Chodzimy z Pawłem Smoleńskim wzdłuż granicy Europy. Jednej z wielu niejasnych granic, której na imię Sycylia. Próbujemy złapać zasadę i żywioł chwili, kiedy świat po tej stronie spotyka się ze światem, który jest pozornie po tamtej.
Jedne rzeczy widzimy, słuchamy relacji o innych.
Mam szczęście wejrzeć w pamięć jednego z najstarszych, którzy mogą coś opowiedzieć z przeszłości – Andrei Camilleriego, pisarza, reżysera teatralnego, eseisty. Znam go, bo tłumaczyłem pięć jego książek, a on napisał posłowie do mojej.
Urodził się na Sycylii, w Porto Empedocle – w 1925 roku, jak mój ojciec. Od wojny mieszka w Rzymie. Pytam, kim byli najstarsi przybysze, których poznał.
– To byli Amerykanie – wspomina. – Ci, którzy w 1943 wyzwalali Sycylię. Maszerowali dwójkami, aż nagle jeden z nich podszedł i powiedział: Salutamo paesa. Powitał mnie w naszym dialekcie. Odpowiedziałem tak samo: Salutamo. Na co on, wciąż po sycylijsku: „Słuchaj, rodaku, masz może trochę oliwy? Bo zebrałem po drodze rozmaite zioła, żeby zrobić sobie miskę dobrej, swojskiej, sycylijskiej sałaty. Ale jak tu jeść sałatę bez oliwy? Wracamy za dwie godziny, będziesz miał dla mnie trochę oliwy?”. Obiecałem, że będę czekał z oliwą. Ledwie odszedł, zacząłem szlochać z dziwnego pomieszania uczuć. Po p
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń