Żonaty mężczyzna może być w przyjaźni z inną kobietą, nie zdradzając żony i nie uwodząc tej innej kobiety. Taka relacja i księdzu nie jest zakazana. Ma do niej prawo.
Roman Bielecki OP: Co trzeba zrobić, żeby stać się mężczyzną?
prof. Bogdan de Barbaro: Odpowiedź nie jest prosta, ponieważ kategoria mężczyzny, jeśli nie patrzymy na nią wyłącznie biologicznie, jest rodzajem konstruktu społecznego. Bycie mężczyzną oznacza co innego w Polsce, a co innego w Japonii. Co innego w Polsce dzisiaj, a co innego w Polsce czterdzieści lat temu. Co innego w rodzinie liberalnej, a co innego w rodzinie konserwatywnej.
To znaczy, że nie ma w tych konstruktach żadnych punktów wspólnych?
Jak mówił Zygmunt Bauman, żyjemy w świecie płynnym, w którym znaczenia się zmieniają. Także te definiujące, co to znaczy być kobietą czy mężczyzną. Oczywiście można szukać jakiegoś twardego rdzenia tych pojęć i wyobrazić sobie, że takie cechy jak siła, opiekuńczość, męstwo i mężność będą kojarzone z pojęciem męskości. Ale równie dobrze można sobie wyobrazić silną i mężną kobietę. I to wcale nie znaczy, że ona nie będzie kobieca.
Podaje pan profesor kilka cech – opiekuńczość, siłę, mężność. Jeżeli ich posiadanie byłoby dowodem na to, że kogoś nazywamy mężczyzną, to jak je wykształcić?
Pierwsze skojarzenie – bolesne – mam takie, że one ujawniały się najbardziej w czasie wojny, kiedy mężczyźni ubrani w mundury i hełmy nawzajem się mordowali. To było męstwo. Ci, którzy przeżyli, okazywali się bohaterami, ci, którzy nie przeżyli – także, jeśli udało się ich zidentyfikować.
Idąc tym tropem, można powiedzieć, że ci, którzy jutro wyjdą na marsz niepodległości, będą męscy, tak samo jak ci, którzy pójdą dzisiaj na stadion narodowy na mecz reprezentacji Polski i będą zagrzewać piłkarzy do walki, zdzierając gardła.
Jestem gotów się założyć, że w ich głowach jest takie myślenie, iż poprzez głośne, grupowe skandowanie będą bardzo silni i męscy. Nie tak jak my dwaj, którzy zastanawiamy się teraz, czy zjeść żurek, barszcz, a może zupę chińską. Oni uznaliby nas za zniewieściałych, bo dzielimy włos na czworo, co być może oni uznaliby za przypadłość kobiecą.
Czyli mamy w sobie przerost pierwiastka kobiecego?
Mam nadzieję, że tak. Osobiście podoba mi się taka perspektywa, w której męskość nie oznacza wyższego poziomu testosteronu i bardziej rozwiniętych mięśni karku, a może wyrażać się przez analizowanie i refleksję.
Nawet największy twardziel w zetknięciu z kobietą odkrywa w sobie jakąś wrażliwość…
W tym sensie można powiedzieć, że kobieta wyzwala w mężczyźnie to, czego on sam nie byłby w stanie zrobić.
W takim razie, co z księżmi – mężczyznami, którzy przez kilka lat żyją w seminarium pozbawieni kontaktu z kobietami, a potem de facto dalej w takim środowisku się obracają?
Nie wiem, czy do uruchomienia wrażliwości mężczyzn zawsze potrzebna jest kobieta. Przecież to może być także inny mężczyzna. I nie chodzi tu o relacje w sensie homoseksualnym, ale o kogoś, kto jest mentorem, duchowym mistrzem, autorytetem.
Natomiast jeżeli rozmawiamy o tym, jak ksiądz radzi sobie bez kobiety – nie zakładając własnej rodziny, nie prowadząc życia seksualnego ani nie mając doświadczenia ojcostwa, to w moim przeko
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń