A gdy będziemy razem w niebie

A gdy będziemy razem w niebie

Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Łukasza

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 59,90 PLN
Wyczyść

Dla dziecka strata ukochanego człowieka jest wydarzeniem wykraczającym ponad jego siły. W takim momencie jego świat się rozpada, tak jak rozpada się świat dorosłych. A dla nas jest to tym trudniejsze, że wobec osieroconego dziecka jesteśmy całkowicie bezradni.

Śmierć? Wolimy o niej nie mówić. I nie myśleć. Jakbyśmy się bali ją przywołać. Jakby nas właśnie miała ominąć – przynajmniej na razie. Nieoswojona, niechciana. Gdy przychodzi – za późno już, by o niej rozmawiać. Można się z nią tylko pogodzić. I godnie przeżyć żałobę. Żeby potem znów cieszyć się życiem. Nim przyjdzie śmierć.

Wszyscy kiedyś umierają

Marianna miała zawsze gotowe odpowiedzi na różne trudne pytania, którymi zasypywała ją kilkuletnia córka. Intuicyjnie wiedziała, co powiedzieć, gdy Julka pytała, skąd się biorą dzieci, dlaczego ptaki mogą fruwać, co to znaczy „pod Ponckim Piłatem”. Nie miała też problemu, gdy podczas spaceru na cmentarzu Julka, stawiając znicz na grobie, zapytała: „A gdzie są ci wszyscy umarli?” – Mam nadzieję, że w niebie – powiedziała jej wtedy Marianna. Julka chciała wiedzieć więcej: czy w grobie jest zimno, czy umarli są ciepło ubrani, kto ich zabiera do nieba i co oni tam robią. – To jej pytania zmusiły mnie do konkretnych odpowiedzi. Pomyślałam, że nie powinnam zmarnować takiej okazji i zaczęłam z nią rozmawiać o śmierci – przypomina sobie Marianna. – Ale wy nie umrzecie? – spytała mnie i męża, gdy wychodziliśmy z cmentarza. – Kiedyś umrzemy, bo wszyscy umierają. Ale żeby ją uspokoić, zaraz dodałam: Będziesz już wtedy dorosła, będziesz miała swoje dzieci, więc nie musisz na razie o tym myśleć.

Kilka miesięcy później tato Julki zmarł na guza mózgu. Choroba ujawniła się na tyle późno, że nie było dla niego ratunku. – Gdy mąż leżał w szpitalu, byłam tak obezwładniona tym, co się stało, że nie pomyślałam, by Julkę jakoś na to przygotować. Może sama w ten sposób odsuwałam od siebie najgorsze myśli? Mówiłam jej, że tatuś jest bardzo chory i boli go mocno głowa, mówiłam, że pewnie niedługo do nas wróci, bo sama w to chciałam wierzyć i czekałam na cud. Nigdy nie zapomnę tej chwili, gdy powiedziałam jej, że tato nie żyje. Julka spojrzała na mnie poważnie i jakby trochę obrażona, powstrzymując łzy, powiedziała mi: Mówiłaś, że umrzecie dopiero, jak będę duża. I uciekła z pokoju, trzaskając drzwiami.

Zawsze mów tylko prawdę

Rozmowy o śmierci nigdy nie są łatwe, bez względu na to, czy rozmawiamy o tym z dzieckiem, czy z osobą dorosłą. – Ale to nie może być argument za tym, by takich rozmów unikać – mówi pedagog Elżbieta Sobkowiak, która zajmuje się terapią osób przeżywających żałobę po stracie bliskich. I przekonuje, że o śmierci trzeba rozmawiać nawet z małymi dziećmi. – Oczywiście inaczej ta rozmowa będzie wyglądała, gdy dziecko ma 5 czy 6 lat, a zupełnie inaczej musimy rozmawiać z 12– czy 14–latkiem. Zawsze trzeba pamiętać o jednej zasadzie: należy dziecku mówić prawdę, taką, w jaką wierzymy – zgodnie z naszym światopoglądem. Jeśli nasza wiara podpowiada nam, że zmarli po śmierci idą do nieba, to właśnie powinniśmy powiedzieć dziecku. Jeśli wierzymy w reinkarnację, to należy dziecku wytłumaczyć, że ukochana osoba, która odeszła, jest teraz drzewem czy ptakiem. Każda prawda jest lepsza niż wymijające odpowiedzi – zapewnia Elżbieta Sobkowiak.

Niestety – przekonani o tym, że chronimy dziecko przed czymś, co jest dla niego zbyt trudne, wolimy iść drogą na skróty. I zamiast powiedzieć, że babcia umarła, mówimy, że odeszła, że dziadek zasnął, że tatuś bardzo daleko wyjechał. Omijając słowo śmierć, ujawniamy własne lęki. Takie tłumaczenie tylko zafałszowuje dziecku obraz śmierci. Bo jeśli ktoś odszedł, to znaczy, że powinien wrócić, jeśli zasnął, to się obudzi, jeśli wyjechał, to kiedyś przyjedzie. Więc dlaczego wszyscy są tacy smutni i zapłakani – zastanawia się dziecko. – Dzieci zdecydowanie lepiej niż dorośli potrafią odczytywać nastroje innych i jeśli nie rozumieją, co się stało, wówczas okupują to lękiem – tłumaczy Elżbieta Sobkowiak. Niektóre zaczynają się moczyć w nocy albo zrywać ze snu z krzykiem i płaczem. Inne nie chcą jeść, są apatyczne albo przeciwnie – nadmiernie pobudzone i wesołe. Maluchy, które świetnie radziły sobie z zapinaniem guzików czy wiązaniem butów, zapominają tych prostych czynności, jakby cofały się w rozwoju. „Dla dziecka strata ukochanego człowieka jest wydarzeniem wykraczającym ponad jego siły. W takim momencie jego świat się rozpada, tak jak rozpada się świat dorosłych. A dla nas jest to tym trudniejsze, że wobec osieroconego dziecka jesteśmy całkowicie bezradni. Uświadamiamy sobie, że w tej trudnej sytuacji tak naprawdę na nic się nie przydaje moc osoby dorosłej… A to jest bolesne” – pisze Gertrud Ennulat w książce Dzieci smucą się inaczej.

Jeśli bliska dziecku osoba przez dłuższy czas choruje, a rokowania nie są pomyślne, powinniśmy przygotować je na to, że mama, babcia czy siostra mogą umrzeć. Nie są to łatwe rozmowy, ale jak podkreślają specjaliści, wbrew temu, co nam się wydaje, dzieci wiele potrafią zrozumieć. – Jeśli bliska osoba umiera w domu, nie izolujmy dziecka. Pozwólmy mu pożegnać się z mamą, tatą czy ukochaną babcią. Kiedyś ludzie rodzili się i umierali w domu, było to wpisane w rytm życia. Dziś, z niezrozumiałych zupełnie powodów, śmierć stała się tematem tabu. A to niedobrze – mówi Elżbieta Sobkowiak.

Bóg słyszy to milczenie

Przez pierwsze kilka tygodni po śmierci taty Julka na znak buntu i rozpaczy, nie chciała wieczorem mówić pacierza. Wcześniej nigdy się przed tym nie broniła. Przeciwnie, wykazywała się niespotykaną inwencją. Nie zadowalało ją Ojcze nasz czy Zdrowaś Mario. Zawsze dodawała coś od siebie. – Cieszyło mnie to, że traktuje Pana Boga jak kogoś, z kim się rozmawia, komu opowiada się o tym, co było w przedszkolu, i prosi się, np. żeby u babci w ogrodzie robaki nie zjadły wszystkich czereśni. To jej modlitewne milczenie było dla mnie najlepszym dowodem na to, jak bardzo jest nieszczęśliwa i jak bardzo nie umie sobie poradzić z tym, co na nas spadło. Miałam świadomość, że to ja powinnam jej pomóc, ale jedyne, na co miałam wtedy siłę, to wziąć ją na kolana, mocno przytulić i płakać razem z nią – wspomina Marianna.

Na wszelki wypadek zapytała zaprzyjaźnionego z rodziną księdza, który towarzyszył jej mężowi w ostatnich dniach życia, czy powinna zachęcać Julkę do modlitwy za tatę.

– Ksiądz Maciej powiedział mi: – Bądź pewna, że Bóg słyszy to jej milczenie. Niczego więcej nie oczekuj. Daj jej czas.

Ksiądz Maciej tak wspomina tamte dni: Śmierć Pawła dla mnie też była bardzo trudnym doświadczeniem. Znaliśmy się od dziecka. Przyjaźniliśmy. Wspinaliśmy się razem po górach. On towarzyszył mi w mojej drodze do kapłaństwa. Ja błogosławiłem jego związek małżeński z Marianną, chrzciłem Julkę. Gdy umierał, prosił mnie: „Bądź przy nich zawsze”. No i byłem. Ale nagle cała mądrość wyleciała mi z głowy. Co mogłem powiedzieć Mariannie, jak miałem pomóc Julce, która razem ze mną modliła się, by tata jak najszybciej był zdrowy i wrócił do domu? Co miałem jej powiedzieć: że Pan Bóg nie słyszał jej modlitwy, że słyszał, ale zrobił po swojemu? Bałem się prostych pocieszeń. Ale najbardziej bałem się tego, że Julia zapyta mnie, dlaczego tata umarł, i nie będę wiedział, co mam jej odpowiedzieć.

Tyle, że Julia nie pytała. I to milczenie wszystkich bardzo niepokoiło.

Na pocieszenie przyjdzie czas

Po śmierci bliskich wielu dorosłych próbuje odwrócić uwagę dziecka od tego, co się stało. Metoda: nie będziemy przypominać smutnych wydarzeń, to szybko o nich zapomnimy, bywa zgubna. Dziecko jak najbardziej chce rozmawiać o osobie, która zmarła, czy to będzie mama, dziadek, czy siostra. Tylko trzeba mu stworzyć do tego odpowiednie warunki. – Starszemu dziecku możemy zaproponować, aby napisało list do zmarłego, w którym podziękuję za wspólnie przeżyte chwile. Młodsze dziecko, które jeszcze nie zna liter, można zachęcić, by narysowało zmarłą osobę albo to, co najbardziej lubili wspólnie robić. Dobrym sposobem na radzenie sobie ze smutkiem jest przygotowanie „kuferka pamięci”, w którym znajdą się np. ulubione korale babci, szalik, który nosiła mama, fotografie taty, zabawka siostry. Warto też iść z dzieckiem na cmentarz i zapalić na grobie świeczkę – podpowiada Elżbieta Sobkowiak.

Naturalną też rzeczą jest, że chcemy naszych bliskich, którzy są w żałobie, pocieszyć. Problem polega jednak na tym, że słowa pocieszenia czasami odnoszą odwrotny skutek. Dlatego, zamiast mówić i pocieszać czasami lepiej jest tylko słuchać.

Tragedia, która dotknęła mnie i moją rodzinę, była dla wielu ludzi po prostu sensacją, o której chcieli się jak najwięcej dowiedzieć – pisze Marychna, która straciła brata i siostrę. – Nie mając odwagi pytać rodziców, pytali mnie – biedne, nieszczęśliwe i zagubione w nowej i okropnej sytuacji dziecko. Pamiętam, że był to dla mnie największy koszmar. Pamiętam też pierwszą mszę, na którą poszliśmy wieczorem w dniu wypadku. Ksiądz powiedział, że dzieciom jest już dobrze w niebie i żeby się nie martwić, bo są u Boga. Teraz już wiem, że chciał nam pomóc i nie mówił tego, aby nas zranić, uważam jednak, że dla mnie stała się rzecz okropna. Zbuntowałam się wobec tego wszystkiego – Boga i księży. Do tej pory ten bunt we mnie istnieje, choć już w znacznie mniejszym stopniu. Dlatego też uważam, że w momentach tragedii i bólu, wtedy, gdy rany są jeszcze bardzo świeże, nie powinno się nic mówić, tłumaczyć czy pocieszać. Na to przychodzi pora później 1.

Wielu dorosłych zastanawia się, czy dziecko powinno iść na pogrzeb. Psychologowie są tu raczej zgodni: dla 4–5 latka może to być zbyt trudne. Ale starsze, odpowiednio przygotowane dziecko bezsprzecznie powinno uczestniczyć w pogrzebie bardzo bliskiej mu osoby – dziadków, rodziców, rodzeństwa. Trzeba mu oczywiście wcześniej powiedzieć jak wygląda taka ceremonia. Jest jeden warunek: ktoś musi być blisko niego, ktoś musi mu w tym towarzyszyć. Przed pogrzebem można oczywiście zapytać, czy jest na to gotowe. Jeśli odmówi – ma do tego prawo.

– Pogrzeb służy temu, by się pożegnać. Jeśli dziecko kochało dziadka, a na dzień pogrzebu zostało odesłane do cioci, ma później w życiu dziurę – mówi psycholog Jolanta Zbrożek 2 – Można zaproponować dziecku, by przygotowało jakąś pamiątkę. Może zechce zostawić dziadkowi rysunek albo położyć kwiatek na grobie babci. Jeśli natomiast nie chce nawet zbliżyć się do trumny, nie wolno go do tego zmuszać – uważa Jolanta Zbrożek. I dodaje: Nawet małe dzieci powinno się zabierać na pogrzeby. Ich obecność pomaga dorosłym. Niemowlę, które zaczyna płakać w trakcie ceremonii, daje głośno do zrozumienia, że życie toczy się dalej.

Po co się idzie na pielgrzymkę

Po śmierci taty Julka nie tylko zrezygnowała z modlitwy, ale też nie chciała chodzić do kościoła. Gdy już udało się ją namówić, by poszła w niedzielę na mszę św., siedziała cały czas w ławce. Nie wstawała, nie klękała, nie odzywała się ani słowem. – Czułem, że jest obrażona na Pana Boga i nie wiedziałem, jak ją z tego wyciągnąć – wspomina ks. Maciej. – Nie chciałem robić niczego na siłę, bo wiedziałem, że może być z tego więcej biedy niż pożytku. Kiedyś odwiedziłem rodzinę Julki i przyniosłem ze sobą moje zdjęcia, na których był także jej tato. Oglądaliśmy fotografie z naszych wypraw w góry, z obozu kajakowego w liceum, z pielgrzymek do Częstochowy i z koła ministrantów, do którego obaj należeliśmy. – Po co chodzi się na pielgrzymki? – zapytała mnie w pewnej chwili Julka. Zrobiło mi się gorąco. Nagle intuicyjnie poczułem, że to, co powiem, będzie miało dla Julki wielkie znaczenie. Pomyślałem tylko błyskawicznie: Duchu Święty, pomóż mi i powiedziałem: – Niektórzy chodzą na pielgrzymki, by sprawdzić, ile są w stanie zrobić dla Pana Boga i Matki Bożej. Julka przez chwilę siedziała w milczeniu. W końcu wzięła ode mnie kilka zdjęć i poszła do swojego pokoju – przypomina sobie ks. Maciej.

Tego wieczoru jak dawniej klęknęła przed swoim łóżkiem i gdy skończyła mówić Ojcze nasz, powiedziała po swojemu: „Ja też kiedyś pójdę, Panie Boże, na pielgrzymkę. A gdy już będziemy razem z tatą w niebie, to mu wszystko opowiem”.

Trzeba płakać razem

Szczególnie bolesnym i niewyobrażalnie trudnym doświadczeniem dla rodziców jest śmierć dziecka. Pogrążeni we własnym bólu często nie mają siły pomyśleć, że cierpią nie tylko oni, ale także pozostałe dzieci, które straciły rodzeństwo. Magdalena Krzeptowska w lipcu 1990 roku podczas kąpieli w morzu straciła dwoje spośród czworga swoich dzieci: 11–letnią córkę i 9–letniego syna:

W jednej chwili runął nasz świat. Wraz z ich śmiercią odeszła część nas samych. Żałowałam, że nie zginęłam razem z nimi, bo po co żyć, skoro ich już nie ma? Ale jeszcze trudniej było wyobrazić sobie, jak żyć bez nich, w jakim świecie! Z tamtego okresu pamiętam tylko głuchą, bezmyślną rozpacz, która opanowała całą moją istotę. (…)
Często ludzie uważają, że dzieci nie rozumieją, co się stało, i pocieszając je niewłaściwie, odbierają im prawo do przeżywania żałoby. A przecież one są prawdziwie zrozpaczone. Ich siostra, brat nie żyją! (…) Jakże strasznie trudno jest im przyzwyczaić się do nowego domu, w którym nie ma już ich siostry i brata, a rodzice i inni domownicy są smutni i przygnębieni. Wszystko runęło. Wspólne zabawy, tajemnice, plany… Wiem, że dla rodzeństwa ta sytuacja jest wyjątkowo trudna i ciężka. Często zamykają się w sobie, nie chcą rozmawiać, uciekają od wspomnień. Jeszcze mniej rozumieją z tego wszystkiego niż dorośli. I dlatego tak ważne jest, żeby rodzice nie unikali, nie odtrącali ich w tych pierwszych chwilach. Trzeba płakać razem z nimi, przytulać, rozmawiać, tłumaczyć, co można. Po prostu trzeba się nawzajem pocieszać; rodzice mogą najlepiej pocieszyć dzieci, a pociecha płynąca z ust i serc dzieci jest ogromna, szczera i prawdziwa. Pamiętam to! 3.

Wielu rodziców, którzy stracili dziecko, szuka pociechy, stojąc całymi godzinami przy jego grobie na cmentarzu. Gdy wracają do domu, zamykają się w pokoju i toną w rozpaczy. Żyjące dziecko zaczyna żałować, że ono też nie umarło. Ma poczucie, że straciło nie tylko brata czy siostrę, ale w jakimś stopniu matkę czy ojca, których tak bardzo teraz potrzebuje. – Strata kogoś bliskiego dotyka całej rodziny. Dziecko obserwuje, jak my radzimy sobie z naszym bólem i smutkiem, dlatego nie powinniśmy się wstydzić łez – przekonuje Elżbieta Sobkowiak – Trzeba dziecku powiedzieć: jest mi smutno, bo umarła moja mama. Albo: bardzo tęsknię za Twoją siostrą, dlatego płaczę. Ukrywanie się z żałobą i uciekanie przed dzieckiem, żeby go nie zasmucać, do niczego nie prowadzi. Żałobę trzeba godnie przeżyć. Im szybciej ją zaczniemy, tym szybciej ją skończymy – podpowiada Elżbieta Sobkowiak.

Zdarza się, że rodzeństwo obwinia się za śmierć brata czy siostry: jestem starszy – nie dopilnowałem, była chora – za mało się modliłam o jej wyzdrowienie, kłóciliśmy się – to na pewno kara, że byłem dla niej wtedy taki niedobry. Wymysł psychologów? – nie. Samo życie.

Było nas czworo rodzeństwa. Duża, radosna gromadka dzieci. Zdarzył się tragiczny wypadek, w którym zginęli moja siostra i brat. Zostałyśmy we dwie. Ponieważ ja byłam najstarsza, zawsze czułam się odpowiedzialna za młodsze rodzeństwo. Ta odpowiedzialność przerodziła się potem w poczucie winy, że nic nie zrobiłam, żeby im pomóc, że nie umiałam ich uratować, ustrzec przed tym, co się stało, choć w chwili wypadku miałam tylko 12 lat. Byłam w pełni świadoma faktów i wydarzeń. Wiedziałam, że nie miałam szans niczego zrobić, a jednak tragedia i poczucie straty, jaka nas wszystkich spotkała, w znacznym stopniu mnie przerosła 4.

pisała kilkanaście lat po tragedii jedna z córek wspomnianej już Magdaleny Krzeptowskiej. Dlatego, zdaniem terapeutów, tak ważne jest, by po stracie dziecka cała rodzina przeżywała żałobę razem, mąż z żoną, rodzice z dziećmi. – Jeśli sami sobie z tym nie potrafią poradzić, powinni jak najszybciej poprosić o pomoc specjalistów. Bo żałoba źle przeżyta będzie powracała przez całe życie – uważają psychologowie.

Każda rodzina i każda w niej osoba musi znaleźć swój sposób, by pogodzić się ze śmiercią bliskiej osoby. To jednak, jak dziecko poradzi sobie z żałobą, zależy przede wszystkim od nas, dorosłych. Tylko my możemy pomóc mu przejść przez rozpacz, tęsknotę i osamotnienie. Nie zrobimy tego, jeśli sami zabłądzimy na tej drodze.

Mój bunt spokorniał, a płacz i żal przeszły w tęsknotę. Pomogła mi wiara mamy, a potem moja. Dzięki niej nie czułam się nigdy sama. Nauczyłam się prostego zaufania do życia. Teraz wiem, że jeśli spotykają nas ciężkie i smutne sytuacje, dobrze jest wiedzieć, że dostanie się tyle siły, ile potrzeba, by im podołać 5.

Julia ma dziś 7 lat. Ilekroć jest na grobie swojego taty, do kamiennego wazonu wkłada zrobiony przez siebie rysunek, na którym pisze: Dla tatusia od Julki.

Imiona niektórych bohaterów zostały zmienione.

1 Magdalena Krzeptowska, Moja droga od rozpaczy do nadziei. Pocieszenie po śmierci dziecka, Wydawnictwo Znak, Kraków 2002, s. 137.
2 Wywiad z Joanną Zbrożek przeprowadzony przez Larysę Michalską-Guidon opublikowany został w kwietniu 2008 roku w „Gazecie Wyborczej” w ramach akcji „Umierać po ludzku”.
3 Magdalena Krzeptowska, op. cit., s. 17, 49.
4 Ibidem, s. 136.
5 Ibidem, s. 142.

A gdy będziemy razem w niebie
Katarzyna Kolska

dziennikarka, redaktorka, od trzydziestu lat związana z mediami. Do Wydawnictwa W drodze trafiła w 2008 roku, jest zastępcą redaktora naczelnego miesięcznika „W drodze”. Katarzyna Kolska napisała dziesiątki reportaży i te...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze