Pierwszy List do Koryntian
Środkowy akt opery Król Roger Karola Szymanowskiego i Jarosława Iwaszkiewicza kończy taka scena: Roger „zrzuca koronę, królewski płaszcz, odpasuje miecz i rzuca go na ziemię” (jak czytamy w didaskaliach). Potem śpiewa, z wielkim bólem, w ciszy. „Idźmy za nimi w ślad! / Pątnikiem stał się Król!”. Bezbronny, bezwładny, opuszczony…
Poniżenie Rogera przywołuje inne poniżenie, inne nieszczęście. Niezawinione? Oto Hiob, poddany przez Boga – za namową Szatana – próbie graniczącej z utratą zmysłów i wiary („Skąd ty jesteś?” – pytał w Księdze Hioba Bóg Szatana, jak Roger Pasterza). Bez majątku, domu, najbliższych (dzieci!). Bóg odbiera mu wszystko, co najważniejsze, zsyłając jeszcze na jego ciało – na jego skórę – chorobę (trąd).
Jednak Hiob znosi wszystko cierpliwie, z nieludzką pokorą. Nie słucha rad żony („Złorzecz Bogu i umieraj!”, Hi 2,9); nie daje wiary słowom przyjaciół, którzy pocieszając, chcą go przekonać, że zgrzeszył – i to właśnie jest przyczyną wszystkich nieszczęść. Tylko rozdziera swoje szaty, goli głowę, pada na ziemię i mówi: „Nagi wyszedłem z łona matki i nagi tam wrócę. Dał Pan i zabrał Pan” (Hi 1,20–21). „Metafizyka wejdzie w umysły tylko przez skórę” – jak pisał Święty Wariat Teatru XX wieku, Antonin Artaud…
Hiob mówi cały czas o nocy, która trwa i nie chce się skończyć: „(…) przeznaczono mi noce udręki. Położę się, mówiąc do siebie: Kiedyż zaświta i wstanę? Lecz noc wiecznością się staje i boleść mną targa do zmroku” (Hi 7,3–4). Wspomina o nocy ciemnej, która jest jak Szeol, jak śmierć. (Podobne są słowa Elihu do Hioba: „Nie widać teraz światłości, jaśnieje poza chmurami. Zawieje wiatr i je rozpędzi. Z północy przychodzi blask złoty, to Boga straszliwy majestat”, Hi 37,21–22). Hiob mówi też, że ubrał się w wór (jak pątnik!) i „czołem w proch uderzył” (Hi 16,15), że wszyscy od niego uciekli i wszystkim jest „nieznany” (Hi 19,15)…
Jung, analizując przypadek Hioba (Odpowiedź Hiobowi), wskazuje na niepohamowanie emocjonalne Boga, na „niczym nieprzysłonięty widok boskiego nieokiełznania i zdziczenia”, które stały się przyczyną człowieczego cierpienia. Ten obraz okrucieństwa – częsty w Starym Testamencie – znów wskazuje na Dionizosa. (Jung pisze, że w tradycji chrześcijańskiej istnieje przekaz o tym, jak to Diabeł już na wiele stuleci przed Bogiem wiedział o tym, iż kiedyś zapragnie On wcielić się w człowieka, toteż natchnął Greków, by stworzyli mit o Dionizosie, aby – skoro tylko Dobra Nowina pojawi się na scenie rzeczywistości – lud grecki mógł stwierdzić: „No tak, ale my to już od dawna wiemy”).
Oto więc dwaj bogowie – podobnie sprzeczni, słodkogorzcy, miłujący i pełni nienawiści. Jednak Jung, pisząc o Hiobie (a także o Kainie i Ablu, o wizjach prorockich i Janowej Apokalipsie), tak naprawdę wspomina o człowieczeństwie Chrystusa, o tajemnicy wcielenia i ofierze „Syna Człowieczego” przynoszącej odkupienie win. Wobec tego Chrystus – nie tylko tu – jawi się jako ten, który przychodząc na ziemię, przyniósł jej Dobrą Nowinę. A może nową wiarę…
Przypomina mi się jeszcze fragment Wędrówek włoskich Eliadego – ten o spotkaniu i rozmowie z Giovannim Papinim (1881–1956; włoskim eseistą, poetą i krytykiem, autorem m.in. książek Pamiętniki Pana Boga, Skończony człowiek, Dzieje Chrystusa, Szatan, u którego wśród wielu myśli pojawia się motyw homoseksualnego związku Chrystusa i św. Jana). Eliade odwiedził Papiniego w 1927 roku. Rozmawiali o książkach, o dylematach wiary i niewiary. „Z niecierpliwością czekam – pisze Eliade – aż zacznie mi opowiadać o lęku związanym z nawróceniem”, kiedy nagle Papini mówi o swojej nowej książce, o Adamo – „książce o Człowieku i jego cierpieniach, nadziejach, walkach, porażkach, zwycięstwach”…
Rozmawiali też o mistycyzmie. „Doświadczenie mistyczne – mówi Papini – to przemiana Człowieka w Boga. Na początku zaistniał nieusuwalny dualizm BógCzłowiek. Przyjście Chrystusa było próbą pogodzenia dwóch Zasad w celu takiego ukształtowania człowieka, by zmienił się w Boga; ale ta próba się nie powiodła. Ludzie nie wyzwolili się ze zwierzęcości. Jedyna nadzieja to doprowadzenie do odrodzenia się w nas Chrystusa, do tego, że sami staniemy się Bogiem. Ale to takie trudne…”. Niemożliwe?
Obok RogeraHioba przypomina się jeszcze inne zdarzenie. Inne poddanie. Przecież Penteusz w Bachantkach Eurypidesa – w akcie oddania się Bogu – przybierał kobiecy strój i perukę Dionizosa.
W spektaklu Warlikowskiego scena z przebranym, poniżonym Penteuszem ma wielką siłę rażenia. Chwilę wcześniej młody władca Teb (ubrany od początku spektaklu w czerwoną puchową kurtkę) jeszcze walczy. Wkłada na głowę metalowy hełm, łomocze ciężkim mieczem w obity blachą stół. Wszystko na próżno. Jest coraz bliżej poddania się pożądliwemu oczarowaniu obcym. Wypija jeszcze, prosto z butelki, kilka łyków wódki i…
Wchodzi z tyłu sceny, nieśmiało, lękliwie. Wchodzi w pięknej, długiej, jasnej sukni z wyhaftowanymi kwiatami. Odmieniony, bez maski pychy i niedowiarstwa. Taki miękki, powolny, kruchy, cichy. Korzy się przed Bogiem. Pozwala odebrać sobie władzę, godność, męskość. Wszystko po to, by dotknąć tajemnicy; doświadczyć, czym jest szaleństwo wiary.
Dionizos – jak w rytuale inicjacji – przejmuje cechy inicjowanego. Stoi przy stole, ubrany w czerwoną kurtkę Penteusza. Jest twardy, bezwzględny. Tylko patrzy i wymierza policzek. Penteusz z pokorą przyjmuje uderzenie, po czym bije się sam. Rzuca się Dionizosowi do stóp, łapie go za nogi w geście całkowitego oddania. Bóg wlecze go po podłodze na stoki Kitajronu. Jak ofiarę na rzeź. Towarzyszący tej scenie potężny wrzask ze sportowej areny przyprawia o drżenie.
Teatr Szymanowskiego wypełnia teraz cisza. Porażająca cisza. (W apokryficznej Protoewangelii Jakuba jest opis cudownej ciszy, która ogarnęła świat w momencie narodzin Chrystusa). Roger – na granicy obłędu pożądania i śmierci – wyrusza tam, skąd, może, nie ma powrotu. Wyrusza, w ślad za Pasterzem, Bogiem, w stronę „słonecznego brzegu”. Zbezczeszczony, pozbawiony symboli władzy, królestwa, domu. Pozbawiony miłości. W przebraniu włóczęgi, a może nagi. Jakby przyznawał się do winy (Jung: „Obrzęd przemiany, który dokonuje się we mszy, poprzedzony jest aktem wyznania win”). Jest z Edrisim. Jest sam. Wszystko znów milknie w wielkiej ciszy. Opadające pizzicato smyczków zwiastuje wielki finał.
Oceń