Są rozmowy, po których człowiek gaśnie i powoli zabija swoją wiarę. Narzekanie, krytykanctwo, polowanie na zło, pielęgnowanie w sobie krzywd odbierają siły, wysysają radość, zabierając ufność w Bożą opatrzność.
Starożytna historia opowiada o dwóch braciach, którzy zostali skazani na całoroczną pokutę. Zamknięto ich w osobnych celach i wydzielano równe porcje jedzenia i wody. Kiedy upłynął czas pokuty, wyszli ze swoich cel. Pierwszy był mizerny i bardzo smutny, drugi natomiast silny i rozpromieniony. Zdziwiono się, ponieważ obaj otrzymywali wszystkiego po równo. Zapytano więc smutnego: – O czym rozmyślałeś w swojej celi? – O złych czynach, które popełniłem. Przywoływałem też w pamięci kary, na które zasłużyłem, i ze strachu kości moje przyschły do ciała – odpowiedział. Następnie spytano drugiego, o czym rozmyślał: – Dziękowałem Bogu, że wyrwał mnie od brudu tego świata i od kar w przyszłym życiu i przywiódł mnie na nowo do tego anielskiego sposobu życia. Radowałem się, ciągle wspominałem mojego Boga.
Powyższa historia pochodzi z Księgi Starców, spisanych opowieści z życia ojców pustyni, i była przekazywana kolejnym pokoleniom chrześcijan, aby uświadomić im, jak wielką rolę odgrywają nasze myśli.
Jeżeli mamy choć odrobinę pokory i wglądu w siebie, to doskonale wiemy, że żyjąc, wszyscy jesteśmy poddani podobnej pokucie niczym wspomniani bracia. A jacy z niej wyjdziemy, zależy od tego, jakie myśli nam towarzyszą. Jeżeli będziemy myśleli o słowie Boga i Jego miłości do nas, wówczas nie przestraszymy się diabła, kiedy przyjdzie próba krzyża.
Paranoję uzdrawia metanoja
Syryjscy chrześcijanie używali pewnej gry słów: paranoja – czyli zamieszanie na poziomie umysłu – jest leczona przez metanoję – czyli przemianę umysłu. W ten sposób św. Paweł definiuje nawrócenie – jako przemianę myślenia. Przechodzenie od wyobrażeń i urojeń o sobie i otaczającym świecie do rzeczywistości takiej, jaka ona jest.
Duchowy ojciec wszystkich zakonników św. Antoni Wielki, odchodząc pod koniec III wieku na pustynię Górnego Egiptu, woła: „Panie, chcę się zbawić, ale myśli mi nie pozwalają”. Odkrywa bowiem, że nie wystarczy zmiana miejsca czy założenie habitu mnicha, gdyż zamęt ma się wciąż w sobie. Od własnych myśli nie uciekniemy.
Łatwo jest zachwycić się życiem zakonnym na odległość. Otacza nas nadmiar zadań, słów, ludzkich oczekiwań, więc naturalnie tęsknimy za prostotą i ciszą. Ale kiedy zaczyna się żyć takim rytmem na serio, to szybko można zauważyć, że zachowanie milczenia nie jest wcale trudne, wystarczy tego chcieć, to zwykły akt woli: zamykam usta, nie mówię. Najtrudniejsze jest zachowanie tego, co święci ojcowie nazywają „milczeniem umysłu” – to właśnie cisza, która jest źródłem Bożego pokoju. I ona jest możliwa, nawet pośród zewnętrznego zamętu.
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń