Moi przyjaciele boją się wojny, boimy się razem. W najbardziej nieodpowiednich momentach – podczas imienin, wieczornych nasiadówek przy ciastkach i winie, w upalne sierpniowe popołudnia, gdy patrzymy, jak samoloty rozpruwają czyste niebo. Myślę, że to trwa już od dwóch lat, od czasu, gdy rosyjscy żołnierze znaleźli się na Krymie. Od tamtej pory boimy się cały czas. Zazwyczaj po cichu i każdy sobie. Ale niekiedy ten lęk się sączy i rozlewa ciemną, chłodną plamą, którą próbujemy szybko zetrzeć, przywołując na pomoc trochę zgrane, trochę rozpaczliwe argumenty.
Na przykład: „Dajcie spokój, nie będzie żadnej wojny, to się ekonomicznie nie kalkuluje, a kapitalistyczny świat działa według opłacalności”. Albo: „Wojna trwa nieustannie – w Afganistanie, Jemenie, Iraku, Syrii. Więc ta trzecia wojna światowa, na którą czekacie, już się dzieje od dawna. Gdzie indziej”. I jeszcze: „Amerykanie mają wciąż miażdżącą przewagę militarną, ustanowionego przez nich ładu nikt nie ruszy”. Na każde z takich zdań są kontrargumenty, podsycamy pożar i gasimy go. Idą w ruch racjonalne zaklęcia, z
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń