Zastanawiam się, po co to powiedział. „Nie wybaczymy wam” – oznajmił wrogom, sali pełnej kamer, a więc i światu. Jest przecież mężczyzną leciwym i doświadczonym, powinien być mądry. Był przed laty żołnierzem, a potem zastępcą prezydenta, który obiecał uścisnąć każdą dłoń, która z zamkniętej pięści otworzy się do gestu pojednania. Teraz sam jest prezydentem słabnącego mocarstwa, może dlatego? Chciał zakończyć długą wojnę po cichu i gładko, ale wyszło gorzej – z gwałtowną ofensywą wroga, który okazał się zabójczo skuteczny. A więc może stąd te zimne, połyskujące metalicznie słowa z ust bogobojnego chrześcijanina, który zna smak utraty i żałoby. Słowa te (o czym jego doradcy redagujący przemówienia musieli wiedzieć) zostały zaraz powtórzone w nagłówkach, rozniosły się echem. Czy o to chodziło? O groźbę? Ale jakiż miała sens w chwili ratowania ostatnich zrozpaczonych sprzymierzeńców i ich naprędce pakowanych tobołków, w czasie wstydliwego odwrotu – nie tylko z tej wojny, ale z trwającej osiem dekad funkcji strażnika pokoju i demokracji? Tylko taki chyba, jak tchórzliwe wygrażanie pięścią zza grubego muru własnej twierdzy. Za słowami poszedł jeden nalot, w którym zginęło kilkadziesiąt osób – cała liczna rodzina, z dziećmi. Rzeczywiście, trudno to nazwać wybaczeniem.
A gdyby powiedział inaczej? G
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń