Dekalog ateisty
fot. toa heftiba / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

List do Rzymian

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 54,90 PLN
Wyczyść

„Nie zabijam, nie kradnę, nie wierzę” – takie hasło na użytek kampanii billboardowej wymyślili polscy ateiści. Chcą uświadomić rodaków, że można być człowiekiem przestrzegającym zasad, a jednocześnie nie chodzić do Kościoła, nie czytać Biblii, nie chrzcić dzieci i nie wysyłać ich na lekcje religii. Ergo: nie trzeba wierzyć, by nie zabijać, nie kraść, nie cudzołożyć oraz szanować bliźniego swego.

To hasło, mimo jego zwięzłości, można analizować na wiele sposobów. Najciekawsze jest to, że ateiści, by wyłożyć swoją ideologię, musieli odwołać się… do Dekalogu. Mimowolnie przyznali zatem, że to właśnie Dziesięć Przykazań stanowi punkt odniesienia dla wszystkich ludzi z kręgu kultury chrześcijańskiej, którzy są gotowi do debaty nad moralnością i standardami zachowań społecznych. Skąd mianowicie ateiści wiedzą, że bezprawne zajęcie czyjejś własności jest czymś nagannym? Skąd wiedzą, że kłamstwa nie należy tolerować? I dlaczego odpoczywają w niedzielę?

Oczywiście to bardzo zła wiadomość dla ateistów, że ich pojęcie moralności nie zostało wymyślone i ukształtowane ani przez Józefa Stalina, ani przez Richarda Dawkinsa, ani nawet przez Janusza Palikota. Wielu z nich zapewne nie zdaje sobie z tego sprawy, ale zostało ono zapisane w Piśmie Świętym i przetransportowane do współczesnego świata dzięki chrześcijaństwu. Zostało wpisane w kulturowy genom Europy, podobnie jak poczucie piękna, którym obdarowali nas starożytni Grecy, czy nowoczesne prawodawstwo, które zawdzięczamy w dużej mierze Rzymianom. Nie oznacza to, rzecz jasna, że jeśli ktoś nie jest katolikiem, protestantem czy prawosławnym, nie może być dobrym człowiekiem. Nie powinien jednak oszukiwać samego siebie, odrzucając spuściznę chrześcijaństwa – bezwarunkowo i w całości.

Proszę wybaczyć to trywialne porównanie, ale czyż można mówić dobrze po angielsku, nie będąc Anglikiem, Amerykaninem czy Australijczykiem? Owszem, można. Czy jednak owa osoba, dobrze mówiąca po angielsku, powinna wszem wobec ogłaszać, że żaden Anglik nie ma prawa narzucać jej reguł gramatycznych, zasad koniugacji, użycia przyimków i wymowy?

Nie mam nic przeciwko tego typu akcjom ateistów, ponieważ wyznaję jedną z zasad, które pośrednio wynikają z Dekalogu: zasadę wolności słowa. Zasadę – piszę to z ogromnym żalem – nie zawsze przez ateistów (a raczej przez tzw. ateistycznych aktywistów) przestrzeganą.

Wyobraźmy sobie podobną akcję billboardową, tym razem przygotowaną przez środowiska katolickie, z nieco innymi hasłami. Na przykład: „Nie molestuję dzieci, nie gwałcę kobiet, nie jestem ateistą”. Czy ktoś ma wątpliwości, co o takiej kampanii napisałaby największa opiniotwórcza gazeta w Polsce, jak zareagowałaby wicemarszałkini Sejmu Wanda Nowicka oraz grono wybitnych obrońców praw człowieka? Albo: „Mam rodzinę, mam dzieci, nie jestem homoseksualistą”. W tym wypadku prawdopodobnie sprawą zainteresowałby się nawet jakiś prokurator.

Nie mam nic przeciwko promowaniu moralnych zachowań wśród ludzi niewierzących, odnoszę jednak wrażenie, że przynajmniej niektórzy polscy ateiści, szczególnie ci, którzy często występują w mediach, mają zupełnie inne plany. Oni chcą żyć „moralnie”, ale nie wedle wzorców, które od paru ładnych stuleci obowiązują na większości kontynentów, lecz według włas- nych pryncypiów. Do wyciągnięcia takich wniosków skłania mnie choćby to, że jedną z twarzy obecnej kampanii jest Maria Czubaszek, pisarka i satyryczka, która kilka miesięcy temu opowiadała publicznie – i z dumą – o tym, jak usuwała ciąże. Wspomniana już Wanda Nowicka także ma specyficzne podejście do przykazania „Nie zabijaj”, sądząc po jej poglądach na aborcję. Hasło „Nie zabijam, nie kradnę, nie wierzę” jest zatem nie do końca trafne (choć ufam, że ani Czubaszek, ani Nowicka nie wynoszą potajemnie perfum z drogerii).

Słyszymy, że ateiści są w Polsce dyskryminowani, gnębieni, że są ofiarami psychologicznych represji ze strony księży, sąsiadów, a nawet własnych krewnych. Gdy przyjrzeć się niektórym gazetom i portalom, można pomyśleć, że los ateistów nad Wisłą jest niewiele lepszy niż los kobiet w Arabii Saudyjskiej czy gejów w Iranie. Skąd zatem ta lawina coming-outów najróżniejszych celebrytów, którzy obwieszczają, że biorą rozbrat z Kościołem, że się z niego wypisują, jakby to był kurs tańca albo klub fitnessu. Czy ich życie jest z tego powodu zagrożone? Czy ich reputacja cierpi? Czy załamuje się ich kariera zawodowa? Zaryzykuję stwierdzenie, że jest wręcz przeciwnie.

Niedawno o swojej apostazji mówiła w wywiadzie dla „Wprost” aktorka Renata Dancewicz. „W Polsce ateizm nadal kojarzy się z brakiem zasad moralnych i brakiem głębszych wartości – stwierdziła. – Ulegamy powszechnemu żargonowi kościelnemu, który pobłażliwie lub pretensjonalnie patrzy na niewierzących”.

O „braku zasad moralnych” mówi kobieta, która w przeszłości brała udział w rozbieranych sesjach zdjęciowych dla „Playboya” i „CKM”. To może: „Nie zabijam, nie kradnę, nie wierzę i publicznie pokazuję piersi”?

Dziękuję za takie „autorytety” i taką „debatę”. 

Dekalog ateisty
Marek Magierowski

urodzony 12 lutego 1971 r. w Bystrzycy Kłodzkiej – iberysta, absolwent hispanistyki na UAM, dziennikarz prasowy, polityk i dyplomata, ambasador RP w Izraelu (25.06.2018 - 07.11.2021), ambasador RP w Stanach Zjednoczonych (od 23.11.2021r.)....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze