Jeśli Kościół jest latarnią, to musi być zawsze gotów, by wskazać szlak w ciemności niewiedzy, wątpliwości, zawahania, ale za dnia trzeba umieć żeglować za pomocą tych wskazówek, jakie posiadamy, i w gruncie rzeczy samemu wytyczyć drogę.
Włodzimierz Bogaczyk: Czy ksiądz profesor słucha kazań? Bo na pewno je głosi.
ks. prof. Andrzej Draguła: Rzadko głoszę, chociaż ostatnio coraz częściej. Powiedziałbym nawet, że za rzadko, bo jako wykładowca kaznodziejstwa powinienem więcej ćwiczyć. Częściej słucham.
I czuje się ksiądz tym słowem ubogacony, czy przeciwnie?
Różnie. Są kazania, które określiłbym jako – jak to się mówi w języku kościelnym – budujące. Są takie, które mnie irytują. I takie, które mnie rozczarowują, zwłaszcza jeżeli znam kaznodzieję, na przykład swego dawnego ucznia. Słucham i myślę sobie: Hm… Trochę inaczej go uczyłem. Ale on już nabrał pewnych cech stereotypowego myślenia kaznodziejskiego, czy stereotypowych zachowań duszpasterskich. Nie uważam jednak, że młodzi kaznodzieje są moją porażką pedagogiczną. Wręcz przeciwnie, mówią, tak mi się wydaje, dobrze.
Powiedział ksiądz profesor, że czasami bywa podczas kazania poirytowany. A co księdza irytuje w polskim Kościele?
Dydaktyzm i pedagogika negatywna. Kaznodziei się wydaje, że kazanie jest przede wszystkim elementem moralnego pouczenia, co jest efektem długiej tradycji w naszym Kościele. Na zajęciach z historii kaznodziejstwa omawialiśmy kazanie Jana Chryzostoma z Wielkiego Piątku. Jego wierni poszli tego dnia do cyrku, nie do kościoła. To było w IV wieku, jak widać pewne problemy się nie zmieniają… Jest to kazanie negatywne, niezwykle, w złym tego słowa znaczeniu, dydaktyczne. Nie ma w nim żadnej pociechy, żadnej nadziei, żadnej pozytywnej motywacji. Tylko połajanka.
Widocznie był sfrustrowany postawą tych ludzi.
I dał temu wyraz! Przy okazji popełnił błąd, który również dzisiaj się przytrafia kaznodziejom: Mówił do tych, którzy nie przyszli. Ci, którzy byli, dostali za tych, których nie było. Niestety dydaktyzm i moralizatorstwo wciąż w naszych kościołach mają się dobrze.
Skąd się to bierze?
Po pierwsze z myślenia, że chrześcijaństwo jest moralnością. A po drugie z przekonania, że negatywna motywacja działa. Dzisiaj już chyba nie straszy się piekłem, ale ciągle się wzmacnia w człowieku poczucie winy. W ostatnim kazaniu, które słyszałem, ksiądz powiedział w pewnym momencie: Zróbmy sobie teraz rachunek sumienia z czegoś tam. W tej optyce człowiek wobec Boga jest przede wszystkim winny, a nie obdarowany zbawieniem.
Nie wiemy, jak kazanie św. Jana Chryzostoma wpłynęło na słuchaczy. Ale możemy się zastanowić, jak działają takie kazania współcześnie.
Moim zdaniem nie za dobrze. Argument, który sam niejednokrotnie
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń