Kula, krzyż i gitara
Oferta specjalna -25%

Liturgia krok po kroku

0 opinie
Wyczyść

Sto lat temu Gilbert Keith Chesterton napisał powieść Kula i krzyż, która opowiada o pojedynku między wojującym ateuszem a żarliwym katolikiem. Ten spór pomiędzy człowiekiem gorącym a zimnym spotyka się z niezrozumieniem i obojętnością w świecie, który pozostaje całkowicie indyferentny religijnie, a więc letni. Ludzie kulturalni i cywilizowani patrzą na tych, którzy kwestie wiary uważają za sprawy życia i śmierci, jak na dziwaków i pomyleńców.

Opisany przez Chestertona spór wybucha na ulicy Ludgate Hill w Londynie, gdy szkocki góral Evan MacIan wybija szybę wystawową w lokalu redakcyjnym „Ateisty”. Jego wzburzenie budzi wyeksponowany na wystawie tekst redaktora Turnbulla, założyciela i szefa owego pisma, szydzący z Najświętszej Maryi Panny. Tylko ci dwaj ludzie w całym Zjednoczonym Królestwie traktują chrześcijaństwo poważnie – pierwszy jako „wierny sługa Pana”, drugi jako „osobisty wróg Pana Boga” – i gotowi są w imię swych ideałów do największych poświęceń. Wszyscy inni, poza nimi, uważają religię za bajkę dla grzecznych dzieci, której nie można brać serio.

Sto lat po wymyślonych przez Chestertona wydarzeniach przechadzam się londyńską Ludgate Hill. Nie mieści się przy niej lokal żadnej ateistycznej redakcji, ale widzę szyby wystawowe księgarni. Najbardziej wyeksponowaną książką jest Bóg urojony Richarda Dawkinsa, okrzyknięty przez media „biblią nowego ateizmu”. O ile powieściowy Turnbull walczy z religią z precyzją skalpela, o tyle rzeczywisty Dawkins zadaje ciosy z wdziękiem cepa. Oto próbka jego stylu, gdy „rozprawia się” z czwartym dowodem św. Tomasza z Akwinu na istnienie Boga, czyli dowodem o doskonałości: „Równie dobrze można by powiedzieć, że ludzie różnią się pod względem natężenia wydzielanego smrodu, lecz te różnice między nimi można mierzyć jedynie w odniesieniu do jakiegoś najgorszego wyobrażalnego smrodu, smrodu idealnego, musi zatem istnieć jakiś szczególny, nadzwyczajny śmierdziel i to coś nazywamy Bogiem”.

Szyba wystawowa księgarni jest cała. Nie znalazł się żaden współczesny MacIan, który by ją wybił, a książkę Dawkinsa podarł na strzępy. Czyżby Londyn stał się jeszcze bardziej letni niż sto lat temu, gdy jego ulicami przechadzał się Chesterton?

Chyba nie do końca. Oto bowiem po mieście jeżdżą typowe czerwone londyńskie autobusy, tylko napis na banerach reklamowych mają nietypowy. „Prawdopodobnie Bóg nie istnieje, więc przestań się martwić i ciesz się życiem”, głosi wypisane na nich hasło. Okazuje się, że reklamy wykupił Brytyjski Związek Humanistów, a inicjatorem akcji był Richard Dawkins, który doczekał się już nawet przydomku „papież ateistów”.

Działania „zimnych” wywołały natychmiastową odpowiedź „gorących”: Dawkinsa pochwalili angielscy metodyści, którzy uznali, że jego akcja – wbrew intencjom – wzbudzi zainteresowanie Bogiem i zachęci ludzi do myślenia o religii.

O tym, że nie wszyscy w Londynie są na szczęście letni, przekonuje mnie koncert grupy Delirious w słynnej Oxygenium Arena w dzielnicy Greenwich. Salę Indigo wypełnia tłum kilku tysięcy ludzi, głównie nastolatków. Jako support występuje zespół Three 63 z RPA grający ostry gitarowy rock. Po nich na scenę wkracza Delirious – pięciu młodych mężczyzn tworzących grupę uznawaną powszechnie za numer 1 na świecie w kategorii rock worship (czyli rockowa muzyka uwielbienia).

Kilkutysięczny tłum zna na pamięć słowa największych przebojów Delirious, takich jak Majesty, I could sing of your love forever czy Lord you have my heart. Wokalista Martin Smith pada na kolana, gdy śpiewa Sweet name Jesus. W pewnym momencie wyciąga Biblię i czyta fragment Ewangelii. Najczęściej jest to przypowieść o synu marnotrawnym, w której odnaleźć się może wielu nastoletnich słuchaczy.

Delirious gra naprawdę świetną muzykę. Nic więc dziwnego, że wielokrotnie dostawał propozycje olbrzymich kontraktów od największych rozgłośni muzycznych i firm fonograficznych. Warunek był jeden: mogą śpiewać teksty, o czym tylko zechcą, ale muszą przestać śpiewać o Bogu. Wtedy nie będzie przeszkód, by zrobili karierę nawet na miarę U2. Wtedy ich utwory będą puszczane na okrągło w mainstreamowych stacjach. Wtedy zamiast kilku tysięcy fanów w kameralnej hali Indigo będą mogli zgromadzić kilkadziesiąt tysięcy w głównej hali Oxygenium.

Muzycy Delirious odpowiedzieli jednak zdecydowanie: nie. Dodali, że muzyka to dla nich nie sposób robienia kariery, lecz wielbienia Boga. Ostatnio doszli do wniosku, że ciągłe nagrania i koncerty przeszkadzają im w wypełnianiu ich podstawowego powołania, jakim jest bycie dobrymi mężami i ojcami. Dlatego od 2009 roku zdecydowali się zawiesić działalność i poświęcić swoim rodzinom. „Gorących” nie brakuje więc dziś na Wyspach Brytyjskich. Szkoda tylko, że nie ma Chestertona, który by ich opisał.

PS. Jedyny koncert grupy Delirious w Polsce odbędzie się 17 grudnia br. w katowickim Spodku.

Kula, krzyż i gitara
Grzegorz Górny

urodzony 30 marca 1969 r. – polski dziennikarz i publicysta, redaktor naczelny kwartalnika „Fronda”, publicysta i reportażysta, autor wielu artykułów. W latach 2003-2009 publikował felietony na łamach miesięcznika „W drodz...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze