Popłakałem się w łazience pewnego hotelu na trasie Grosseto – Ferrara. A było tak: Upał niewyobrażalny, dlatego pierwszymi rzeczami do załatwienia na miejscu były toaleta i prysznic. Kiedy już usiadłem i bez większego trudu załatwiłem tak zwane potrzeby, wstałem i zacząłem szukać przycisku albo sznureczka do spuszczania wody. Nic – ani sznureczka, ani przycisku. Na szczęście woda spuściła się sama, choć nie tak, jakbym chciał.
Rozebrałem się, chciałem szybko spłukać z siebie chłodną wodą pot dotychczasowej podróży. Wszedłem do kabiny i zastygłem w bezradności. Przede mną na ścianie było coś, co przypominało kierownicę roweru czy motocykla. Ująłem ją dłońmi właśnie tak, jak się bierze w ręce kierownicę. Próbowałem przekręcić gałkę niebieską – nic. Gałkę czerwoną – nic. Opuszkami palców próbowałem wyczuć jakiś guzik – nic. I wtedy właśnie się popłakałem. Tego dnia i następnego nie wziąłem prysznica. Wstydziłem się powiedzieć paniom pokojowym, że nie umiem odkręcić kranu.
Ale nie tylko to: kiedy się położyłem, chciałem obejrzeć telewizję. We Włoszech właśnie upadał rząd, ciekawił mnie los Maria Draghiego. I tu kolejny dramat – na ekranie pojawiła się informacja o no
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń