Triduum Paschalne. Przewodnik
Koniec lata przywitałam w Bretanii, przepięknym regionie na północnym zachodzie Francji. Pojechałam do przyjaciół, którzy mają uroczy dom niedaleko średniowiecznego miasta Vannes. Miałam szczęście, bo pogoda była fantastyczna, cały czas świeciło słońce i nie spadła ani jedna kropla deszczu, co wcale nie jest takie oczywiste w tamtych rejonach Europy. Oczy pełne były cudownych pejzaży i pięknych zabytków, a serce – niezwykle serdecznej gościnności moich gospodarzy.
W miejscowości Locmariaquer można podziwiać ślady kultury celtyckiej sprzed ponad 6000 tysięcy lat. Leży tam w środku pola głaz z granitu, przełamany na cztery części. Jest to największy menhir na świecie (w języku bretońskim „men” znaczy kamień, a „hir” długi), kiedyś wznoszący się pionowo na wysokość około 20 m. Dla archeologów jest to podwójna zagadka: jak ludzie zdołali przetransportować z daleka (tego rodzaju granitu nie znajdzie się w pobliżu) i postawić pionowo blok ważący ponad 280 ton i co spowodowało jego pęknięcie. Obie kwestie, mimo różnych teorii, pozostają tajemnicą historii, a wielki, robiący niesamowite wrażenie menhir, prowokuje kolejne pokolenia do popuszczania wodzy fantazji.
***
Według normandzkiego poety Wace’a (XII wiek), autora Roman de Rou i Roman du Brut, zaczarowany las Brocéliande znajduje się w Bretanii. Dzisiaj jest najczęściej identifikowany z lasem w Paimpont, niedaleko Rennes, mrocznym, ale pięknym pomnikiem przyrody. Miłośnikom legendy o Królu Arturze i Rycerzach Okrągłego Stołu to miejsce powinno być znane, ponieważ znajduje się tam między innymi grobowiec Merlina i Fontanna Młodości. Pierwszym rozczarowanym był sam Wace, który tak pisze: „Pojechałem tam, by zobaczyć cuda; widziałem las i tamtejszą ziemię i szukałem cudów, ale ich nie znalazłem. Pojechałem tam jak głupi i wróciłem głupcem. Szukałem głupoty i uważam się za głupca”. Las Brocéliande był inspiracją dla takich pisarzy, jak J. R. R. Tolkien (kraina Beleriand w Silmarillionie) oraz Andrzej Sapkowski (Brokilon w sadze o Wiedźminie).
***
Zupełnie inny klimat panuje w uroczym XVII-wiecznym porcie w Saint Goustain. W grudniu 1776 roku zatrzymał się tutaj Benjamin Franklin, który jechał do Paryża, żeby prosić o pomoc dla amerykańskich kolonii walczących wówczas o niepodległość. Na ambonie w kościele pod wezwaniem św. Zbawiciela stoi drewniany posąg świętego Goustaina, który trzyma w ręku ogromną rybę. Jest patronem marynarzy i rybaków w tej części świata. Goustain urodził się w Kornwalii w X wieku. W młodości został uprowadzony przez piratów i był trzymany w niewoli. Po paru latach, ze względu na rozległe rany na stopach, piraci porzucili go na wyspie Ouessant, niedaleko Finistere. Tam żył przez pewien czas, odżywiając się codziennie kawałkiem wyłowionej ryby, która w cudowny sposób odrastała, stając się znowu cała i świeża.
***
Najważniejszym patronem bretończyków jest jednak święta Anna. Bretończycy nie tylko modlą się do niej w okazałej bazylice w Auray, gdzie co roku 26 lipca gromadzą się tłumy pielgrzymów, ale i na co dzień noszą ją głęboko w sercu. Historia powstania sanktuarium sięga początku XVII wieku, kiedy to biedny chłop Yves Nicolazic znalazł na swoim polu drewniany posąg św. Anny. Wokół figury świętej najpierw została zbudowana kaplica, a dopiero w XIX wieku ogromny kościół. Święta Anna, jak się dowiaduję, jest patronką małżeństw, matek, wdów, piekarzy i żeglarzy. Dodałabym, jeśli wolno, kolejną bardzo ważną kategorię, czyli babcie. Miałam więc o co się modlić w sanktuarium w Auray: za duszę mojej babci Elnyth, z którą byłam bardzo związana, za moją matkę, która jest wspaniałą babcią dla swoich wnucząt, za moje przyjaciółki, które są już babciami, i wreszcie za samą siebie, abym, kiedy nadejdzie ten moment, potrafiła mądrze, rozważnie, ale też bez przesadnego fanatyzmu pomóc w wychowywaniu kolejnego pokolenia.
***
Wakacje mają to do siebie, że zawsze są za krótkie. Przez tydzień nie zaglądałam do komputera, nie otwierałam poczty, nie czytałam gazet. Świat wydawał się tak bardzo daleki, że kiedy dotarłam na głośne i tłoczne lotnisko w Paryżu, dopadł mnie atak paniki. No cóż, tak to bywa. Zbieram się znowu, żeby stawić czoło codziennemu życiu.
Oceń