Pierwszy List do Koryntian
Iz 50,4-7 / Ps 22 / Flp 2,6-11 / Mt 21,1-11
„Wszyscy tak robią”. Często się słyszy to zdanie; może i dla nas stało się ulubioną formułą samorozgrzeszenia. Wspólnota, społeczeństwo, rodzina, znajomi i inne grupy mogą doskonale zdjąć z nas odpowiedzialność za nasz stosunek do Chrystusa. Coraz więcej ludzi mówi: „Bałem się wyznać wiarę wobec moich znajomych, bałem się odrzucenia i ośmieszenia”. Cnota odwagi cywilnej leży zakurzona pod stertą innych cnót związanych z męstwem. Bardzo nas obchodzi co powiedzą inni. Czasem aż tak bardzo, że się zastanawiamy, kim naprawdę jesteśmy. Tracimy twarz w nieustannych kompromisach. Pytanie: „Co powie Chrystus?” najczęściej przegrywa z pytaniem: „Co powiedzą znajomi?”.
Dzisiejsza Ewangelia uczy nas, jak iluzoryczne jest poleganie na tak zwanej „opinii publicznej”, czy to w małych wspólnotach, czy też w skali całego kraju, a nawet kontynentu. Wiele razy już podkreślano, że ten sam tłum, który dzisiaj wita Jezusa, za chwilę zamieni się w bezwzględną i bezwolną masę, która zażąda Jego śmierci. Dzisiejsza liturgia również to podkreśla. Najpierw czytamy o uroczystym wjeździe Jezusa do Jerozolimy, później pojawia się opis Jego Męki. Mowa jest o tym samym tłumie. Kto z zauroczonego Jezusem tłumu będzie próbował Go bronić w dzień męki? Chrystus jest w Niedzielę Palmową kimś w rodzaju celebrity, od którego oczekuje się przywrócenia królestwa mlekiem i miodem płynącego. Z Chrystusa zrobiono idola, bohatera tłumów, gwiazdora. On sam musi nieść Tajemnicę swojego przeznaczenia.
Wola związania swojego życia z Chrystusem doprowadzi nas do momentu, w którym dostrzeżemy, że różnimy się od wielu naszych przyjaciół, czasem bliskich i kochanych przez nas ludzi, i że różnimy się od otoczenia zasadami, którymi chcemy żyć. Otwierają się wtedy przed nami dwie drogi. Albo pozwolimy nieść się „tłumowi”, będziemy mówić, zachowywać się, nawet myśleć „tak jak wszyscy”. Poddamy się chimerycznym nastrojom opinii publicznej, która jednego dnia stawia pomniki, by następnego je niszczyć. Możemy jednak iść drogą Jezusa, który jest zawsze ten sam, na wieki. W ostatecznym rozrachunku, to przecież nie „tłum”, ale nasze sumienie będzie świadczyć o nas przed Bogiem.
Także dzisiaj, w czasie liturgii, to nie „tłum” obiera sobie Chrystusa za Króla i Mesjasza, ale tysiące pojedynczych ludzkich istnień, zgromadzonych w jeden Kościół. Jestem wśród nich. „Tłum” nie zdejmuje ze mnie odpowiedzialności za to, co powiem dzisiaj do Jezusa. Obym mógł najszczerzej powiedzieć do Niego: „Hosanna Synowi Dawida. Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie. Hosanna na wysokościach” (Mt 21,10).
Oceń