Moją jesienną chandrę ukoiła inscenizacja opery Armida Jeana-Baptiste’a Lully’ego w Warszawskiej Operze Kameralnej, z przepiękną muzyką, światłem, kostiumami, świetną Marceliną Beucher w roli tytułowej czarodziejki oraz ślicznymi tańcami zespołu Nordic Baroque Dancers. Orkiestrą dyrygował Australijczyk Benjamin Bayl, a reżyserem i choreografem była Włoszka Deda Cristina Colonna, specjalizująca się w operze i tańcu barokowym.
To niejedyny włoski akcent tego spektaklu, bo choć nazwisko autora brzmi z francuska, Lully był Włochem, a ściślej rzecz biorąc florentyńczykiem. Jego biografowie twierdzą, że tak naprawdę nazywał się Lulli i był synem skromnego młynarza.
Urodził się we Florencji 28 listopada 1632 roku na terenie dzisiejszej parafii Santa Lucia del Prato. Został ochrzczony podobnie jak każde dziecko w baptysterium obok katedry. Otrzymał imię Giovanni Battista (czyli Jan Chrzciciel) na cześć świętego patrona miasta. Mało wiemy o jego dzieciństwie, które spędził na gwarnej ulicy Borgo Ognissanti obok klasztoru San Salvatore in Ognissanti (Świętego Zbawiciela od Wszystkich Świętych).
Kościół ma bardzo ciekawą historię. Wybudowany w drugiej połowie XIII wieku, był własnością n
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń