To był dorosły, młody człowiek. Taki zwykły, normalnie ubrany, niczym się niewyróżniający. Na filmie widać, jak piłą elektryczną ścina (tak, ścina!!!) duży, przydrożny, drewniany krzyż. Robi to całkiem spokojnie, zupełnie beznamiętnie. Tak, jakby ścinał jakieś drzewo, jakąś przeszkadzającą gałąź. Pocięty krzyż popchnął, żeby upadł, a gdy ten – razem z figurą ukrzyżowanego Chrystusa – runął na ziemię, nawet nie spojrzał w jego stronę, tylko wyłączył piłę i, wychodząc, spokojnie, wręcz grzecznie, zamknął za sobą furtkę okalającego krzyż ogrodzenia.
Wszystko mnie boli w tej scenie, w tym wydarzeniu. I widok tego piłowanego krzyża, i ten upadający Pan Jezus, i ten biedny człowiek… Ale to, co najbardziej mnie przeraża, to ta jego beznamiętność, ten chłód i spokój. Gdyby wpadł w szał, gdyby miał z Panem Bogiem jakieś osobiste porachunki, jeszcze bym zrozumiał, ale jak można wyrządzać komuś krzywdę, jak można kogoś ranić tak na zimno, tak na chłodno? I jeszcze to nasze milczenie. Jakby się nic nie stało. Tak, wiem o bardzo dobrej, niewymierzonej w nikogo akcji Crucem Tuam. Ale tak ogólnie przeszliśmy nad tym do porządku dziennego, tłumacząc sobie, że owszem, to naganne zachowanie, ale w końcu – choć święty – to przecież tylko symbol i to jeszcze symbol przebaczenia. Przecież najważniejszy jest zawsze człowiek, a nie symbo
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń