I co ja mam napisać? Że codziennie płaczę? A kto nie płacze? Przecież nie da się nie płakać, patrząc na to, co się dzieje. Nie da się nie płakać, widząc, że gdzieś tam – choć daleko w kilometrach, to tak naprawdę tuż za miedzą – giną niewinni ludzie, niszczone są miasta, domy, szkoły, szpitale, kościoły. Nie da się nie płakać, widząc zrozpaczone matki z tobołkami i maleńkimi dziećmi na rękach, a przede wszystkim widząc te dzieci. Czy można nie płakać, widząc kilkuletniego chłopczyka idącego w tłumie uchodźców z jakąś wleczoną po ziemi reklamówką, ale bez nikogo obok, osamotnionego i tak żałośnie płaczącego, jakby tym pełnym żalu płaczem chciał przebić Niebo, które na takie tragedie pozwala? Całym sercem dołączam do tej żałosnej, dziecięcej skargi. Słyszysz?! Słyszysz??!! Nie umiem Cię odnaleźć w tym morzu cierpienia i niesprawiedliwości. Nie umiem usłyszeć Cię ani w gładkich słowach watykańskiej dyplomacji, ani w pięknoduchowskich tekstach watykańsko-jezuickiej „La Civiltà Cattolica”, gdzie radzą, aby w tym trudnym czasie sięgnąć po powieści Dostojewskiego czy włączyć muzykę Czajkowskiego (Włącz se rozum i serce!), ani w haniebnych wypowiedziach wspólnoty Sant’Egidio (tak, tej, co to powstała, by pomagać potrzebującym) o tym, by tych, których napadnięto i zgwałcono, zostawić bez żadnej pomocy, bo wtedy mniej będą cierpieć. A przecież właśnie z tych miejsc powinno płynąć duchowe wsparcie, pocieszenie i otucha. P
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń