W popularnej anegdocie najgorszą rzeczą, jaka mogłaby nam się przytrafić, jest to, by w kolejce do nieba zauważyć przed sobą Matkę Teresę z Kalkuty. A potem usłyszeć, jak św. Piotr mówi do niej tonem pełnym zatroskania i wyrzutu: „Proszę siostry, chyba można było zrobić więcej”. Złośliwa wymowa tej historyjki jest wycelowana w nasz duchowy perfekcjonizm, który każe nam się doszukiwać w sobie zaniedbań i niedoskonałości. W ich obliczu wszelkie, nawet najbardziej heroiczne życiowe wysiłki nie mają sensu. Stąd pewnie z ulgą przyjmujemy kojącą myśl, przypisywaną dla odmiany św. Dominikowi Savio, który zapytany w przerwie meczu o to, co by zrobił, gdyby się dowiedział, że za minutę umrze, miał odpowiedzieć: „Grałbym dalej w piłkę”.
Uśmiechamy się i jednocześnie myślimy, czy takie postawienie sprawy nie jest zbyt proste i czy przypadkiem nie przyklepuje naszego lenistwa. To przecież niemożliwe, żeby relacja z Bogiem zamykała się w tak banalnym sformułowaniu. Co z pracą nad sobą, wyrzeczeniami i wysiłkiem? Gdzie, jeśli w ogóle istnieje, znajduje się duchowy termometr, za pomocą którego potrafilibyśmy zmierzyć temperaturę własnej wiary? Czy codzienny różaniec, lektura Ewangelii, piątkowy post, niedzielna msza, kwartalna spowiedź i rekolekcje raz do roku to nie za mało?
Przypomnijmy sobie historię o bogaczu i Łazarzu, rozrysowaną przez św. Łukasza (Łk 16,19–31) i rozgrywającą się w dwóch planach czasowych. Najpierw mamy wycinek teraźniejszości, w którym jeden z bohaterów z nieznanych bliżej powodów, poturbowany przez życie i pokryty wrzodami, leży pod drzwiami domu drugiego. Ewangelista określa go mianem żebraka, a jego stan jest tak tragiczny, że psy podchodzą i liżą jego rany. Drugi z bohaterów jest dobrze ustawiony. Ma niezły majątek, którego pochodzenia nie znamy i nie wiemy, w jaki sposób do niego doszedł. Być może ciężką pracą i własnym wysiłkiem. Jedyne, co znajdujemy w tekście, to informacja o tym, że dobrze się ubierał i świetnie się bawił. W tym miejscu kończy się akt pierwszy, kurtyna opada i zaczyna się akt drugi: przenosimy się w czasy ostateczne. Pozycje społeczne naszych bohaterów się odwracają. Biedak znajduje się w niebie na łonie Abrahama, a bogacz trafia do piekielnej otchłani bez możliwości wyjścia z niej. I choć w narracji ewangelicznej nie znajdujemy wprost sformułowania o tym, dlaczego tak surowo został osą
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń