Oktawę wielkanocną spędziłam we Florencji. Któregoś wieczoru wybrałam się ze znajomymi do mojej ulubionej winiarni „Le Volpi e l’Uva” (Lis i winogrona) przy Piazzetta de Rossi na kieliszek schłodzonego białego friulano. Rozmowa toczyła się wokół włoskich obyczajów kulinarnych. Doszliśmy wspólnie do wniosku, że na przestrzeni dziejów Italię charakteryzowała żywa obecność ośrodków miejskich – także jeśli chodzi o historię kuchni.
Nigdzie poza Włochami nie mamy tylu precyzyjnych odniesień do rzeczywistości miejskiej, zarówno jeśli chodzi o poszczególne dania, jak i produkty. We Włoszech mówi się na przykład: pesto genueńskie, crespelle, czyli naleśniki po florencku, risotto mediolańskie, lub o produktach – musztarda z Cremony, cebula z Tropei, mortadela z Bolonii, zwana potocznie, po prostu bologna.
Gdzie w tym wszystkim – zastanawialiśmy się – jest Italia jako wspólnota narodowa? Czy istnieje jakaś świadomość kuchni narodowej, czy raczej mamy tu do czynienia z mitem stworzonym przez cudzoziemców, którzy uważają niektóre dania ściśle związane z r
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń