Pedofilii nie zlikwidujemy, nie ma się co łudzić, ta forma przestępczości będzie istniała, i w Kościele, i poza nim. Ale jeśli teraz przetrwa model, w którym kler jest postrzegany jako najdoskonalsza część Kościoła – to nic się nie zmieni.
Tomasz Maćkowiak: Po konferencji, na której biskupi zaprezentowali raport na temat pedofilii, wiele osób zaczęło pytać: Z jakiego w ogóle powodu zostawać w takim Kościele? Pytali zaangażowani, wierzący katolicy.
Paweł Krupa OP: Odpowiedź jest prosta: Bo to jest Kościół Chrystusowy, w którym przyjmuję sakramenty – zadatek zbawienia. Jestem tu nie dlatego, że mi się podoba, czy nie podoba, taki czy inny ksiądz, zakonnik czy biskup. Zostaję, bo jestem przekonany, że to właśnie tutaj Chrystus zostawił swój dar, którym jest życie wieczne.
Tylko że nam ta podstawowa prawda umyka i widzimy w Kościele przede wszystkim jego warstwę socjologiczną – organizację, grupę, zbiorowość ludzką, instytucję. Jestem historykiem z wykształcenia i widzę, jak wiele zjawisk współczesności znajduje swoje wyjaśnienie w badaniu przeszłości. To, o czym chcę powiedzieć, uświadomił mi mój zakonny przełożony z czasów studiów ojciec Aleksander Hauke-Ligowski. Spotkałem go parę dni temu i przypomniało mi się coś, o czym mówił w latach osiemdziesiątych: że nigdy w historii kler katolicki nie był w tak doskonałej formie, jak teraz.
Aż trudno w to uwierzyć…
Ojciec Aleksander mówił o szeroko pojętych czasach nowożytnych. Od rewolucji francuskiej zaczęła się wytężona formacja kleru, która przyniosła naprawdę zadowalające rezultaty. Nigdy wcześniej przez dwa tysiące lat historii chrześcijaństwa księża nie byli tak oddani pracy duszpasterskiej, tak wierni swojemu powołaniu, tak zdyscyplinowani, wykształceni, uformowani. Biskupi nareszcie osiedli na stałe w swych diecezjach, choć nakazał im to surowo już Sobór Trydencki. Przestali prowadzić własną politykę, podboje, wojny. W przeszłości się zdarzało, że księża mieli takie braki w łacinie, że nie bardzo rozumieli, co czytają z mszału w czasie sprawowania liturgii.
Serio?
Synody w Polsce od XVI wieku sprawdzały znajomość łaciny wśród księży i okazywało się wtedy, że niektórzy nie wiedzą, co czytają. O obyczajności nawet nie ma co mówić, bo to była katastrofa. Synod Piotrkowski (1589), o ile dobrze pamiętam, nakazał, aby sprawdzić wszystkich księży, czy nie utrzymują konkubin, a jeśli tak, to takowe należało „wybatożyć i wypędzić”. Księża nie ponosili kar cielesnych, ale nakładano na nich inne, ciężkie pokuty. Z tych zapisów widać, że to były rzeczy, niestety, dość powszechne. Taki był stan kleru w tamtym czasie.
I to się zmieniło na lepsze. Zatem w czym problem?
Wracając do tego, co powiedział ojciec Hauke-Ligowski: ten dobry stan kleru był wynikiem tego, że po rewolucji francuskiej, a także po późniejszym pojawieniu się antyklerykalnych i antyreligijnych nurtów filozoficznych – scjentyzmu, pozytywizmu, socjalizmu, Kościół wziął się w garść i ustawił księży do pionu. Seminaria obecne w każdej diecezji oferowały niezłe wykształcenie, dobre wychowanie, poprawiła się dyscyplina. Dotyczyło to także papieży – w przeszłości ich życie bywało naprawdę dalekie od przykładnego: rozpusta, spiskowanie, skrytobójstwa. Od XIX wieku – o
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń