Spowiedź
Gdyby nasze przeżywanie adwentu miało charakter przypomnienia ostatecznej perspektywy naszego życia, byłoby już świetnie.
Adwent to przede wszystkim czas oczekiwania. Może się wydawać, że ten okres liturgiczny jest zupełnie niedzisiejszy. Dziś przecież nie mamy czasu czekać. Jesteśmy zabiegani, mamy dużo pracy, zajęć… Ale nawet gdyby jakimś cudem ktoś nam podarował nieco więcej wolnego czasu, czy chcielibyśmy go spędzić na czekaniu? Najczęściej, gdy musimy czekać na wizytę u lekarza, w urzędzie, by załatwić sprawę, lub gdy przed ekranem komputera czekamy na wolno otwierającą się stronę internetową, oczekiwanie kojarzy się nam przede wszystkim z niesprawnie działającym systemem. A taki system, wiadomo, należy naprawić lub wymienić, a jeśli to niemożliwe, przynajmniej jakoś go obejść, by w końcu nie tracić czasu na czekanie lub by czekać jak najkrócej. Szczerze nie lubimy czekać, nawet gdybyśmy czasu mieli pod dostatkiem.
Reklamy to dobre lustro społeczeństwa. Ich twórcy uważnie nas badają, by reklamowane produkty dokładnie odpowiadały naszym potrzebom i upodobaniom. W świecie reklam nigdy się nie czeka. Konta w bankach, kredyty są załatwiane od ręki, a często nawet bez wychodzenia z domu. Suplementy diety przynoszą pożądany efekt w czasie tak krótkim, że się go nie zauważa. Operatorzy sieci telefonicznych i sprzedawcy telefonów komórkowych zapewniają nas, że nasze zdjęcia mogą być błyskawicznie dostępne na portalach społecznościowych. Liczy się natychmiastowy efekt, z możliwie jak najkrótszym czasem oczekiwania, bo czekanie to niepotrzebna strata czasu.
Są oczywiście produkty, których jakość kojarzy się z upływem dłuższego czasu, jak choćby dobre wina czy dojrzałe sery. W takich przypadkach reklamodawcy podkreślają cierpliwość producenta, robią ukłon w stronę minionych czasów, gdy czas nie pędził, a wszystko było smaczniejsze. Tę cierpliwość na przedstawianych obrazkach jednak ma ktoś inny… owszem dla nas, ale i za nas, i byśmy nie musieli czekać, wszystko możemy zamówić jednym kliknięciem, z natychmiastową dostawą do domu.
I jak w takim świecie mówić o adwencie? Przecież to istna antyreklama! Cztery tygodnie czekania? Handlowcy dobrze wiedzą, że to strata czasu. W sklepach adwentu nie ma. W sklepach jest od razu Boże Narodzenie (albo przynajmniej Gwiazdka i instrumentalna wersja kolęd), przed czasem nawet i zdecydowanie dłużej niż w Kościele. Na pewno dzisiejsze czasy nie mają adwentowego ducha. A my, wierzący? Przecież jesteśmy dziećmi naszych czasów, równie niecierpliwi, jak większość ludzkości XXI wieku.
Dwa przyjścia Chrystusa – jak to pogodzić?
Adwent przypomina dwa przyjścia Boga na świat. Pierwsze to tajemnica wcielenia, czyli narodziny Jezusa w Betlejem. Drugie to powtórne przyjście Chrystusa na końcu czasów. Choć w obu tych wydarzeniach wspólne jest „przyjście” (stąd nazwa adwent od łacińskiego adventus), trochę zamieszania może sprawiać to, że jedno z nich już się dokonało, drugie zaś ma dopiero nastąpić w bliżej nieokreślonej przyszłości. Na którym przyjściu należałoby się bardziej skupić? A jeśli oba są tak samo ważne, to jak je praktycznie połączyć? Nie jest przecież łatwo ogarnąć naraz przeszłość i przyszłość, co innego Panu Bogu.
Gdy wspominamy pierwsze przyjście, adwent jest czasem przygotowania do świąt Bożego Narodzenia. Słusznie można pytać, jaki jest sens tego przygotowania i co jest właściwe dla adwentu, co moglibyśmy zagubić, przechodząc bezpośrednio do samych świąt Bożego Narodzenia. Oczywiste jest to, że do ważnych wydarzeń i świąt trzeba się przygotować, zatrzymać, przypomnieć sobie sens tego, co świętujemy. Z pewnością sama praca pamięci wprawiająca nas w świąteczną zadumę, trud rekolekcji, a nawet podjęcie wysiłku pojednania, bez którego niekiedy trudno usiąść przy wigilijnym stole – to bardzo dobre i wartościowe adwentowe przygotowanie. Na to potrzeba czasu i dobrze, że on jest. Czy to jednak wszystko? Czy nie ryzykujemy pewnej redukcji adwentu i świąt Bożego Narodzenia do wspomnienia wydarzeń z przeszłości? Owszem, wydarzeń bardzo ważnych dla człowieka wierzącego, ale jednak przede wszystkim wspominanych?
Drugim przyjściem, do którego odsyła nas adwent, jest powtórne przyjście Chrystusa na końcu czasów. Wydarzenie bardzo ważne, którego sens lapidarnie określają słowa Credo: „(…) i powtórnie przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych, a królestwu Jego nie będzie końca”. Wierzymy zatem, że powtórne przyjście Chrystusa przyniesie nam, ludziom, pełną obecność królestwa Bożego, w którym nie będzie niesprawiedliwości ani nikczemności, w którym nie będzie ani cierpienia, ani śmierci. Na to możemy jedynie czekać z tęsknotą i nadzieją. Wydarzenie to jednak objawi nam również prawdę o nas samych i naszym życiu – taki jest sens słów o sądzeniu żywych i umarłych. W pełnym blasku królestwa Bożego okaże się to, czy do niego dorastamy i w jakim stopniu. Stąd wszelkie wezwania do czujności i gotowości, by się nie okazało, że do królestwa Bożego zwyczajnie nie pasujemy. Przypowieść o zaproszonych na ucztę weselną ilustruje taką sytuację pytaniem króla: „Przyjacielu, jakże tu wszedłeś, nie mając stroju weselnego?” (Mt 22,12).
Oczywiście czujność i gotowość, o których tu mowa, nie ogranicza się do czterech tygodni poprzedzających Boże Narodzenie. Wiadomo, że chodzi o postawę obecną w całym naszym życiu. Corocznie przeżywany czas adwentu można w pewnym sensie porównać do szczepienia przypominającego, czyli dawki szczepionki podanej w określonym odstępie czasu od szczepienia podstawowego (chrzest, nawrócenie) w celu przedłużenia odporności na daną chorobę (grzech, pokusę życia według logiki królestwa tego świata). Gdyby nasze przeżywanie adwentu miało właśnie taki charakter przypomnienia ostatecznej perspektywy naszego życia i odnowienia w nas pragnienia poszukiwania najpierw królestwa Bożego i jego sprawiedliwości – byłoby już świetnie. Ale czy sens Wielkiego Postu nie jest podobny? Czy adwent nie jest zaproszeniem do trochę innego niż pokutny wymiaru przeżywania naszej wiary i naszego życia?
Adwent – czas stanu błogosławionego
Czas adwentu jest niewątpliwie naznaczony osobą Maryi. Bez jej „tak”, wypowiedzianego w momencie zwiastowania, nie byłoby Bożego narodzenia. Ale między sceną zwiastowania a narodzinami Chrystusa jest określony czas oczekiwania. Czas, który nie jest stratą czasu, nie jest wynikiem niesprawności systemu. Czas, którego nie da się skrócić i którego nie powinno się skracać – raczej wszystko należy uczynić, by się on do końca wypełnił. To czas ciąży, czas spodziewania się dziecka. Czas nazwany stanem błogosławionym, w którym w ukryciu rozwija się nowe życie. Najgłębszy sens adwentowego oczekiwania i przygotowania jest taki sam, jak czasu potrzebnego, by w łonie matki rozwinęło się nowe życie. Czas niełatwy, trudny do zrozumienia, ale radosny. Uwaga skupia się na tym, który ma przyjść na świat. Wiadomo jednak, że zdrowie i życie dziecka zależy od tego, jak ten czas przeżywa jego matka i w jakiej jest kondycji.
Nie chodzi tu jednak o ładną metaforę ani też o medytację tego, co mogła przeżywać Maryja, będąc w ciąży z Jezusem. To drugie przyjście Chrystusa na końcu czasów nie pozwala nam się zatrzymać jedynie na przeszłości. Nie umniejszając wagi macierzyństwa Maryi i narodzenia Chrystusa w Betlejem, zaprasza nas do nabrania pewnego dystansu do tych wydarzeń, pozwalającego dostrzec nową perspektywę. Podobnie jak czyni to Jezus, gdy – słysząc, że Matka Jego i krewni próbują się z Nim spotkać mimo licznie zgromadzonego tłumu – wprowadza nowe rozumienie macierzyństwa: „Któż jest moją matką i którzy są braćmi?”. I spoglądając na siedzących dokoła Niego, mówi: „Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką” (Mk 3,33–35).
Nie dziwi to, że ten, kto słucha Słów Boga i wypełnia je, jest nazwany bratem lub siostrą Jezusa. Zaskakujące jest jednak, że Jezus takich ludzi nazwa swoją matką. Matka to przecież ta, która wydaje na świat. To bardzo mocne słowa, bo znaczą, że chrześcijanin ma rodzić światu Chrystusa. Zatem tak jak Maryja, będzie przechodził przez czas oczekiwania na narodziny Boga. Już nie jako widz postronny, ale jako ten, w którego wnętrzu pojawia się nowe życie, i to życie Boga.
Księga Apokalipsy, której horyzontem są czasy ostateczne, czyli powtórne przyjście Chrystusa, przedstawia Kościół (nas, chrześcijan!) właśnie jako brzemienną kobietę:
Potem wielki znak się ukazał na niebie: Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu. A jest brzemienna. I woła cierpiąc bóle i męki rodzenia.
I inny znak się ukazał na niebie: Oto wielki Smok barwy ognia, mający siedem głów i dziesięć rogów – a na głowach jego siedem diademów. I ogon jego zmiata trzecią część gwiazd nieba: i rzucił je na ziemię. I stanął Smok przed mającą rodzić Niewiastą, ażeby skoro porodzi, pożreć jej dziecię.
I porodziła Syna – Mężczyznę, który wszystkie narody będzie pasł rózgą żelazną. I zostało porwane jej Dziecię do Boga i do Jego tronu. […]
I nastąpiła walka na niebie […]. I został strącony wielki Smok, Wąż starodawny, który się zwie diabeł i Szatan, zwodzący całą zamieszkałą ziemię, został strącony na ziemię, a z nim strąceni zostali jego aniołowie. I usłyszałem donośny głos mówiący w niebie: „Teraz nastało zbawienie, potęga i królowanie Boga naszego i władza Jego Pomazańca, bo oskarżyciel braci naszych został strącony, ten, co dniem i nocą oskarża ich przed Bogiem naszym” (Ap 12,1–5.7.9–10).
Dwa przyjścia Chrystusa, które adwent stawia przed nami, kreślą punkt odniesienia dla teraźniejszości. Nie chodzi jednak tylko o umiejscowienie w czasie. Adwent przypomina nam, wierzącym, o naszej roli w historii zbawienia, o naszym powołaniu. Święty Paweł, przeżywając tę tajemnicę, pisał: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20). To samo dotyczy każdego wierzącego. A adwent jest po to, by do każdego z nas dotarła niesamowita nowina, że przez chrzest nosimy w sobie Chrystusa, by Go nieustannie dawać światu, do czasu Jego powtórnego przyjścia w chwale.
Czas adwentowego oczekiwania, radosnego i przejmującego zarazem, to czas konieczny, by w nas rosło nowe życie Boga, wisceralnie złączone z naszym własnym. Wszelkie porządki duchowe, które podejmujemy w tym czasie, takie jak przygotowania w domu na przyjęcie nowo narodzonego, mają jak najbardziej sens. Każda matka wie jednak, że to najważniejsze nie polega na uszykowaniu łóżeczka lub kompletu ubranek dla niemowlaka, choć i to jest konieczne. Najbardziej liczy się przecież gotowość przyjęcia nowego życia, która rozgrywa się w sercu i która angażuje o wiele bardziej niż zewnętrzne przygotowania. Od momentu poczęcia, od chwili uświadomienia sobie, że oto pojawia się nowe życie wewnątrz nas, nic już nie będzie takie samo… a przede wszystkim my i nasze życie stajemy się inni. Na to wszystko potrzeba czasu, i nie tylko potrzebuje go dziecko, by dobrze się rozwijało, ale i każda kobieta, która jako matka się rozwija i rodzi wraz ze swoim dzieckiem.
Adwent to nasz czas błogosławieństwa, czas, byśmy uświadomili sobie i cieszyli się z tego, co się nam przydarzyło i przydarza. Czas potrzebny, byśmy tak jak Maryja uwierzyli i przyswoili sobie tajemnicę wcielenia, która stała się częścią nas.
Oceń