Sztuka religijna, podobnie zresztą jak wiara, zawsze będzie miała w sobie tajemnicę. Nie da się wyrazić wszystkiego i to jeszcze w taki sposób, że odbiór będzie w stu procentach zgodny z intencjami autora.
Rozmawiają Grzegorz Hańderek i Roman Bielecki OP
Mówię: Współczesna sztuka religijna, myślę: Prowokacja, skandal, bluźnierstwo. Takie są pierwsze skojarzenia. Mam rację?
Jedną z funkcji dzisiejszej sztuki jest przeprowadzanie testu wrażliwości na odbiorcach, co często odbywa się kosztem naruszenia używanych i przyjętych przez nich schematów myślenia. To oczywiście ma wywoływać niepokój, tyle że jest to tylko jedna ze ścieżek funkcjonowania działań artystycznych. Co więcej, jedynie jej mały wycinek. W Polsce mamy uprzedzenia ze względu na dosyć spektakularne zjawiska w sztuce ostatnich kilkunastu lat, z którymi polski odbiorca nie był zaznajomiony, a które od dawna były obecne w sztuce zachodniej. Myślę między innymi o głośnych pracach Więzy krwi Katarzyny Kozyry, Mszy Artura Żmijewskiego czy Dziewiątej godzinie Maurizia Cattelana, przedstawiającej papieża Jana Pawła II przygniecionego meteorytem. To w swoim czasie wywoływało bardzo duże kontrowersje. Myślę, że dziś byłoby już inaczej odbierane.
Co jest problemem? Brak zrozumienia wypowiedzi artystycznych przez ludzi wierzących czy może ignorancja artystów na temat tego, czym jest wiara?
Zastanawiam się, na ile temperatura reakcji na niektóre instalacje sprzed piętnastu czy dwudziestu lat była czymś dobrym, a na ile czymś złym. Zachowania ówczesnych polityków posuwających się nawet do demontażu wspomnianej pracy Cattelana były przykładem niezrozumienia porządku symbolicznego i rzeczywistego. Nikt przecież nie chciał realnie papieża niczym przygniatać. To, że jakieś dzieło sztuki wywołuje żywiołowe reakcje, wydaje się dobre. Oznacza, że to, co ono przedstawia, jakoś nas dotyczy i nie jesteśmy wobec tego obojętni. Paradoksalnie dowodem tego jest również dyskusja, której byliśmy świadkami dwa lata temu wokół rzeźby Jerzego Kaliny Zatrute źródło ustawionej przed gmachem Muzeum Narodowego w Warszawie. Przypomnijmy sobie. To znowu było przedstawienie papieża Jana Pawła II – tym razem unoszącego nad głową wielki kamień w geście, który można było wieloznacznie interpretować. Ta dyskusja miała już jednak inną formę – rzeźba stała się niezwykle memotwórcza, co z pewnością nie świadczy o jej sile artystycznej.
Oceń