Skończył się okropny rok. Rok pandemii, przymusowego siedzenia w domach, powszechnego zamknięcia wszystkiego, lęku o zdrowie i ekonomiczną przyszłość w makro- i mikroskali. Rok wstydliwych afer w Kościele, żenującego milczenia większości katolickich hierarchów i niefrasobliwych wypowiedzi ojca dyrektora. Rok społecznych protestów, politycznych rozgrywek rządzących oraz rozmaitych i niezliczonych internetowych akcji i reakcji. Z dalekiego Petersburga trudno w tym osobiście uczestniczyć, chociaż spróbowałem. Kiedy własnym podpisem poparłem tzw. „List zwykłych księży”, jedni mi gratulowali, inni zarzucili katocelebrytyzm, a jeszcze inni obrazili się, że podpisuję jakieś nieśmiałe i spóźnione deklaracje, zamiast głośno domagać się w mediach (bo na ulice Warszawy jednak trochę mi daleko) natychmiastowego ustąpienia polskiego episkopatu. No, ale skoro to wszystko już za nami, chciałoby się teraz „z nowym rokiem, nowym krokiem”. Niestety! Wystarczająco długo żyję na tym świecie, by wiedzieć, że zmiana kartki w kalendarzu oraz cyferki w dacie nie oznacza ani końca, ani początku. Nic się nagle nie zmienia, nic się nie otwiera – rzeczywistość trwa. A huczne bale, zwane u nas sylwestrowymi, są dla mnie nie tyle wyrazem euforii w oczekiwaniu rychłej świetlanej przyszłości, ile raczej próbą zagłuszenia dość trudne
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń