Są w życiu sprawy, którym powinniśmy pozwolić umrzeć, aby inne mogły żyć. Zbyt duże przywiązanie do bliskich i najbardziej kochanych ludzi, do pracy, osiągnięć czy nawet do swoich zmartwień może przysłonić najważniejsze.
Od kiedy pamięta, miał dwa marzenia: przejechać na motorze Amerykę Południową i zanurkować w Wielkiej Rafie Koralowej w pobliżu wybrzeży Australii. Sytuacja finansowa sprawiła, że w końcu mu się to udało. Oba cele zrealizowane, a jego dopadł smutek, którego nie był w stanie zrozumieć. Jakby uleciało z niego całe powietrze. Po jakimś czasie przyszedł do klasztoru i umówił się na rozmowę. „Czuję w sobie pustkę, jakiej nie zaznałem nigdy wcześniej. W pracy nie mogę sobie znaleźć miejsca i wiem, że jeśli wyznaczę sobie kolejne podobne zadania, będzie tak samo”. Cel osiągnięty, a dookoła lej niczym po bombie.
Ile się nasłuchałem takich historii! O tysiącach kilometrów lotów samolotami, egzotycznych wycieczkach, luksusowych hotelach, szczytach, które się zdobyło, klasztorach, w których się medytowało, setkach ludzi, z którymi się jadło, bawiło, rozmawiało, uprawiało seks. Konsumowane doświadczenia, kolejne nabywane dobra, które nie potrafią już ucieszyć, a jeśli nawet, to jedynie przez krótką chwilę. Czy to jest życie? Byle tylko odrzucić rzeczywistość, odsunąć niepokojąco brzmiącą myśl, że tu na ziemi pełne szczęście jest niemożliwe i wszyscy jesteśmy nieudacznikami.
Wiele wieków temu Tomasz z Akwinu pisał: „Z natury człowiek ucieka przed śmiercią i smuci się z jej powodu: nie tylko jak wtedy, gdy ją odczuwa, ucieka przed nią, ale i gdy rozmyśla o niej. Tego zaś, żeby nie umierać, człowiek nie może osiągnąć w tym życiu. Dlatego nie jest możliwe, żeby człowiek w tym życiu był szczęśliwy”1. W komentarzu do drugiego przykazania miłości dominikanin doda: „Życie naturalne w porównaniu z życiem łaski jest jakby niczym”.
Obrazek drugi. Rekolekcje w miejskiej parafii, diecezja należy do najbardziej zlaicyzowanych w Polsce. Przez kilka dni mieszkam na plebanii, w której nie ma kucharki, bywają dni, że nie ma okazji, by zjeść ciepły posiłek. Ksiądz, który mnie przyjmuje, niemal wszystkie zarobione przez siebie pieniądze rozdaje podopiecznym, a to, co mu zostaje, zostawia u mechanika: „Co miesiąc mam zatem stały rytuał – jeżdżę do spowiedzi i warsztatu. Stary samochód nadaje się jedynie do wymiany, nie stać mnie jednak na nowy”.
W niedzielę jedna z parafianek przynosi na plebanię mielone kotlety. Będą nas żywiły przez kolejne dni. Poniedziałek: na śniadanie jajecznica z kotletem mielonym. Wtorek: makaron z kotletowym mięsem z niedzieli. Nie usłyszałem narzekania, jest wdzięcznoś
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń