– Po co dominikanom winnica? – pytam dyrektora. – Wykorzystujemy ją do celów duszpasterskich. – Przyjeżdżają do nas ludzie, którzy chcą zobaczyć winnicę. Tacy, co z piętnaście lat nie byli w kościele.
Bierzemy grono i ciach – pani Maria chwyta dorodną kiść i odcina przy samej łodyżce.
– I przejrzeć. Jak zepsute, odrzucić – słucham dalej szybkiego instruktażu.
Przyglądam się, jak sama przebiera ściętą kiść i wyrzuca gorsze owoce.
– Żeby było przejrzyście, można strząsnąć suche liście – przesuwa zamaszyście dłonią po winorośli, kilka pożółkłych liści spada na ziemię.
Ósmy października, słoneczny piątek. Jestem w dominikańskiej Winnicy Świętego Jakuba w Sandomierzu. Moje pierwsze w życiu winobranie.
Najpierw święto
Cztery dni wcześniej.
– W tym tygodniu będziemy zbierać we wtorek i w piątek.
– A w czwartek? – dopytuję, bo zależy mi, żeby przyjechać wcześniej.
– W czwartek mamy Matki Bożej Różańcowej.
Po drugiej stronie ojciec Maciej Kosiec, ekonom w sandomierskim klasztorze dominikanów (odpowiada za sprawy gospodarcze). I dyrektor winnicy.
Siódmy października to dla braci kaznodziejów ważne święto. Tego dnia w 1571 roku flota państw chrześcijańskich pokonała pod Lepanto wojenne okręty Imperium Osmańskiego. Na pamiątkę tego wydarzenia papież Pius V (był dominikaninem) ustanowił święto Matki Bożej Różańcowej – wierzył, że to dzięki modlitwom udało się wygrać bitwę.
W Sandomierzu Bractwo Różańcowe działa od ponad czterystu lat. W kościele jest obraz Matki Bożej Różańcowej (mały Jezus trzyma w rękach różaniec). W podziękowaniu za doznane łaski mieszkańcy otoczyli obraz swoimi różańcami.
– Dzisiejszą uroczystością nawiązujemy do tej bogatej tradycji – rozpoczyna wieczorną mszę ojciec Marcin Lisak, obecny przeor. Mimo że to środek tygodnia, do kościoła przyszło kilkadziesiąt osób.
Przy ołtarzu stoi w ornacie ojciec Kosiec. Zaledwie godzinę wcześniej widziałem go w roboczym ubraniu. Potwierdził, że jutrzejsze winobranie aktualne.
– Zaczynamy o dziewiątej.
Biel i czerń
Sandomierz jest prawie jak Rzym: też leży na siedmiu wzgórzach. Miało to uchronić miasto przed powodziami i najazdami obcych. Strategia ta nie zawsze się sprawdzała.
Gdzieś około 1226 roku na jednym ze wzgórz osiedlają się mężczyźni w biało-czarnych habitach. Zakon Braci Kaznodziejów powstał zaledwie kilka lat wcześniej. Jacek Odrowąż (pierwszy polski dominikanin) sprowadził ich najpierw do Krakowa. Zaraz potem dominikanie są w Sandomierzu, Wrocławiu, Gdańsku.
Czym Sandomierz zasłużył sobie na dominikański klasztor?
Może to protekcja Czesława Odrowąża: nim kuzyn Jacka wstąpił do dominikanów, był tutaj kanonikiem. A może chodziło o coś więcej: Sandomierz to ważne wtedy miasto (siedziba książęca), wysunięte na wschód. A Jacek ma ambicje, żeby dominikanie zanieśli Ewangelię na Ruś.
W każdym razie dominikanie dostają Wzgórze Jakubowe z kamiennym kościółkiem, któremu patronuje apostoł Jakub. Stawiają nowy: późnoromański, z wypalanej cegły. Budują klasztor.
Czasy niespokojne. Polscy książęta walczą między sobą o władzę (państwo Piastów podzielono na dzielnice). Jakby tego było mało, Europę pustoszą mongolskie najazdy. W 1260 roku Tatarzy zdobywają Sandomierz. Mordują dominikańskiego przeora ojca Sadoka i 48 braci.
Jeszcze w tym samym stuleciu książę Leszek Czarny zezwala kaznodziejom zbudować w obrębie murów obronnych drugi klasztor przy kościele Świętej Marii Magdaleny – mogliby się tam schronić na wypadek kolejnego najazdu. W średniowieczu sandomierscy dominikanie cieszą się prestiżem: kilku z nich zostanie prowincjałami.
Nie omijają ich kolejne nieszczęścia: w czasie potopu wojska współpracującego ze Szwedami księcia Jerzego Rakoczego mordują starego ojca Augustyna Rogalę. Sch
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń