaliśmy o trzeciej w nocy i schowani w śpiworach pod zaparkowanym autobusem próbowaliśmy się przespać choć kilka godzin. Bałem się, kiedy bez naszej zgody wywieziono nas do lasu, gdzie pewna grupa przestępcza miała ukrytą stadninę koni z własną knajpą, i gdy później chciano nas wywieźć do publicznego domu, abyśmy zamówili sobie dziewczynę i mogli zakosztować „prawdziwego” szczęścia. Bałem się także o habit, kiedy chciano mi go spalić w autobusie, oraz wówczas, kiedy nie wiedziałem, jak się skończy nasza podróż, gdy o drugiej w nocy, gdzieś w Serbii, stwierdzono, że jesteśmy katolickim CIA. Byłem zdezorientowany, gdy na granicy Kosowa z Macedonią celnicy uznali, że jesteśmy przemytnikami heroiny. Podobno pierwszy raz w życiu widzieli zakonników ubranych na biało, którzy na dodatek bezczelnie twierdzili, że przyjechali z Polski autostopem. Byłem zaskoczony, kiedy na północy Włoch pomylono nas z mormonami, w Czechach z kosmitami, a w Holandii z uczestnikami parady równości. Bałem się w Czarnogórze, kiedy spaliśmy nielegalnie w czyimś kamieniołomie, i gdy w Albanii schroniliśmy się w ciemnym lesie przylegającym do brudnej plaży. Obawiałem się także, czy przetrwamy spokojnie noc, gdy we Francji, na ogromnej stacji benzynowej, musieliśmy się zadowo
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń