Jeśli dostrzeżemy osłabienie czy co gorsza zanik bojaźni Bożej, to musimy wyraźnie powiedzieć sobie, że nasze życie duchowe jest w ogromnym niebezpieczeństwie.
Przeczytałem niedawno w internecie artykuł, którego autor twierdził, że po przyjściu Pana Jezusa nie powinniśmy odnosić się już do Boga z bojaźnią. Jest dla mnie oczywiste, że Chrystus nauczył nas zwracania się do Boga jako do kochającego Ojca, ale czy nie jest przesadą stwierdzenie, że w Nowym Przymierzu nasza relacja do Boga opiera się już tylko na miłości, ta zaś wyklucza bojaźń? Czy upieranie się, że nadal mamy stawać przed Bogiem z bojaźnią, nie cofa nas do Starego Testamentu? – zapytał mnie ktoś.
Jestem przekonany, że uważniejsza lektura Nowego Testamentu prowadzi do zupełnie innych wniosków niż te, do których doszedł autor wspomnianego artykułu. Wezwania do przyjęcia wobec Boga postawy bojaźni nie tylko nie ustają w Nowym Testamencie, ale bywają nawet bardziej radykalne! Wczytajmy się we fragment Listu do Hebrajczyków (12,18–28), w którym znajdziemy pouczenie, by nasza bojaźń Boża była większa niż Mojżesza i Izraelitów, którzy zgromadzeni pod górą Synaj „drżeli ze strachu” (Wj 19,16). My, chrześcijanie także przyszliśmy „do góry Syjon, do miasta Boga żywego – Jeruzalem niebieskiego […] do Pośrednika Nowego Testamentu – Jezusa, do pokropienia krwią, która przemawia mocniej niż [krew] Abla”. A teraz dwa wersy najistotniejsze dla poruszonego tematu: „Baczcie, abyście nie odrzucili Tego, który [do was] przemawia. Jeśli bowiem tamci nie uniknęli kary, ponieważ odrzucili Tego, który na ziemi mówił, to o ileż bardziej my, jeśli odwrócimy się od Tego, który z nieba przemawia” (Hbr 12,25).
Dlatego też, otrzymując niewzruszone królestwo, trwajmy w łasce, a przez nią służmy Bogu z czcią i bojaźnią. Bóg nasz bowiem jest ogniem pochłaniającym (por. Hbr 12,28–29).
Choć brzmi to paradoksalnie, natchniony autor jest przekonany, że bojaźń Boża w Nowym Przymierzu nie zanika, przeciwnie, wzmaga się. Jak to wyjaśnić? Pójdźmy za bardzo prostą intuicją św. Tomasza z Akwinu: „Im bardziej ktoś kogoś kocha, tym bardziej boi się go obrazić i zostać od niego oddzielony”.1
Miłość czy bojaźń? Bezsensowna alternatywa
Wystarczy zwykła codzienna obserwacja, by zauważyć, że tam, gdzie istnieje szczera i głęboka miłość, tam zawsze pojawia się bojaźń. Nie jako sztuczny dodatek, ale jako coś spontanicznego, wypływającego z natury miłości. Różne są odcienie tej bojaźni i bardzo różna jej intensywność: może być lękiem o przyszłość kochanego człowieka, o jego zdrowie, o to, czy poradzi sobie w życiu
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń