To serce nadal bije i płonie
Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Łukasza

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 59,90 PLN
Wyczyść

Od wielu już lat poznańskie dominikańskie roraty przygotowują nas na Boże Narodzenie. Czekamy razem z Maryją. Urok tego czekania jest tak przemożny, że emocje biorą górę nad rozumem, a refleksja przychodzi dopiero potem. Kocham adwent i jego czekanie. Ulegam emocjom, licząc, że kiedy mnie opuszczą, uaktywni się refleksja, że zacznie się zmiana i przemiana, czyli nawrócenie. Pozwalam zatem prowadzić się roratom ku ludziom i ku Jezusowi. Lubię ten czas czekania na Światło. Lubię, choć boję się zmęczenia, które opanowuje mnie, im bliżej Bożego Narodzenia. Zmęczenia będącego wynikiem wczesnego wstawania i wielogodzinnego wysłuchiwania spowiedzi przy normalnym toku zajęć i spotkań. I chociaż zdarzyło mi się wielokrotnie przysnąć ze zmęczenia w konfesjonale, to przecież głęboko wierzę, że prawdziwe Boże Narodzenie może wydarzyć się tylko w czystym sercu człowieka. To zmęczenie sprawia, że jestem niezdolny do zewnętrznej radości w święta, od lat nie potrafię się wtedy nawet uśmiechnąć oraz bez pośpiechu i zniecierpliwienia przyjąć życzeń. Chcę jednego: odpoczynku, snu, samotności. I nie wiem, czy doprowadzanie się do takiego stanu jest chwałą Bożą, czy nie. Jest to trudna prawda o świątecznym czasie w klasztorze. Być może tak trzeba, aby inni mieli święta, ale to zmęczenie rodzi niecierpliwość, pośpiech, płytki kontakt z ludźmi. W sercu pozostaje ogromne pragnienie spokoju i ciszy. Może niech to pragnienie będzie miarą mojej miłości do ludzi i do Jezusa. Polska Wigilia to wieczór podniesiony do rangi liturgii, to po ludzku skomponowany i antycypowany przedsmak nieba, który każe nam się przygotować na spotkanie Zbawiciela. Oprócz wielu przepisów i zwyczajów nakazuje nam za każdym razem zostawić jedno miejsce dla wędrowca, który tego dnia wejdzie pod nasz dach. Tego też dnia dokonujemy obrachunku z całego roku, robimy swoisty bilans dokonań i strat.

W minionym roku miało miejsce przejście Jana Pawła II – Wielkiego Świętego naszych czasów – do domu Ojca na Niebiańską Wieczystą Wigilię. I dlatego nadchodząca Wigilia będzie tą, na której w sposób szczególny będzie obecny w naszych domach Jan Paweł II. On powinien zająć to miejsce szczególne, specjalne. On, apostoł Miłości i ikona Chrystusa. Bo o tej Miłości nie sposób nie mówić. Ta Jego miłość jest w nas wszystkich. Powoli dociera do mnie, że przecież spotkałem świętego, słyszałem Go, gdy do mnie mówił. Patrzył mi zawsze w oczy i widział moją twarz. Karmił mnie i sadzał przy swoim stole, ale bardziej jeszcze karmił mnie swoim słowem, a ja się nim żywiłem i żywię nadal, dlatego nie chcę i nie mogę uwolnić się od Jego obecności. Codziennie z Nim rozmawiam.

Tegoroczna pasterka nad Lednicą odbędzie się, jak wszystko, co dzieje się nad Lednicą, w łączności z Janem Pawłem II. Najpierw przywieziona zostanie ogromna choinka z Zakopanego od ojca Mirosława Drozdka. Jak powszechnie wiadomo, każdego roku posyłał on Ojcu Świętemu choinkę na Boże Narodzenie. Zadzwoniłem więc do ojca Mirosława z prośbą, by papieską choinkę przesłał nam, nad Lednicę, razem z przesłaniem z gór. To będzie nieprzerwany łańcuch tej wiernej miłości. Choinka z zakopiańskiego sanktuarium przypomni nam, że Ojciec Święty kochał góry.

Zamierzamy również ustawić ogromne serce z pali sosnowych, wysuszonych, smolnych i tak przeciętych, aby zrobić z nich ogromne pochodnie. To będzie płonące serce Jana Pawła II, które zapłonie tej nocy dla nas wszystkich i całego świata. Strażacy z Gniezna dopilnują, by wszystko odbyło się bezpiecznie. Z okien ośrodka nad Lednicą widać będzie ogromny płomień tego serca. Bo serce Jana Pawła II nie przestało płonąć ku nam wielkim ogniem miłości.

Muszę też zdobyć nagranie bicia ludzkiego serca, najlepiej samego Jana Pawła II z polikliniki Gemelii – bo jak powiedzieć sobie i innym, że przecież to serce nie przestało bić dla Boga i dla nas. Dla całego świata, dla Polski i każdego z nas. I to trzeba wyrazić. Kiedy podamy sobie ręce podczas śpiewu Baranku Boży, kiedy połączą się nasze serca, to przecież Jego zabraknąć nie może. Wtedy, w ciszy, bicie Jego serca przypomni nam, że On jest między nami i nam błogosławi.

Zadzwoniłem wreszcie na Jasną Górę, z której co roku wysyłano delegację z opłatkami do Watykanu. W ubiegłym roku dostałem opłatki od Ojca Świętego na Wigilię nad Lednicę. Zadzwoniłem więc z prośbą może nie tyle o delegację, ile o papieskie opłatki z Jasnej Góry. Wprawdzie dość opłatków ma nasz brat zakrystian mieszkający dwie cele dalej, ale przecież jest to oczywiste, że nie chodzi o byle jakie opłatki, ale te właśnie z Jasnej Góry, które – gdyby papież żył – pojechałyby do niego. Zwrotny telefon z Częstochowy upewnił mnie, że upragnione opłatki dostaniemy.

Przed chwilą rozmawiałem z arcybiskupem Stanisławem Dziwiszem, który sam podarował mi rok temu szkatułkę z opłatkami od Ojca Świętego. Obiecał, że przyśle nad Lednicę opłatki świąteczne, teraz już przez siebie pobłogosławione.

Coraz bardziej się uspokajam. Nie straszy mnie już koszmarna wizja zmęczenia przedświątecznego. Najważniejsze, że drogi miłości nie zarastają. Owoce miłości i kontemplacji są przecież wieczne. Jan Paweł II żyje w przestrzeni świętych obcowania. O dziwo, mam z nim codzienny, realny kontakt. Rozmawiamy, jak dawniej. Nawet jeszcze bardziej swobodnie. Jak dawniej opowiadam mu o Jamnej i o Lednicy, o młodzieży i o duszpasterstwie, ku uciesze złośliwców, nie zapominając opowieści o sobie samym. Mówię do niego: „Przecież Ty mnie nie opuścisz, skoro wrobiłeś mnie w tyle przedsięwzięć”. I co najbardziej zdumiewające, Ojciec Święty jak dawniej odpowiada mi i pomaga. Mam głębokie poczucie Jego obecności i przemożnej siły Jego błogosławieństwa. A i ludzie wokół mnie w sprawach Jamnej i Lednicy jakby łaskawsi. Nawet superkrytyczna pani, pobożna i oczytana, nie gorszy się już tym, że zbyt często używam słowa Lednica.

Jeszcze dobrze nie skończyłem felietonu, a już rozdzwoniły się telefony od dziennikarzy z całej Polski, czy to prawda, że wystąpiłem do rzymskiej kliniki Gemelii o nagranie rytmu serca Jana Pawła II, bo oni już tam dzwonili i rzecznik prasowy powiedział, że nic takiego nie mają, a nawet jeśli mają, to jest nie do wydobycia. Jedni cieszyli się, że wiedzą pierwsi, drudzy mi współczuli, że nic z tego pomysłu nie wyjdzie. Długo musiałem tłumaczyć, że to wszystko to moje marzenia i pomysły, że jeszcze nie zdążyłem zadzwonić do kliniki i żeby odpowiedzieli sobie sami, czego naprawdę szukają. Prawda bowiem o miłości Jana Pawła II tkwi nie w biologicznym rytmie jego serca, tak jak prawda Pana Tadeusza nie tkwi w detalach i szczegółach w większej części fikcyjnych, a niekiedy wręcz sprzecznych z historycznym przebiegiem wydarzeń, ale z wierności nastrojom społeczeństwa polskiego w tamtym dziejowym momencie. Serce Ojca Świętego jest o wiele większe niż jakikolwiek zapis. Większe, znaczy bardziej kochające. Tłumaczyłem, że nagranie rytmu ludzkiego serca mogę wziąć z reklamy lekarskich słuchawek albo nagra mi taki rytm pierwszy lepszy perkusista. Nie o to jednak chodzi. Chodzi o symbol, aby wspólnie przeżyć, że to serce ciągle bije dla nas. Że taka miłość nie może umrzeć. Zrozumiałem, ile trzeba wysiłku, aby podnieść ludzkie myślenie na poziom symbolu, i że nie każdy zdolny jest do jego odbioru. Wielka praca nas jeszcze czeka.

To serce nadal bije i płonie
Jan Góra OP

(ur. 8 lutego 1948 w Prudniku – zm. 21 grudnia 2015 w Poznaniu) – Jan Wojciech Góra OP, dominikanin, prezbiter, doktor teologii, duszpasterz akademicki, rekolekcjonista, spowiednik, prozaik, twórca i animator, organizator Dni Prymasowskich w Prudniku i Ogólnopolskiego Spotka...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze