Pierwszy List do Koryntian
Mamy pedofilię, pedopornografię, pedoturystykę, mamy też pedożerców. Cóż to za kreatury? Pedożercami nazywam tych ludzi złej woli, których niewiele obchodzi los dzieci, a o pedofilii mówią jedynie w takiej mierze, w jakiej służy to przywaleniu instytucjom katolickim oraz wydobyciu od nich olbrzymich odszkodowań. Pedożercy żerują na pedofilii kierowani chęcią łatwego zysku (adwokaci) lub nienawiścią do Kościoła.
Żeby było jasne! Niektórzy księża (pedofile) dopuścili się czynów straszliwych. Różne podmioty kościelne muszą się z tym zmierzyć i podjąć adekwatne decyzje. Co więcej, już podjęto procedury walki ze zjawiskiem pedofilii, tak więc ma rację George Weigel, który stwierdził, że dziś „Katolicki Kościół jest, co empirycznie można wykazać, najbezpieczniejszym środowiskiem dla młodych ludzi w Ameryce”. To, że niektórzy duchowni okazali się zboczeńcami krzywdzącymi dzieci, nie usprawiedliwia pedożerców, którzy stronniczo opisują zjawisko pedofilii, aby osiągać swoje cele. Tak samo jak fakt, że wielu Żydów znalazło się po wojnie w bezpiece, dopuszczając się przemocy i morderstw na polskich patriotach, nie tłumaczy antysemitów, którzy wykorzystują te informacje, aby obrzucić błotem każdego, kto jest Żydem. W tej perspektywie miał rację kaznodzieja papieski Raniero Cantalamessa, przytaczając fragment listu od swego przyjaciela Żyda, który ocenił zmasowany atak na księży katolickich tymi słowami: „Wykorzystanie stereotypu, przejście od odpowiedzialności i winy osobistej do zbiorowej przypominają mi najbardziej haniebne aspekty antysemityzmu”.
Pedożercy są jak pies z Księgi Przysłów 26,11: „Jak pies do wymiotów powraca, tak głupi powtarza szaleństwa”. Typowym przykładem „powracania do wymiotów” są manipulacje „New York Timesa”, który za wszelką cenę chce obrzucić błotem Benedykta XVI. A za nim wrzask czynią inne pedożercze media. W Polsce wyróżniają się na tym polu niektóre portale internetowe. Jeden z ataków oparto na casusie diabolicznego duchownego Lawrence’a Murphy’ego z diecezji Milwaukee w Stanach Zjednoczonych. Oszczercza teza brzmiała: Murphy molestował ok. 200 głuchoniemych dzieci, a kard. Ratzinger wiedział o tym, ale wszystko ukrył. A oto jak wyglądają fakty. W 1975 roku ks. Murphy został oskarżony o molestowanie. Sprawą zajęły się od razu policja i prokuratura. Ergo, nikt niczego nie ukrywał. Śledztwo umorzono z powodu braku wystarczających dowodów. Władze diecezji Milwaukee kontynuowały jednak własne dochodzenie. Nie znalazły stuprocentowych dowodów, ale mocne podejrzenia pozostały, dlatego też ks. Murphy został ograniczony w swej duszpasterskiej działalności. Od tamtego czasu nie było nowych oskarżeń pod jego adresem. O ks. Murphym napisano oficjalny list do Kongregacji Nauki Wiary, której szefem był kard. Ratzinger, 20 lat później, i to nie tyle w bezpośrednim związku z umorzonym wcześniej śledztwem, ile w związku ze złamaniem dyscypliny sakramentu spowiedzi. W tym czasie ks. Murphy był już umierający. Sugerowanie w tej sytuacji, że kard. Ratzinger coś wiedział, a nie powiedział, to zwyczajna podłość.
W Niemczech od 1995 roku zgłoszono 210 tys. przypadków nadużyć seksualnych różnego typu, z czego 94 dotyczy osób lub instytucji Kościoła katolickiego, co daje 0,004 procenta. Opublikowany w 2008 roku raport rządu amerykańskiego na temat nadużyć seksualnych wobec dzieci podaje: ponad 64 proc. tych nadużyć popełnianych jest przez rodziców, krewnych, konkubentów, 10 proc. przypadków molestowania dzieci ma miejsce w szkołach; a jeśli chodzi o przypadki nadużyć seksualnych związanych z księżmi katolickimi, to ocenia się je na 0,03 procenta. Z policyjnych danych wynika, że w Polsce w ciągu ostatnich trzech lat prawie 25 tys. małoletnich doznało krzywdy w wyniku przestępstw o charakterze seksualnym. W Internecie rośnie lawinowo liczba stron pedopornograficznych. W 2007 roku na serwerach w samych tylko Niemczech można było znaleźć ponad 8 tys. stron pedofilskich. W 2008 roku w ogólnopolskich akcjach przeciwko pedofilom w Internecie zatrzymano ok. 250 osób. Nie było wśród nich żadnego księdza katolickiego. Rozwija się tzw. turystyka pedofilska. Do Azji i Ameryki Łacińskiej jeżdżą bogaci pedofile z Zachodu. Ich liczbę ocenia się na setki tysięcy rocznie.
Tyle że w wielu mediach pisze się o pedofilii jedynie w kontekście Kościoła katolickiego. Mało kto zajmuje się innymi przypadkami. Dlaczego? Między innymi dlatego, aby wbić ludziom do głowy kłamstwo: pedofilia to księża. Ponadto w niektórych krajach udaje się stosować odpowiedzialność zbiorową wobec Kościoła i za każdy przypadek pedofilii oskarża się diecezję lub zakon, które to podmioty zmuszane są do płacenia horrendalnych odszkodowań, z czego lwia część idzie do kieszeni prawników. To jest trochę tak, jak gdyby za nauczyciela pedofila płaciło ministerstwo szkolnictwa. Robi się wszystko, aby dotrzeć z oskarżeniami do Papieża i zmusić Watykan do płacenia. Papież miałby być odpowiedzialny bezpośrednio za setki tysięcy katolickich instytucji. W oparciu o tę absurdalną tezę konstruuje się różne ataki. Ma rację Giuliano Ferrara, naczelny dziennika „Il Foglio” (notabene: niewierzący), który napisał: „Nisko spuszczone spodnie chłopców i dziewcząt oraz czujna straż przeciwko pedofilii, prezerwatywy w szkołach i rygor w seminariach: nasz wiek proponuje Kościołowi swoje śmieszne, groteskowe paradoksy, a my musimy pić tę obfitość kłamstwa, ogłupiali widzowie oblężenia”.
Oceń