Jeśli jest jakaś kolejka chorób cywilizacyjnych, to widziałbym ją tak: na czele onkologia, nieco niżej sprawy układu krążenia, ale ostro goni je już psychiatria. Jesteśmy coraz mniej silni, mniej zaradni.
Michalina Kaczmarkiewicz: Słyszę, że mnóstwo ludzi choruje na depresję.
Edward Krzemiński: Dlatego pozwolę sobie na wstępie na drobne wyjaśnienie semantyczne dotyczące słowa „depresja”. Traktowane jest ono jak językowy wytrych, którym we współczesnym świecie próbuje się nazywać przeróżne stany człowieka. Niemal każde gorsze samopoczucie psychiczne kwitujemy potocznie sformułowaniem „mam deprechę”, „jestem w depresji”. Ktoś komuś umarł, człowiek jest w żałobie – ta żałoba nie jest depresją, chociaż człowiek płacze, jest mu smutno i chodzi na cmentarz. Nie każdy stan, w którym ktoś jest przygnębiony, bo sobie z czymś nie radzi – bo został zwolniony z pracy, żona chce się z nim rozwieść, dzieci się nie uczą – jest depresją. Owszem, każde z tych zdarzeń wywołuje adekwatne uczucie przygnębienia. Smutek życiowy, egzystencjalny, przeżywa każdy, ponieważ takie jest życie. I jest on znacznie częstszy niż chwile pogodne, szczęśliwe. Natomiast stan, który w kategorii medycznej uważa się za depresję, jest jakościowo czymś zupełnie innym.
Jak złapać różnicę?
Powiedziałbym, że istnieje smutek życiowy i smutek chorobowy. Ktoś, kto kiedyś miał depresję, jest w stanie je odróżnić – smutek chorobowy jest koszmarny, czarny, aż gęsty. A w smutku naturalnym, melancholii, czasem nawet lubimy być. Zresztą w różnych okresach historii, np. romantyzmie, tak jak modne było noszenie czarnych ubrań, tak też „nosiło się” melancholię. Zgodnie z przekonaniem, że optymizm jest płytki, a pesymizm głęboki.
Jak smutek, zaburzenia nastroju czy reakcja depresyjna mają się do depresji?
Prawdziwe depresje fachowcy dzielą na endogenne, które są spowodowane raczej sprawami biochemicznymi mózgu, mogą mieć aspekt dziedziczny, i całe mnóstwo depresji, które nazywamy egzogennymi, nieendogennymi, psychogennymi, sytuacyjnymi czy reaktywnymi. Są one związane na przykład z sytuacją stresu pourazowego, który, jeśli trwa zbyt długo, może się przerodzić w kliniczny stan depresyjny. Pozostańmy przy modelu żałoby: jeśli ktoś nie próbuje tej żałoby przeżyć jak większość ludzi, tylko ją kultywuje, nie godzi się z rzeczywistością, chodzi na cmentarz nie raz w tygodniu, tylko dwa razy dziennie, albo chce się własnymi rękami dokopać do trumny, to możemy mówić o przejściu z potocznej egzystencjalnej żałoby aż do stanu depresyjnego. Ale to się nie zdarza aż tak często, może raz na dziesięć tysięcy żałób.
A jak w tym wszystkim plasują się lęki? Są powiązane z depresją?
Jednym z objawów prawdziwej klinicznej depresji jest również lęk, wolno płynący albo napadowy. Ale z lękiem napadowym mamy też do czynienia jako z reakcją na sytuację życiową. Kobieta gwałtownie zasłabła w pracy, zabrało ją pogotowie z podejrzeniem zawału serca, przytomny lekarz z SOR-u stwierdził, że z sercem wszystko w porządku, trzeba iść do psychiatry. Zdziwiła się, ale karnie przyszła. Opowiedziała podręcznikową historię życia: nagle owdowiała, została z dwójką dzieci, nigdy nie pracowała, przyjaciele załatwili jej pracę w firmie, której właściciel od pierwszego spotkania postanowił ją klepać po pośladkach. Ona z miejsca powinna trzasnąć drzwiami albo trzasnąć go w pysk, ale uświadomiła sobie, że jeśli to zrobi, nie będzie miała za co nakarmić dzieci. Więc jako odpowiedzialna kobieta i matka postanowiła zrobić z tym coś rozsądne
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń