Opuściłem na chwilę śląską prowincję. Siedzę w British Museum przed asyryjskimi płaskorzeźbami z VII w. p.n.e. przedstawiającymi polowanie na lwy. To taki kącik w tej części ekspozycji, do którego dociera mniej oglądaczy. Można w zachwycie posiedzieć. Dwa metry przede mną sceny śmierci lwów. Zwłaszcza od jednego nie umiem oderwać oczu. Przebity trzema strzałami, z których jedna najwyraźniej tkwi w kręgosłupie, wlecze za sobą bezwładne tylne łapy. I ryczy. Nie wiem, czy jeszcze groźnie, czy już tylko z bezsilnej rozpaczy.
Ale to nie będzie felieton o wrażeniach estetycznych. Ani o tym, że Wielka Brytania może teraz przypominać trochę takiego lwa… Oprócz zachwytu natrętnie towarzyszy mi myśl o miejscach, z których te przepiękne rzeczy zostały zabrane. I o okolicznościach, które temu towarzyszyły.
Od miesięcy toczy się w Polsce debata o uchodźcach. O tym, czy, jak i których przyjmować. Jak się zabezpieczyć przed terroryzmem itd. Debata prowadzona zwykle z pozycji dobrych niewinnych Polaków – chrześcijan zagrożonych przez zły, drapieżny islam. Oczywiście – Polska przeszła przez fazę bezpośredniej walki z ekspansją muzułmańskich ludów. W głowach nam to siedzi, zwłaszcza w si
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń