W dyskusji o zakazie spowiadania dzieci część z wypowiadających się przekonywała, że dzieci są za małe, że nie rozumieją pojęć dobro i zło. Stoi za tym bardzo naiwne, odrealnione postrzeganie dzieci, jakby ci, którzy to mówią, nigdy nie mieli z nimi kontaktu.
Rozmawiają Przemysław Ciesielski OP i Tomasz Maćkowiak
Czy ojciec jest zwolennikiem zakazu spowiadania dzieci?
Ciekawe pytanie. Kto komu ma zakazać spowiadania: zakażemy spowiadać księżom czy spowiadać się dzieciom? Wiem, że taka dyskusja pojawiła się w mediach. Zdaje się, że to ci, którzy nie znają spowiedzi, chcą tego zakazać księżom. Z tego, co do mnie dotarło, zrozumiałem, że wśród katolików ten postulat podnoszą osoby, które mają złe doświadczenia ze spowiedzią z dzieciństwa. Pewnie czasami kapłan, który spowiada, jest za mało delikatny, za mało rozumiejący, za mało czuły, nieprzygotowany do pracy z dziećmi. Dlatego warto o tym dyskutować, aby takie sytuacje się nie zdarzały.
Ale nie jest to argument za tym, żeby zakazać spowiadania dzieci?
Nauczyciele, trenerzy, wychowawcy również nie zawsze wykazują się odpowiednim przygotowaniem czy wystarczającym zrozumieniem dzieci. Stąd się biorą zranienia. A jednak nikt nie proponuje, żeby zakazywać działania różnych kół albo klubów sportowych, w których dzieci pod kierownictwem dorosłych ćwiczą rozmaite umiejętności. Czy trzeba też zakazać działania szkół, bo dzieci się stresują?
Czy ojca ten pomysł zakazu spowiedzi oburza?
To może złe słowo, ale rzeczywiście nie wydaje mi czymś dobrym rozważanie odcięcia dzieci od źródła miłosierdzia – bo przecież sakrament pojednania jest źródłem miłosierdzia. W dodatku stawanie wobec Boga z prośbą o przebaczenie jest wielkim przeżyciem własnej wartości. Ale paradoksalnie ta dyskusja sprowokowana w taki niemądry sposób może przynieść pozytywny skutek, bo jeszcze raz pozwoli docenić i przemyśleć sakrament pojednania po to, aby go sprawować i przeżywać uważniej i lepiej.
Czy ojciec pamięta swoje pierwsze spowiedzi?
Bardzo słabo. Głównie jakieś zmagania z formułkami z książeczki do nabożeństwa, których znajomości wtedy wymagano.
Kiedy to było?
Do pierwszej spowiedzi przystępowałem w 1973 roku.
Trzy lata wcześniej niż ja.
Mniej więcej ten sam czas i podobne metody przygotowywania dzieci do pierwszej spowiedzi. Ale ja nie mam złych wspomnień, a gdyby działo się coś złego, to pewnie by się bardziej wryło w pamięć. Za to później, z czasów, gdy byłem już nastolatkiem, pamiętam wiele dobrych spowiedzi, takich, które mi pomogły.
A konkretnie?
Kiedyś podzieliłem się ze spowiednikiem towarzyszącym mi poczuciem własnej bezradności, brakiem siły, nieumiejętnością poradzenia sobie z sytuacją, którą wtedy przeżywałem. Trudno mi było to powiedzieć, trochę się chyba nawet bałem. A spowiednik poradził mi, abym stanął przed Panem Jezusem z pustymi rękami i podzielił
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń