Paradoksem naszej szerokości geograficznej jest to, że walentynki przypadają w najzimniejszym okresie roku. Czerwono-złote serduszka w lutowym mrozie przypominają o miłości i kochaniu. To dobrze, choć są też przecież ruchy antywalentynkowe. Wrażliwi single, dotknięci nachalnością walentynkowej propagandy i promocji życia w związkach, czują się przygnieceni, dyskryminowani i marginalizowani, stworzyli więc – także 14 lutego – antywalentynki, a nawet cały ruch antywalentynkowy (tzw. quirkyalone). Może wolą chłód?
Spaceruję sobie więc i rozmyślam o miłości. Pogoda każe zacząć od tekstu Wojciecha Młynarskiego, który w piosence „Ogrzej mnie” zapisał chyba najtrafniejszy manifest polskich walentynek, ubranych od stóp do głów w ciepłe kurtki, czapki i szaliki:
memu ciału wystarczy trzydzieści sześć i sześć,
mojej duszy potrzeba znacznie więcej.
I dopisał dalej, w puencie tej energetycznej, namiętnej piosenki o tęsknocie duszy (i ciała) za ciepłem:
Ogrzej mnie
miłości, której nie znam jeszcze
z wiosennych bzów liliowych deszczem
przyjdź i ogrzej mnie!
Po tym wstępie udajmy się po wskazówki (i ostrzeżenia) do Schopenhauera i Freuda, którzy jako pierwsi opisywali nasze bliskie relacje, odwołując się do metafory jeżozwierzy w chłodny dzień. Chcąc się ogrzać, tulimy się i zbliżamy do siebie, a to nieuchronnie naraża nas na wzajemne ranienie się kolcami. Kiedy się od siebie oddalamy – giniemy z zimna i samotności. Pragnie
Zostało Ci jeszcze 75% artykułu
Oceń