Dość długo zadawałam sobie pytanie: Dlaczego ja? Aż dostrzegłam, że inne matki mają gorzej. Zajmują się dziećmi leżącymi, z którymi nie ma kontaktu, często są same, opuszczone przez mężów, a ja mam wszystko. Zdrowego syna, który dał mi wnuki, dzisiaj już dorosłe, Bartusia, moje radosne i czułe dziecko, męża, który mnie nigdy nie zawiódł, i dobrą pamięć o mojej matce.
Być matką dziecka niepełnosprawnego to znaczy walczyć o każdy dzień życia dziecka i nie pozwolić sobie wmówić, że to tylko nasz problem. Bo to nie jest tylko nasz problem. Przecież my też jesteśmy ludźmi – mówi jedna z bohaterek tekstu. Według danych Europejskiego Ankietowego Badania Zdrowia w Polsce żyją 194 tysiące dzieci w różnym stopniu niepełnosprawnych. Dzisiaj oddajemy głos ich Matkom.
Bartuś
To był dla nas dobry czas. Dostaliśmy mieszkanie, mieliśmy pracę, siedmioletni syn zdrowo się chował, marzyliśmy o drugim dziecku. W czasie ciąży bardzo o siebie dbałam, pilnowałam wizyt u lekarza i nawet specjalnie pojechaliśmy do Rabki, by pospacerować w zdrowym klimacie. Urodziłam synka, lekarze zapewniali, że wszystko jest w porządku, jednak muszą jeszcze zrobić dodatkowe badania. Nie rozumiałam, o czym mówią, skoro dali mu 10 punktów w skali Apgar. A potem przyszła miła pani doktor i powiedziała, że synek ma zespół Downa, jednak powinnam się cieszyć, bo serduszko jest zdrowe, więc dziecko będzie ze mną długo i da mi dużo radości. I tyle. Zero informacji, co to znaczy, co robić, gdzie iść i co będzie dalej. Przecież potem nawet w przychodni pediatra mnie pytał, czy będziemy „to” dziecko szczepić. Ja miałam to wiedzieć? Skąd? Czterdzieści lat temu nie było żadnego internetu. Załamałam się, wpadłam w jakąś czarną dziurę. Nie pamiętam, jak wróciłam ze szpitala do domu ani jak się zajmowałam Bartusiem. Wciąż płakałam, przez całe miesiące z nikim nie chciałam i nie mogłam o tym rozmawiać. Aż moja mama nie wytrzymała i powiedziała: On ma tylko nas, jest taki malutki i bezbronny, będziemy go wszyscy kochać i będzie mu z nami dobrze. Nigdy jej tego nie zapomnę. Mam siedemdziesiąt lat, a wciąż mnie wzruszają tamte słowa mojej mamy. Ona dała mi wtedy siłę. I realną pomoc w życiu. Razem z tatą postanowili, że zajmą się Bartusiem, a ja mam wracać do pracy; przecież potrzebowaliśmy coraz więcej pieniędzy. Wróciłam do ludzi i otwarcie zaczęłam mówić, jakie mam dziecko. Zaznałam wiele życzliwości i zdobywałam coraz więcej informacji. Na przykład, że mogę przejść na wcześniejszą emeryturę, że gdzieś powstaje przedszkole specjalne, a dyrektorka okazała się moją klientką i mój Bartuś dostał się do tego przedszkola. Tak, wykorzystywałam wszystko, co tylko mogłam, bo jestem matką i walczyłam o moje dziecko. Bez walki, uporu, kontaktów niczego się nie ma. Zawsze tak było. Wystarczy popatrzeć, jak są traktowane matki dzieci niepełnosprawnych protestujące teraz w sejmie. Jak są upokarzane. Dlaczego my wciąż musimy walczyć?
To przedszkole było zbawieniem. Bartuś zrobił się bardziej samodzielny, potrafił nawiązać relacje z innymi dziećmi, cora
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń